Prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej zorganizował we wtorek specjalną konferencję prasową, by bronić swojego dobrego imienia i przedstawić swoją wersję wydarzeń, które miały miejsce w Dublinie przy okazji meczu el. Euro 2016 Irlandia - Polska (1:1). Przypomnijmy, że 30 marca Irish Examiner poinformował, że w 29 marca, czyli w dniu spotkania, Greń został aresztowany przez irlandzką policję w związku z dystrybucją biletów w miejscu publicznym bez posiadania odpowiedniej licencji - działacz został aresztowany na Lansdowne Road nieopodal AVIVA Stadium.
[ad=rectangle]
Noc z 29 na 30 marca podkarpacki baron spędził w areszcie, a 30 marca stawił się przed sądem, przed którym - według Irish Examiner - przyznał się do stawianego mu zarzutu dystrybucji biletów w miejscu publicznym bez odpowiedniej licencji. Prowadzący rozprawę sędzia odstąpił od wymierzenia kary za wymienione wyżej wykroczenie.
Polski Związek Piłki Nożnej błyskawicznie zdementował jedną z informacji Irish Examiner, jakoby Greń członkiem oficjalnej delegacji związku na mecz w Dublinie. Z kolei 2 kwietnia federacja poinformowała, że na podstawie zebranych dowodów (informacje od Podkarpackiego ZPN, protokół irlandzkiej policji) postępowanie dyscyplinarne w sprawie Grenia wszczęła Komisja Dyscyplinarna PZPN.
Zamiast jednak bronić swojego dobrego imienia i przedstawić swoją wersję wydarzeń z Dublina, Greń rozpoczął swoje wystąpienie od ataku na portal weszlo.com i prezesa PZPN Zbigniewa Bońka za to, że jako włoski obywatel jest twarzą firmy bukmacherskiej Expect. Dopiero w drugiej kolejności przeszedł do przedstawienia swojej wersji wydarzeń z Irlandii.
- Cieszę się, że są tu dziennikarze, którzy chcą poznać prawdziwą prawdę, a nie tę przedstawioną przez niektóre media. Wierzę w to, że są jeszcze ludzie, którzy uwierzą to, że nic złego nie zrobiłem - przyznał Greń, dodając, że z zaproszenia na konferencję prasową nie skorzystali prezes Boniek, sekretarz generalny związku Maciej Sawicki, inni członkowie zarządu PZPN, rzecznik dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski i członkowie Komisji Dyscyplinarnej PZPN.
- W mojej ocenie w ogóle nie powinno być tej sprawy. Rozpętano burzę medialną w kilku mediach. Oświadczam, że nie pojechałem na mecz w celach zarobkowych. Z powodów mi nieznanych zatrzymano mnie i 12 biletów przeznaczonych dla kibiców z Polski. W Dublinie byłem jako osoba prywatna za własne pieniądze. Czekałem na przyjaciela, który miał odebrać bilety. Czy ja stałem z biletami w ręce? Czy ktoś mnie złapał w trakcie transakcji? Czy ktoś mnie złapał, gdy brałem pieniądze i przekazywałem bilety? Nie jestem "konikiem", jak przedstawiły mnie niektóre media - mówił Greń, dodając: - Ludzie z PZPN wypytywali mnie czy lecę na mecz, jak lecę na mecz albo kiedy wracam z Dublina. Dziwna rzecz, ale nie miałem nic do ukrycia, bo nie miałem złych zamiarów. Dziś już świetnie wiem, że byłem inwigilowany. Gdybym faktycznie chciał zarobić na handlu biletami, to zrobiłbym to po cichu przez osoby trzecie. Przecież ja stałem naprzeciw głównego wejścia na stadion przed kamerą monitoringu. Nie miałem zamiaru robić niczego złego i czegoś niezgodnego z prawem albo z dobrymi obyczajami.
Lwią część konferencji Greń poświęcił omówieniu materiału jednego z dzienników, który zajął się sprawą z Dublina, konfrontując jego doniesienia ze swoją wiedzą. Greń nie podważał faktu aresztowania i stanięcia przed irlandzkim sądem, ale długie wystąpienie prezes Podkarpackiego ZPN było bardzo chaotyczne i niespójne. Greń zapewnił jednak, że Podkarpacki ZPN nie był w posiadaniu biletów kosztujących 70 euro, którymi rzekomo handlował w Dublinie, a miał do swojej dyspozycji jedynie wejściówki w cenie 50 euro.
- Jak się mnie katowało przez tydzień, jak się mnie ukrzyżowało i jak się mnie traktowało jak zbrodniarza wojennego, to teraz mam prawo do obrony, więc proszę o cierpliwość - apelował Greń, który w czasie spotkania z dziennikarzami zaprezentował... nawet garderobę, którą rzekomo miał na sobie 29 marca w Dublinie, by udowodnić, że świadkowie mylą się, twierdząc był ubrany na granatowo, ponieważ był ubrany na czarno.
Greń wyśmiał też fakt, że świadek, który miał nabyć od niego bilety na dublińskiej ulicy, nie chciał podać w mediach swojego nazwiska, a w rozmowie z TVN24 wystąpił w kapturze. - Człowiek w kapturze?! Co ja mu sprzedawałem: broń, granaty, prochy, czołgi? Człowiek w kapturze?! Czego się boją anonimowi świadkowie? Mieszkający od 10 lat w Irlandii człowiek płacił mi złotówkami? W słoiku je trzymał?! - kpił Greń.
W drugiej części wystąpienia szef Podkarpackiego ZPN zaatakował aktualne władze PZPN z prezesem Bońkiem na czele. - Dlaczego prezes Boniek chciał rozpętać burzę medialną, mówiąc, że byłem w posiadaniu 49 biletów? To Podkarpacki Związek Piłki Nożnej był w posiadaniu biletów, a nie ja. Nie dziwię się, że akurat te media miały takie cynki. Niech mi ktoś udowodni, że przyjmowałem pieniądze za bilety - grzmiał podkarpacki baron.
Greń dał do zrozumienia, że afera z Dublina to jedynie element planu, którego celem jest usunięcie go z władz futbolu, a w który zamieszane są niemal wszystkie najważniejsze polskie media sportowe: - Jeśli statut, który jest w przygotowaniu, przejdzie, to ten związek od 9 czerwca będzie miał wiecznego prezesa. Czy fakt, że Maciej Wandzel wycofał się z kandydowania na prezesa PZPN, było spowodowane strachem przed tym, że zrobi się z nim to samo, co z Greniem czy czymś innym? Boję się, że strachem. Mówię to z całą stanowczością: zastraszano mnie i postanowiono mnie unicestwić, bo ktoś ma coś do ukrycia.
- Przy tym meczu z irlandzką policją współpracowała tylko jedna osoba z PZPN. To przypadek, że policja podeszła prosto do mnie? To przypadek, że mnie o nic nie zapytano, tylko od razu wyrwano mi telefon? Podczas zatrzymania i przesłuchania nie byłem ani razu wylegitymowano - mój paszport był cały czas w hotelu - snuł opowieść Greń, dając do zrozumienia, że został z góry wskazany irlandzkiej policji.
- Jeśli pan Boniek jest takim mężem stanu, to czemu nie chciał się ze mną spotkać i mnie wysłuchać. Szef dobrej firmy czy stowarzyszenia powinien właśnie tak zrobić. Ze mną nikt się nie chce spotkać. Widocznie zależało mu na takim załatwieniu sprawy. Od razu wszczęto postępowanie dyscyplinarne i to na podstawie doniesień medialnych! Będę karany za naruszenie podstaw etyczno-moralnych, a czy etyczne i moralne jest reklamowanie na portalu weszlo.com "bukmacherki", co jest zabronione? - pytał retorycznie Greń, dodając: - Czemu przeciwko prezesowi Komisja Dyscyplinarna nie wszczyna postępowania dyscyplinarnego? Ja już znam rozstrzygnięcie w mojej sprawie - będę wykluczony ze struktur. W piątek podczas nadzwyczajnego posiedzenia zarządu PZPN zostanę zawieszony jako członek zarządu, a Komisja Dyscypliny wykluczy mnie ze struktur związku, bo o to chodzi, by przeszedł nowy statut.
Po blisko godzinnym monologu członek zarządu PZPN nie pozwolił licznie przybyłym na konferencję dziennikarzom na zadawanie pytań. - Moi prawnicy składają pozwy i będą to pozwy milionowe, bo moje życie zostało zniszczone. "Łączy Nas Piłka" - piękne hasło. A może "Łączą nas interesy"? Ale o tym w kolejnym odcinku o PZPN. Przyjdzie kolej na kolejne spotkanie z ludźmi, którzy chcą pokazać prawdę. Ukrzyżowano mnie w Wielki Piątek, ale jeszcze żyję i dowiodę wielu rzeczy. Będę rozmawiał z tymi mediami, które chcą widzieć prawdę o tym, co się dzieje w polskiej piłce - tak zakończył wystąpienie i pospiesznie opuścił salę konferencyjną.