Jeśli rzeczywiście chciał się do tego przyznać publicznie, wybrał zły moment. Nie wiem jednak czy działacz PZPN w starym stylu, tak łatwo wystawiłby się działaczom PZPN w nowym stylu, którzy pracują podobnie, tyle, że ze znacznie lepiej przygotowanym zapleczem.
Miał rację Dariusz Tuzimek, który w swoim słynnym felietonie zamkniętym w szufladzie stwierdził, że jeśli to miał być główny lider opozycji Zbigniewa Bońka, to dobrze, że odpadł już na tym etapie. Konferencja zwołana przez Grenia w ciasnej sali hotelu Ibis była groteskowa. Działacz z Podkarpacia machał swoimi spodniami i pytał czy są czarne czy granatowe, mówił, że chciano go ukrzyżować w Wielki Piątek, ale się nie udało, prezentował kabaretową przeróbkę video-rozmowy z kibicem, jako rzekomy dowód prezentowany przez media w jego sprawie. Dał się wciągnąć w sidła, do krętactwa na miarę 2015 roku nie jest zwyczajnie przygotowany. Teraz można się zastanawiać czy rozróżnia internetowego mema od zdjęcia akt sądowych.
[ad=rectangle]
Prezentacja przygotowana w Wordzie, z amatorsko wklejonymi zdjęciami, notoryczne potknięcia w czytaniu, wpadkach w stylu "prawdziwej prawdy", niedopuszczenie dziennikarzy do pytań i niespójna linia obrony opierająca się na spisku, pokazały jaki Greń jest. Tyle, że jaki Greń jest, każdy wiedział. Spodziewaliśmy się, że skoro już jedzie do Warszawy powie coś więcej niż oczywistości o tym, jak powstają teksty w gazetach i że to nie przypadek do kogo zgłosili się kibice, którym sprzedał bilety.
Liczyliśmy raczej na słynne już kwity, na beczkę prochu, bo to przecież Greń organizował zwycięską kampanię w wyborach na szefa PZPN i Grzegorzowi Lacie, i Bońkowi. Liczyliśmy, że powie ile PZPN płaci na koszty reprezentacyjne, skoro nie wypłaca pensji prezesowi, albo ile związek wynajmuje apartamentów w Warszawie i dla kogo. Tego nie wiemy nadal.
Rację miał Mirosław Żukowski, który napisał w "Rzeczpospolitej" (ważne, że tekst nadal dostępny na stronie internetowej), że zachowanie Grenia w Dublinie to młyn na wodę machiny medialnej PZPN. Takich okazji się nie marnuje. Działacz z Podkarpacia zapowiedział pozwy o miliony przeciwko tym, którzy szkalowali jego dobre imię. Stwierdził, że był szpiegowany, a cała sprawa jest prowokacją. Ale ponieważ nie odpowiadał na pytania, trudno stwierdzić, jak bardzo w to wierzy. Zanim jedna z gazet błyskawicznie i skutecznie jak nigdy dotarła do materiałów od rzecznika policji czy też sądu w Dublinie, swoją wersję wydarzeń zmieniał w końcu siedem razy.
To niewykluczone, że Greń wygra przed sądem. Oczywiście nie z niszowym portalem bukmacherskim zarejestrowanym poza granicami, ale z innymi działających w ramach polskiego prawa może przynajmniej próbować. Zapowiedział przecież, że ma świadków, dla których bilety były przeznaczone, zarzekał się, że nie sprzedał pod stadionem ani jednej wejściówki, chociaż chwilę później dodawał, że handlowało wielu, a zatrzymano właśnie jego. Tłumaczył, że nie miał biletów po 70 euro, a to jeden z głównych argumentów atakujących go mediów. Właściwie to w całej, trwającej niemal godzinę konferencji, był to dla mnie jedyny merytoryczny cios.
To była bardzo smutna konferencja, pokazująca czym zajmuje się środowisko piłkarskie w kraju, którego drużyny nie było w Lidze Mistrzów już prawie dwadzieścia lat. Greń po końcowym gwizdku uciekł do windy i zaszył się w pokoju. Są tacy, którzy twierdzą, że dla ludzi spoza środowiska konferencja była bardzo sprytnie i populistycznie poprowadzona. Mnie to bawiła, to wprawiała w osłupienie.
[b]Michał Kołodziejczyk
[/b]
No tak policja w Irlandii od tak z palca wyssał sobie te zarzuty.
https://www.facebook.com/video.php?v=619795904818056&fref=nf