Finał Puchar Narodów Afryki powinien szczególnie zainteresować polskich kibiców. Jednym z bohaterów tego najważniejszego spotkania na Czarnym Lądzie będzie Polak.
Nie zapomniał o polskich korzeniach
Polscy kibice - w fazie grupowej PNA - kibicowali reprezentacji Mali i Henrykowi Kasperczakowi. Ale to nie koniec emocji dla fanów znad Wisły. Avram (Avraham) Grant wprowadził zespół Ghany do wielkiego finału. Od 2014 roku ten słynny szkoleniowiec ma polskie obywatelstwo. Przy okazji były szkoleniowiec Chelsea to jedna z barwniejszych postaci światowej piłki.
[ad=rectangle]
Podczas II wojny światowej jego ojciec - Meir Granat, który urodził się w Mławie - uciekł z Polski. - Nie było innej możliwości. Gdyby nie wyjechał do Izraela, Niemcy by go złapali i wywieźli do Oświęcimia. Tam czekała go pewna śmierć. Uciekł w 1941 roku, zimą, przy 40-stopniowym mrozie - Avram Grant wielokrotnie opowiadał rodzinny dramat.
Obecny szkoleniowiec Ghany urodził się już w Izraelu, jego matka pochodziła z... Iraku. Mimo tej wielokulturowej mieszanki u młodego Avrama udało się ojcu wpoić świadomość o polskich korzeniach. Nigdy nie zapomniał o naszym kraju, o holocauście, o II wojnie światowej. Bardzo często przyjeżdża do Oświęcimia, gdzie bierze aktywny udział w Marszu Żywych. Przywozi nawet swojego syna, któremu przekazuję wiedzę o zbrodniach Niemców i tłumaczy, że ich rodzinną ziemią jest Polska. Pełni nawet funkcję prezesa działającej w naszym kraju fundacji "From The Depths", której celem jest zachowanie pamięci o ofiarach holocaustu. - Jeżdżę po całym świecie i widzę, że młodzież nic nie wie o zbrodniach Hitlera, jestem po to, aby im o tym przypominać - w słowach Granta słychać misję.
"The Normal One"
Swego czasu dziennikarze typowali Granta na posadę selekcjonera polskiej kadry narodowej. Tak było po odejściu Leo Beenhakkera, do podobnej sytuacji doszło kiedy reprezentację opuszczał Franciszek Smuda, oczywiście jego nazwisko pojawiło się na giełdzie życzeń po zakończeniu pracy przez Waldemara Fornalika. Trudno się dziwić, szkoleniowiec mający w swoim CV finał Ligi Mistrzów z Chelsea, czy finał Pucharu Anglii z Portsmouth był dla PZPN-u łakomym kąskiem.
Futbolowy świat przecierał oczy ze zdumienia, gdy Roman Abramowicz bez mrugnięcia okiem oddał w jego ręce ekipę The Blues. Obaj panowie poznali się w 2004 roku i od razu przypadli sobie do gustu. Ich częste spotkania, długie rozmowy o piłce poskutkowały najpierw angażem w roli dyrektora sportowego Chelsea. Kiedy dowiedział się o tym Jose Mourinho, podobno, zdemolował pół szatni. - Co to kur** jest? O co kur** chodzi? Co ten pierd***** Abramowicz sobie myśli? - nawet zamknięte drzwi nie zagłuszyły wrzasków Portugalczyka.
"The Special One" z premedytacją ignorował Granta, chciał go w ten sposób sprowokować. Nie udało się. Avram odgryzł się już po odejściu Mou. Na pierwszej konferencji po przejęciu Chelsea przedstawił się jako… "The Normal One".
Wypadek samochodowy zabrał mu marzenia
Grant od dzieciństwa marzył o karierze piłkarza. Nigdy jej nie zrobił. W wieku 14 lat (inne źródła mówią o tym, że miał wtedy 17 lat) potrącił go samochód. Obrażenia były ogromne, lekarze walczyli przez kilka dni o jego życie. Udało się, ale nie odzyskał już pełnej sprawności w nogach. Do dzisiaj lekko utyka. Dla nastolatka to był potężny cios. Marzenia wzięły w łeb. - Przepłakał niejedną noc, zastanawiał się, co będzie dalej robił. Piłka nożna była dla niego wszystkim - zdradził jego ówczesny trener, który uczył go piłkarskiego fachu w młodzieżowych kategoriach.
Nagle przyszła odpowiedź. Mając 18 lat Grant zapisał się do szkoły trenerskiej i objął funkcję szefa wszystkich zespołów młodzieżowych w Hapoelu Petah Tikva. W mediach pojawiały się nawet informacje, że zostanie najmłodszym, w historii izraelskiego futbolu, trenerem zespołu seniorów. Nie został, czekał na tę funkcję aż do ukończenia 32 lat. Potem jego kariera potoczyła się błyskawicznie: Maccabi Tel Awiw, Hapoel Hajfa, reprezentacja. To była dopiero trampolina do pracy na Wyspach Brytyjskich.
Ghanijczycy kochają Chelsea
W ostatnich latach miał fatalną passę. Z West Ham United spadł z angielskiej ekstraklasy, a jego przygodę z Partizanem Belgrad zapamiętamy tylko z pewnego incydentu. W lutym 2012 roku zespół Sepahan Isfahan z Iranu odwołał w ostatniej chwili sparing, bo… - Rywale dowiedzieli się, że jestem Żydem - wyjaśnił Grant.
W końcu trafił do Ghany, która podczas zeszłorocznych mistrzostw świata w Brazylii przeżyła ogromną porażkę. Na dodatek okazało się, że w zespole dochodziło nie tylko do kłótni, ale nawet bójek, a piłkarze nie chcieli grać, bo działacze nie mieli dla nich obiecanych pieniędzy. Rozwiązaniem było zatrudnienie kogoś z zewnątrz, kto potrafiłby oczyścić atmosferę. Padło na Granta. - Wybraliśmy byłego trenera Chelsea, bo to jeden z najlepszych klubów na świecie i jednocześnie mający największą liczbę kibiców w naszym kraju - tłumaczył prezes piłkarskiej federacji Ghany.
Rzeczywiście. Dzięki prawie dziesięcioletnim (2005-2014) występom Michaela Essiena w londyńskim klubie, praktycznie każde dziecko w Ghanie biega w niebieskiej koszulce Chelsea.
Podczas trwającego PNA Grant ubiera zawsze właśnie niebieską koszulkę polo. Wszyscy w Ghanie wierzą, że ten kolor przynosi szczęście, dlatego tak samo ubiorę się w niedzielę na mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Oby magia mojej koszulki nas nie zawiodła - słowa Granta wskazują, że wcielił się w nową rolę. W rolę afrykańskiego szamana.