Tajna policja, morderstwa i donosy: tak wyglądała piłka nożna w czasach NRD

Kiedy kibice pomyślą o drużynie niemieckiej z lat siedemdziesiątych, przychodzą im na myśl nazwiska Beckenbauera czy Muellera. Była jeszcze inna drużyna zza naszej zachodniej granicy, która potrafiła im się postawić - ekipa NRD.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

W 1974 roku Magdeburg zdobył Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując Milan 2:0. Na trybunach w Rotterdamie podczas finału zasiadło ledwie 6400 widzów, co jest do dzisiaj antyrekordem europejskich finałów. Mało kto chciał oglądać jakichś piłkarzy zza żelaznej kurtyny. Gwiazdą zespołu byli m.in.: Joachim Streich, Martin Hoffman i najsłynniejszy z nich, Juergen Sparwasser, zwany "Gerdem Muellerem NRD". Wszyscy byli podporą kadry.

W tym samym roku doszło do bodaj najważniejszego triumfu w historii piłki NRD. Na mistrzostwach świata rywalizowali z odwiecznymi wrogami, przedstawicielami zachodniego świata - RFN. Po świetnej wrzutce z prawej strony Sparwasser minął obrońców i z bliska wpakował piłkę pod poprzeczkę bramki Seppa Maiera. 1:0, sensacja, towarzysze z NRD szaleli z radości - pierwsze miejsce w grupie i awans! 60 tys. fanów na stadionie w Hamburgu zamarło. W drugiej rundzie zawodnikom NRD nie poszło już tak dobrze, bo porażki z Holandią i Brazylią (oraz remis z Argentyną) zamknęły im drogę do medali. Co innego Niemcy Zachodnie, które zostały mistrzami świata.

Franz Beckenbauer przyznał, że być może nie zostaliby mistrzami świata bez tej porażki, która ich wtedy mocno dotknęła. Sparwasser: - Chodziły plotki, że po wygranej z RFN dostaliśmy auta, domy i dużo pieniędzy. To niestety nie była prawda.

Spotkanie nie było decydujące, bo wiadomo było, że oba zespoły mają zapewnione wyjście z grupy. Sparwasser wspominał: - Przewieźli nas od razu na mecz, bez zatrzymywania się po drodze. Szkoda, że w czasie turnieju nasi trenerzy nagle przestraszyli się tego, co możemy osiągnąć i zaczęli forsować warianty defensywne. Inaczej przeszlibyśmy do fazy medalowej.

Stasi czuwa

Kadra NRD nigdy nie była mocna ze względu nie tylko na słabość DDR-Oberligi, ale i przez to, że w komunistycznym kraju nikt nie traktował futbolu jako ważnego sportu, stawiając głównie na pływanie, lekką atletykę, kolarstwo czy sporty siłowe. Na IO w Monachium w 1972 roku NRD zdobyło 66 medali, trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Kto by się na poważnie przejmował piłką, choć sukcesy i tak przyszły.

Streich wspominał: - Oficjalnie byliśmy amatorami, więc na igrzyska mogli jeździć najlepsi piłkarze. Mało kto myślał o ucieczce, bo w kraju zostawali nasi bliscy. Wiadomo było, że Stasi (odpowiednik polskiej "bezpieki") zawsze nad nami czuwało i pilnowało, żebyśmy nic głupiego nie zrobili. Wiedzieliśmy, że nas szpiegują, dzień i noc.

Streich był najpierw gwiazdą Hansy Rostock. Po MŚ 1974 przeniósł się do Magdeburga, dołączając do Sparwassera. W 237 spotkaniach zdobył 171 bramek. W kadrze był również świetny - 102 występy, 55 bramek. Magdeburg święcił triumfy pod okiem Heinza Kruegela. Między 1969 a 1975 rokiem na meczach zasiadało średnio ponad 20 tys. widzów, co było wtedy niesamowitym wynikiem w NRD.

Sukces Magdeburga władze komunistyczne starały się mocno eksponować, ale zawodnicy widzieli gdzie żyją, a jak można żyć poza NRD. Myślenie o lepszym świecie mogło spowodować zawrót głowy. Kruegel dostał ofertę z Juventusu w wysokości... 4 mln marek! Postawił się kiedyś Stasi, kiedy nie pozwolił przed meczem z Bayernem założyć podsłuchu w szatni rywali, za co zapłacił.

Partyjni notable szukali pretekstu do wyrzucenia trenera. Okazja nadarzyła się w 1976 roku, kiedy Magdeburg zajął trzecie miejsce w lidze. Kruegel wyleciał z klubu i zadbano, żeby już nigdy nie usiadł na ławce. Stasi zniszczyła mu życie, wegetował przez wiele lat bez pracy. Dopiero po upadku muru berlińskiego działacze Magdeburga pomogli szkoleniowcowi, zatrudniając go w strukturach klubowych.

Skok do basenu

W klubowej piłce Bayern w latach 70-tych był potęgą, trzy razy wygrywał Puchar Europy. A NRD? Potrafili pokazać się na igrzyskach, które - lekceważone nieco przez inne reprezentacje - rekompensowały brak sukcesów na MŚ czy ME. Tłuste lata zawdzięczali dwóm trenerom - Karoly Sos wywalczył z NRD brązowy medal na IO w Tokio w 1964 roku, ale dopiero przyjście Georga Buschera wszystko odmieniło.

Objął zespół w 1970 roku. Dwa lata później drużyna NRD zdobyła brązowy medal na IO w Monachium. W Montrealu, cztery lata później, było już złoto, po pokonaniu w finale Polaków. W Moskwie, w 1980 roku, było srebro, zaś po drodze wspomniany triumf z RFN na MŚ w 1974 roku. Sparwasser mówił, że wystarczy napisać na jego nagrobku "Hamburg 22 czerwca 1974", a wszyscy będą wiedzieć, kto został tam pochowany. Streich opowiadał, jak po wygranej 86-letni Willie Boldt, wiceprezes piłkarskiego związku z NRD, wskoczył w garniturze do basenu. Była też zabawa z policjantami z RFN. Mieli ich pilnować, a skończyło się na wspólnym pijaństwie.

Streich miał oferty z Barcelony, Marsylii, zespołów z Anglii, każda odrzucona na starcie. Wszystko wyszło na jaw, kiedy pierwszy raz zajrzał do swojej teczki w archiwach Stasi. Kiedy pokonał Clemence'a w meczu towarzyskim z Anglią, niemiecka prasa nazywała go "Magikiem".

- Wiele razy nachodziło nas, żeby uciec. Najbardziej w 1969 roku, kiedy graliśmy z Hansą w Atenach. Spotkaliśmy w sklepie - nie wiem, czy przypadkowo - dwóch pracowników ambasady RFN. Rozmawialiśmy o ucieczce, ale brakło nam odwagi. Nie wiedzieliśmy, co stanie się z naszymi rodzinami. Każdy bał się Stasi - mówił Streich, który w 102 meczach w kadrze zdobył 55 bramek.

Sparwasser cztery razy był królem strzelców ligi NRD-owskiej, ale najbardziej jest kojarzony przez 1:0 z RFN. - Mam szczególny sentyment do występów w Magdeburgu, do pokonania Sportingu Lizbona na drodze do zwycięstwa w PZP w 1974 roku. Bez tych wyników nie byłoby zwycięstwa nad RFN. Cieszyliśmy się, ale dziwiła nas taka wrzawa w kraju. Wiadomo, to była już propaganda. Gazeta "Neues Deutschland" grzmiała: "1:0 to zwycięstwo w walce klasowej przeciwko zachodnioniemieckiemu imperializmowi".

Berti Vogts, znany trener, a wtedy uczestnik pamiętnego meczu, opowiadał po latach, że piłkarze NRD nie mogli wymieniać się koszulkami, bo nie mieli zapasowych. - Bzdura. Przecież do dzisiaj mam koszulkę Breitnera, któremu dałem swoją - opowiadał Sparwasser.

Słynny napastnik przyznał, że w duchu zazdrościli rywalom z RFN wszystkiego: wolności, dobrych pralek, fajnych dróg, telefonów, mieszkań. Jako narodowy bohater nie żył biednie, ale żeby kupić lodówkę i tak musiał czekać blisko rok. Po latach okazało się, że do Stasi donosili na niego nawet jego żona i ojciec.

Streich: - Zawsze chciałem grać w Bundeslidze, na wielkich stadionach, przed ogromną widownią. Nigdy tak się nie stało. Mimo wszystko urodziłem się w NRD, tam był mój dom i rodzina. Nie mógłbym ich zostawić.

Wielką karierę mógł zrobić także bramkarz z kadry NRD, Juergen Croy. Cztery razy był wybierany piłkarzem roku. - Choć nie było to może wielką sztuką - opowiadał ze śmiechem dla "Bilda". O wygranej 1:0 z RFN mówił, że tylko dowód na ich piłkarskie umiejętności, żadna walka między Wschodem a Zachodem.

Croy po meczu nie pojechał od razu do hotelu. Wymknął się na całonocną popijawę, odnalazł się dopiero rano. Mógł sobie na to pozwolić, bo jako absolutna gwiazda w bramce nie miał konkurencji.

'Pantera z Zwickau" był człowiekiem-instytucją. 94 razy wystąpił w reprezentacji, został honorowym obywatelem miasta. - Miałem szczęście, że grałem w najlepszym okresie kadry NRD - wspominał. Poza granicami kraju nigdy nie był dobrze oceniany, choć dziennikarze z "Kickera" niedawno porównali go do Manuela Neuera.

Croy z nostalgią wspominał czasy demokracji ludowej, a totalitarne państwo pilnujące obywateli dzień i noc nigdy mu nie przeszkadzało. Ma teraz dom we Włoszech, do dzisiaj spotyka się ze starymi towarzyszami i wspomina "prawdziwe Niemcy". Można znaleźć opinie, że był TW, stąd poczucie bezkarności z czasów kadry.

Kibice do więzienia

NRD swoje wielki chwile w piłce klubowej przeżywało w latach siedemdziesiątych. O sukcesie Magdeburga już pisaliśmy, do tego Dynamo Berlin w 1972 roku dotarło do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, a Lokomotiw Lipsk w 1974 roku do półfinału Pucharu UEFA. Dynamo było oczkiem w głowie ówczesnego szefa Stasi, Ericha Mielke, co oznaczało, że walka czysta nie będzie.

Mike Dennis, profesor historii współczesnej z Uniwersytetu w Wolverhampton, podzielił kluby w NRD na cztery kategorie: kluby bezpośrednio odpowiedzialne przed szefem Stasi, (jak Dynamo Berlin i Dynamo Drezno), kluby nadzorowane przez Ministerstwo Obrony, kluby z długą tradycją oraz kluby powstające przy fabrykach czy zakładach pracy.

Najważniejsze były te pierwsze. Nic dziwnego, że piłkarze Dynama Berlin zdobywali w latach 1979-1988 tytuł mistrza kraju rok do roku (od 1970 roku mistrzostwa między sobą rozdzielały drużyny z Magdeburga i Drezna).

Klub z Berlina powstał w połowie lat pięćdziesiątych, kiedy komunistyczne władze nakazały niektórym piłkarzom z Drezna natychmiast przeprowadzić się do stolicy i założyć nową drużynę. Erich Mielke mówił, że każdy piłkarski sukces jeszcze bardziej podkreśla wyższość porządku socjalistycznego nad upadającym kapitalizmem. Ta drużyna nie mogła przegrywać.

W statusie Dynama znajdował się punkt, który zobowiązywał piłkarzy do utrzymania rewolucyjnej czujności wobec wrogów i wysokiego zaangażowania w obronie pokoju na świecie. Do dzisiaj nie jest pewne, czy Mielke maczał palce w śmierci Lutza Eigendorfa. Piłkarz Dynama uciekł w 1983 roku do Kaiserslautern. Agent Stasi uwiódł mu żonę, ta się z rozwiodła z piłkarzem, który stracił też możliwość kontaktów z córką.

Prawdopodobnie - choć nigdy tego nie udowodniono - to agenci wschodnioniemieckiej tajnej policji zaaranżowali wypadek, w którym Eigendorf zginął, kiedy samochodem wpakował się w drzewo. Oficjalnie był pijany, kiedy wsiadał za kierownicę, ale świadkowie - dopiero w wolnych Niemczech - zaczęli opowiadać, że wcale tak nie było.

Odkryte akta Stasi wykazały, że 8 na 10 sędziów, którzy gwizdali mecze Dynama, było tajnymi współpracownikami. To Mielke decydował o ich karierach, wydając lub wstrzymując wydanie wizy do krajów zachodnich. Niektórzy kibice (sprawę tę badała historyk Jutta Braun), którzy na meczach z klubami z krajów demokratycznych zbytnio się cieszyli z udanych akcji rywali, lądowali w więzieniu.

Plucie na Polaków

Sukcesów z IO i MŚ w 1974 roku kadra NRD już nigdy nie powtórzyła. Także za sprawą Polaków, którzy byli za zachodnią granicą wyjątkowo znienawidzeni. W 1981 roku graliśmy dwa spotkania z Niemiecką Republiką Demokratyczną w eliminacjach mistrzostw świata. Prasa przypominała, że przyjeżdżają wichrzyciele i organizatorzy strajków, którzy opowiadają bajki o jakiejś "Solidarności". Plucie na Biało-Czerwonych było obowiązkowe.

Polacy przegrali z NRD w finale IO w 1976 roku 1:3 (po tej porażce zwolniono Kazimierza Górskiego, bo ten wynik uznano za skandal), więc była okazja do rewanżu. Po wygranej u siebie 1:0 Polacy jechali do Lipska na mecz przyjaźni - tak zapowiadała ten mecz nasza "Trybuna Ludu". Żadnej przyjaźni nie było, to był mecz arcywrogów.

Policjanci przed meczem sprawdzali każdą literę na transparentach. Autokary z polskimi kibicami wstrzymano na granicy, żeby nie zdążyli dojechać na mecz, fanom Biało-Czerwonych zabierano nawet gazety.

Polska kadra zabrała ze sobą picie i jedzenie, bo obawiano się próby podtrucia. Publiczność obrażała naszą drużynę cały czas, ale Polacy wygrali 3:2 i pojechali na finały MŚ do Hiszpanii. Ci z NRD na mundial się nie dostali, ale jako jedyni mogą pochwalić się idealnym bilansem spotkań z RFN - 1 mecz, 1 wygrana. W 1990 roku NRD rozegrała ostatni mecz w historii.

Krzysztof Gieszczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×