To dobrodziejstwo, że Opole ma taki klub - rozmowa z Piotrem Rzepką, nowym trenerem Odry Opole

Piotr Rzepka na początku swojej pracy z Odrą Opole sprawia wrażenie człowieka, który jest pełen optymizmu i zapału do ciężkiej pracy. Na razie jednak musi zmierzyć się z szarą rzeczywistością niebiesko-czerwonych, którzy borykają się z olbrzymimi problemami finansowymi. - Czasy są takie, że bez pomocy ciężko jest się rozwijać. Tu każdy marzy o wielkiej Odrze, ale ona będzie tylko wtedy, kiedy wszyscy to zrozumieją i zaczną pomagać - mówi w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl nowy opiekun opolan.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Dębowicz: Jest pan w Opolu już kilka dni, więc wypadałoby zacząć od pytania jak się panu tutaj podoba?

Piotr Rzepka Miasto podoba mi się bardzo, chociaż ten zabrudzony śnieg nie wygląda zbyt ładnie, ale pewnie jak stopnieje będzie tu jeszcze ładniej. Sam klub ma bogatą tradycję. Chciałoby się, żeby drużyny z taką przeszłością jak Odra grały jak najwyżej. To będzie mój cel, żeby ludzie w Opolu mieli satysfakcję z naszej postawy, a ja żebym miał satysfakcję, że drużyna gra coraz lepiej, chłopcy się rozwijają i idziemy w dobrym kierunku.

Odra jest dla pana szansą na powrót na pierwszoligowy poziom i chyba dobrą okazją do udowodnienia działaczom z Jastrzębia, że pomylili się rezygnując z pana. Oficjalnie zadebiutuje pan przecież właśnie w meczu przeciwko GKS-owi.

- Zacznijmy od tego, że nikt mnie z Jastrzębia nie zwolnił, tylko nie przedłużono mojej umowy, która wygasała 30 czerwca. Zarząd doszedł do wniosku, że potrzebuje innej myśli szkoleniowej. Wypełniliśmy kontrakt - klub względem mnie, ja względem klubu - i nigdy nie żyłem rządzą rewanżu. W ogóle w życiu się tym nie kieruję. Zwłaszcza w stosunku do Jastrzębia, gdzie spędziłem dwa wspaniałe lata. Co do debiutu to przez te 90 minut oczywiście najważniejsza będzie Odra, mimo że darzę GKS sympatią. Jestem jednak zawodowym trenerem i idąc do pracy chcę wszystko robić na sto procent swoich możliwości. Całe życie kierowałem się tą zasadą i nie zamierzam zmieniać swoich poglądów.

Z drugiej strony znalazł się pan w środku niemałego bałaganu. Odra ma gigantyczne długi, pieniędzy za Zakrzów ciągle nie ma, a pojawiają się już głosy, że jeszcze trochę i skończy się to upadłością klubu.

- Dla wszystkich jest to bardzo trudny okres - dla piłkarzy, dla trenerów i działaczy. Kibice też wyczuwają, że jest ciężko. Już kolejna data była podana. Żyjemy z tygodnia na tydzień. My jednak pracujemy normalnie, bo obojętnie co by się nie działo to jako zawodowcy zrobimy wszystko, żeby się jak najlepiej przygotować. To jest szczególnie strasznie ciężka sytuacja dla zawodników, bo oni bardzo mocno pracują i chcieliby otrzymywać z tego tytułu pieniądze. Przecież nawet, jeżeli się nie pracuje się dla pieniędzy to pracuje się za pieniądze. Także ciężko im się zmobilizować na ten ciężki okres. Zima to może i przyjemny czas z punktu widzenia, że się robi, co się lubi. Ale z drugiej strony to okres taki monotonny. Ciągle trzeba wkładać w niego sporo wysiłku, a jeżeli do tego dochodzą sprawy pozasportowe, to ma się problemy. Na razie na zajęciach wszyscy są jednak zmobilizowani i robią, co do nich należy.

Do tego dochodzą kolejne problemy. Prasa doniosła o policyjnej kontroli dokumentów dotyczących rozliczania miejskich dotacji. Zawodnikom chyba ciężko skupić się na piłce.

- Myślę, że w cywilizowanym, demokratycznym kraju muszą mieć miejsce różne rozsądne kontrole. Jeżeli mamy do czynienia w Opolu z tak ważną sprawą jak Odra to nie jest przecież tylko nazwa rzeki, ale klubu, którym żyje tyle tysięcy ludzi. Trzeba pilnować takich rzeczy, a może wykażą, że jeszcze coś tam można wykorzystać, może znajdą się jakieś furtki na finansowanie. Przecież Odra to nie rok czy dwa, ale lata tradycji, dwadzieścia lat na boiskach Ekstraklasy, puchary europejskie. To przecież mnóstwo znanych piłkarzy i trenerów. To dobrodziejstwo, że Opole ma taki klub. Uważam, że wszyscy powinni pomagać, bo czasy są takie, że bez pomocy ciężko jest się rozwijać. Tu każdy marzy o wielkiej Odrze, ale ona będzie tylko wtedy, kiedy wszyscy to zrozumieją i zaczną pomagać.

Z powodu tych problemów wielu zawodników deklarowało chęć odejścia z Odry. Wie już pan z kogo na pewno nie będzie mógł skorzystać na wiosnę?

- Gdy rozmawiałem z zarządem w grudniu, podpisując kontrakt, ta lista była o wiele dłuższa. Ona się systematycznie skraca, chociaż nie będę jeszcze podawał nazwisk. Chciałbym, żeby grali ci, którzy są zespołowi potrzebni. Nie chciałbym więc operować nazwiskami, żeby nie wywoływać jakiś niepotrzebnych emocji. Ale powtarzam, ona się zmniejsza w porównaniu z tą, która była w trakcie mojej pierwszej rozmowy z zarządem.

Tak szybko analizując kadrę można chyba jednak stwierdzić, że pozyskanie bramkarza, napastnika i prawego pomocnika, bo Rogowski chce odejść, jest koniecznością.

- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z Marcinem, a sprawę znam z mediów. Zawodnicy na pewno są zdeterminowani, żeby odejść, bo ta sytuacja niepewności trwa już naprawdę długo. Zawsze mogą powstawać w niej różne sytuacje, więc trzeba zrozumieć chłopaków. Oni muszą jednak trenować, bo gdzieś przecież chcą grać, a do tego trzeba się przygotować, szczególnie w zimie. Na przykład trenuje z nami Marcin Józefowicz. Z decyzjami musimy jeszcze poczekać. Ważny będzie poniedziałek, bo wtedy sporo się wyjaśni na tej niwie organizacyjnej.

Ale co do bramki to tam dziura jest oczywista. Pojawiły się już nawet nazwiska Mateusza Sławika i Grzegorza Burandta. Coś jest na rzeczy?

- Jest temat tych piłkarzy. Dzisiaj pojawił się także bramkarz ze Skalnika Gracze, który grał tam całą rundę, a dzisiaj prezentował się bardzo przyzwoicie. Jest już Kuba Bella, który kiedyś już regularnie bronił i teraz będzie miał sporą szansę. Na pewno będziemy obserwować, bo wiemy jak ważną pozycją jest w dzisiejszej piłce bramkarz. Na razie ciągle pracujemy i tych znaków zapytania jest sporo.

A atak? Jesienią grał tam przekwalifikowany pomocnik Filipowicz, a na ławce siedział zawodzący Uchenna. Do tego Józefowicz w minionej rundzie grał w drugiej linii.

- Szczerze, to patrząc na tą trójkę, mogę spokojnie powiedzieć, że to zawodnicy na naprawdę dobrym, pierwszoligowym poziomie. Wszyscy mają podobne warunki fizyczne (są niskiego wzrostu – dop. red.), więc gdybyśmy mieli się za kimś oglądać to za rosłym napastnikiem, który potrafi grać tyłem do bramki. Natomiast ta trójka jest na wyróżniającym się poziomie, więc tutaj nie ma za bardzo co szukać, chyba że kogoś wyższego od nich.

A ma pan swoją listę życzeń - piłkarzy, których widziałby pan w Odrze?

- Ma taką, ale na razie nie robię z niej użytku, bo nie chcę nikomu zawracać głowy, dopóki tutaj się nie unormuje. Zresztą teraz obserwuję tych, którzy już są. Na pewno ktoś z młodzieży będzie dostawał szansę, bo nie może być tak, że klub środowiskowy, jakim jest Odra, co pewien czas nie będzie wprowadzał jakiegoś wychowanka. Patrząc na tych młodych chłopaków, których mam na treningach już widzę, że będą bliżej nie tylko 18, ale jakichś epizodów w I lidze. Także, jeżeli ktoś do nas przyjdzie to tylko zawodnik, który - jak ja to mówię - "ciągnie wózek". Nie będzie ściągania piłkarzy na pozycje, które są już obsadzone. Każdy nowy, który do nas dołączy będzie musiał być wyraźnie lepszy.

Kibice w Opolu słyszeli deklaracje, że szanse dostawać będą wychowankowie czy zawodnicy z regionu już od wielu trenerów. Tymczasem z tych obietnic nic nigdy nie wyszło, a na klub realizujący taką politykę wyrósł Odrze pod bokiem MKS Kluczbork.

- Znamy się z panem krótko, ale ci, którzy znają mnie dłużej, wiedzą, że nie jestem jakimś bajkopisarzem. Sam kiedyś musiałem przecież przebić się, będąc młodym zawodnikiem, do składu swojej drużyny. Gdzieś mi to umożliwiono i się udało. Cały świat tak robi, więc czemu w Odrze miałoby być inaczej? Wychowankowie mają zawsze priorytet, bo oni szczególnie ciężko pracują i są ze środowiska. Sprawiają tym samym, że klub jeszcze bardziej wchodzi w miasto i otoczenie.

A co się dzieje ze Srdanem Djukanovicem? Wiosną miał grać w Odrze, tymczasem nie pojawił się na pierwszym treningu i na razie nic o nim nie słyszano.

- Kompletnie nic o nim nie wiem. Coś słyszałem, że jest tutaj jakiś dobry zawodnik z byłej Jugosławii, ale to tyle. Jednak jeszcze go nie widziałem.

Zadanie utrzymania klubu nie jest łatwe. Odra ma tylko dwa punkty zapasu nad strefą spadkową.

- Gdyby były dwa punkty więcej czy tym bardziej dwa mniej też by było bardzo trudno. Obojętnie ile ma się punktów po jesieni, wiosna jest zawsze pełna pułapek. Musimy tak przepracować zimę, żeby ich uniknąć, albo mieć na nie sposoby. Będzie trudno dla wszystkich zespołów. Będzie jedna grupa, która będzie walczyć o utrzymanie i druga walcząca o awans. My niestety będziemy wśród tych pierwszych. Na dzień dzisiejszy nie zakładam nawet, jakie miejsce musimy zająć. Trzeba dobrze grać w piłkę, zdobyć jak najszybciej dużo punktów, żeby sobie zapewnić pewne rzeczy, żeby nie było tej niepewności. Będzie ciężko, ale nie ma innej możliwości.

A jak przyjął pana zespół?

- O to najlepiej zapytać zawodników. Zespół na pewno wierzy w trenera, jeżeli grają lepiej, jeżeli mówi się do nich prostym językiem. Gdy szybko wiedzą o co mi chodzi, od razu łatwiej jest im się dostosować do moich wymagań. Na razie jednak wolałbym, żeby uregulować z nimi sprawy finansowe, żeby mogli się skupić tylko na piłce nożnej.

W przeszłości był pan bardzo dobrym piłkarzem. Grywa pan z własnymi podopiecznymi?

- Tutaj jeszcze nie, bo nie chcę ich załamywać (śmiech). Jak na treningu będzie mało zawodników czy będzie nie do pary to na pewno wskoczę. Ale na razie muszę ich bacznie obserwować i nie mogę grać, bo albo będę zmęczony, albo zajęty. Ale jedno mogę powiedzieć. Jak gram w dziadka na poziomie I ligi, rzadko jestem w środku (śmiech).

W przeszłości na tym stadionie zdobył pan piękną bramkę. Tymczasem Odra rzadko zdobywa gole po strzałach z dystansu. Zespół może liczyć na korepetycje?

- Już zauważyłem, że kilku zawodników ma predyspozycje do silnego strzału. Tomek Copik czy Paweł Odrzywolski, który dzisiaj kilka razu huknął na treningu. Marek Tracz ma też mocno uderzenie. Oni mają dobre predyspozycje, ale co z tego skoro on wchodzi w pole karne i chce podawać zamiast strzelać. I to też będzie jedno z moich zadań jako trenera, żeby oni uderzali. Kibice lubią przecież strzały, a my dla nich będziemy grać na wiosnę i przy okazji będziemy robić punkty.

Czyli wiosną zobaczymy ofensywną Odrę?

- Na pewno dopóki nie zapewnimy sobie bezpieczeństwa z tyłu, nie będziemy wariować z przodu. Ale jeżeli z tyłu będziemy zabezpieczeni to trzeba pamiętać, że całe życie grałem jako ofensywny zawodnik. Nie mogę więc grać catenaccio. Czasami mam przez to problemy, bo moje zespoły czasami aż za bardzo grają do przodu, ale jak można grać na nie? Np. w Jastrzębiu ofensywnie graliśmy nawet na wyjazdach i chociaż straciliśmy trochę bramek to dużo też strzeliliśmy.

W ostatnim roku miały miejsce ruchy w sztabie szkoleniowym? Będą nowi współpracownicy? Czy wybierze pan kapitana drużyny czy pozostawi wybór piłkarzom?

- Kapitanem na pewno musi być ktoś posiadający cechy charaktery predestynujące go do tej funkcji. Będzie to decyzja zespołu. Kapitan musi sobie zdawać jednak sprawę, że to nie tylko założenie opaski, ale także odpowiedzialność, bo w trudnych momentach musi dać przykład. Musi być takim łącznikiem. O tym też będę z nimi rozmawiał. Dla mnie najlepszym jest taki wariant, gdzie zespół jest samograjem, a ja tylko wkraczam, jeżeli dzieje się coś złego. Oczywiście ciężko jest to osiągnąć, ale spróbuje. Z tym kapitanem to będzie na pewno zawodnik, który będzie pomagał zespołowi, bo po raz kolejny mówię, że to nie jest tylko założenie opaski. Ma to być przywódca nie formalny, ale naturalny.

Rozmawiał pan może z byłymi szkoleniowcami Odry - Andrzejem Prawdą czy Witoldem Mroziewskim - o swojej nowej drużynie?

- Z Andrzejem ostatnio nawet przypadkowo się spotkaliśmy. Z Witkiem nie rozmawiałem, bo nawet chyba nie mam do niego nowego numeru. Z Andrzejem porozmawiam na pewno. Zresztą nie będzie z tym problemu, bo został tutaj w regionie. Ale z drugiej strony, jeżeli będzie się za dużo słuchać to można się za bardzo tym sugerować. Ja mam mieć świeże, nowe i neutralne spojrzenie i przy okazji mogę korzystać z doświadczeń innych. Z Andrzejem na pewno porozmawiam, ale wszystko będę chciał przeanalizować na swój sposób.

Póki co nie ma pan jednak zbyt dobrych warunków do pracy, bo na razie zakwaterowano pana w hotelu.

- Byłem w wielu klubach i zawsze tak jest w ciągu kilku pierwszych dni, bo trzeba się dotrzeć, zorganizować i tak dalej. Zresztą nie jest źle. Ja chcę, żebym miał się gdzie wyspać i żeby było mi ciepło. Zresztą mam też ten fajny pokoik w klubie. A sam hotel Budowlanych ma naprawdę dobre warunki. Na razie najbardziej zależy mi jednak na tym, żeby chłopaki mieli wyrównane zaległości. Wtedy będziemy mogli pracować jeszcze intensywniej.

Nieciekawie prezentują się też chyba warunki sportowe, szczególnie że w przeszłości sporo grał pan na Zachodzie.

- Zachód w ogóle nam uciekł. Najpierw pod względem mentalnym i podejściem do sportu. Pod kątem świadomości jak ważną dziedziną życia w każdym kraju jest sport. No i tą bazą treningową. Zajęcia trwają przecież cały tydzień, a mecz u siebie wypada co dwa tygodnie i to jest taki przerywnik. Żeby ładnie grać w piłkę w czasie meczu, musimy mieć doskonałe warunki treningowe. W Polsce, bo to nie jest tylko kwestia Odry, jest z tym problem. Nikt nie ma odpowiednich warunków. W Polsce kluby powinny budować swoje centra treningowe. Być może trzeba to nawet podciągnąć pod licencje. Chodzi o to, żeby dzieci mogły trenować w jak najlepszych warunkach, bo im lepiej wyszkolimy dzieci, tym lepiej dorośli będą wypełniać założenia techniczno-taktyczne.

Komentarze (0)