- Dopiero w Rotterdamie nauczono mnie taktyki i techniki. Nie byłem może zielony jak sałata, ale nie potrafiłem się poruszać jak koledzy - przyznał. - Mimo że uważam szkółkę w Zielonej Górze za jedną z najlepszych w Polsce, tam wszystkimi opiekował się jeden masażysta. W Holandii każda grupa ma dwóch. A jeszcze fizjologa i specjalistę, który pokazuje nam, jak biegać, jak stawiać nogi, jak oddychać.
- Inaczej też zorganizowane są rozgrywki juniorów. W ligach grają młodzieżowe drużyny zespołów występujących w Eredivisie. Dzięki temu nawet 15-latek może się spotkań z Ajaxem, PSV czy Heerenveen. Na nasze mecze przychodziło po 5 tys. ludzi - przyznał.
- Dla polskich trenerów 20-letni piłkarz to junior. Dla holenderskich - gracz pierwszej drużyny. Oni wiedzą, jak o młodych dbać, w Polsce nikt się tym nie przejmuje. W Holandii nie liczy się wiek, a umiejętności. Połowa kadry pierwszego zespołu to juniorzy. To holenderska specyfika. Wiedzą, że im się to opłaci - powiedział w rozmowie z Gazetą Wyborczą Janota.