Franciszek Smuda: Nie obawiam się Lechii

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zimowe zakupy Lechii Gdańsk nie robią wrażenia na trenerze Wisły Kraków Franciszku Smudzie, który przed rundą wiosenną nie doczekał się ani jednego wzmocnienia składu.

W przerwie zimowej Lechia sięgnęła po trzech aktualnych reprezentantów Polski w osobach Sebastiana Mili, Grzegorza Wojtkowiaka i Jakuba Wawrzyniaka oraz po Łukasza Budziłka, Gersona i Donatasa Kazlauskasa. Tymczasem w Wiśle jedyną nową twarzą jest Michał Miśkiewicz, który jesienią był bez klubu i do tego leczył kontuzję, a numerem "1" w bramce Białej Gwiazdy pozostał Michał Buchalik. [ad=rectangle] Wisła zainauguruje rundę wiosenną właśnie od starcia z Lechią, ale "Franz" nie obawia się tego, że gdańszczanie mogą być silniejsi niż jesienią. - Nie zwracam na to uwagi. Każdy wzmacnia się jak może. Nasza sytuacja jest taka, a nie inna i my na dziś żadnych tuzów nie sprowadzimy. Mam zespół, który gra razem od półtora roku, więc moi piłkarze już coś łyknęli: organizacja gry systematycznie idzie do przodu - tłumaczy Smuda.

Były selekcjoner reprezentacji Polski uczula swoich zawodników na to, że w pierwszym po zimowej przerwie spotkaniu przed własną publicznością Lechia może rzucić się na nich z pianą na ustach: - Ale może to my się rzucimy na Lechię? Nigdy nie mamy nic do stracenia. W Gdańsku nam się zawsze dobrze gra. Ostatnio tam zremisowaliśmy 2:2, a byliśmy w bardzo złej sytuacji kadrowej - tamten wynik był szczęśliwy dla Lechii, a dla nas pechowy.

W czasie przygotowań do rundy wiosennej Smuda odniósł dwie kontuzje: najpierw podczas odśnieżania swojej posesji poślizgnął się i przez kilka dni chodził z podbitym okiem, a w czasie rozegranego w Turcji sparingu z Sheriffem Tiraspol doznał rozcięcia łydki. Szkoleniowiec bierze to za dobrą wróżbę przed wiosną: - To co mnie w życiu wcześniej nie spotkało, to spotkało mnie teraz. Każdy musi swoje w życiu przeżyć. Ja bym wziął na siebie jeszcze więcej, gdyby to było gwarancją, że tym razem obędzie się bez urazów, bo rok temu przez kartki i kontuzje mieliśmy trudną wiosnę.

Źródło artykułu: