Portugalski kopciuszek z bogatej dzielnicy na drodze Lecha

Newspix / Carlos Palma
Newspix / Carlos Palma

Od zawsze znajdują się w cieniu Benfiki i Sportingu. Potwierdziła to porażka 0:6 w ostatnim ligowym spotkaniu. Mimo to ma Belenenses ma szansę pokazać się całej Europie. Po raz pierwszy w Poznaniu.

Sezon 2010/2011 nie był dobry dla klubów z Lizbony. W tamtym okresie niepodzielnie rządziło FC Porto, które na finiszu rozgrywek wyprzedziło Benficę aż o 21 punktów. Kolejny w tabeli Sporting stracił aż 36 "oczek". Prawdziwy dramat odgrywał się jednak w dzielnicy Beles. Zdecydowanie mniejsze Belenenses Lizbona walczyło o przetrwanie po spadku do drugiej ligi. Były momenty, w których klub plasował się na dnie zestawienia drużyn z zaplecza Liga Sagres. Kto wtedy myślał, że pięć lat później klub zagra w fazie grupowej europejskich pucharów?

Schowani w luksusie

Siedziba Belenenses znajduje się w Santa Maria de Belem. Portugalczycy skracają tę nazwę do Belem, co oznacza Betlejem. To jeden z mniejsza dzielnic stolicy kraju, który zamieszkuje niespełna 10 tysięcy osób. Pośród znamienitych rezydencji bogatej części społeczeństwa, która upodobała sobie to miejsce, a XVIII-wiecznym pałacem, w którym urzęduje prezydent Portugalii mieści się Estadio do Restelo. Sam stadion może być znany kibicom bardziej niż klub. Niespełna 20-tysięczny obiekt nie był co prawda gospodarzem Euro 2004, jednak dziesięć lat później stał się areną finału Ligi Mistrzyń.

Kameralny stadion jest dostosowany do potrzeb klubu, który nie ma zbyt dużej rzeszy fanów. Sukcesy dwóch większych sąsiadów nie pomagają w promowaniu "Błękitnych z Restelo". Ci swoje największe sukcesy w historii odnosili ponad pół wieku temu. Czterokrotni mistrzowie Portugali po raz ostatni prym w swoim kraju wiedli w sezonie 1945/1946.

Później klub dwukrotnie sięgał tylko po Puchar Portugalii. Nie zbudował pozycji, która pozwalałaby na skuteczne nawiązanie walki z możnymi. Sporadycznie zajmował miejsce na podium, po czym znów pogrążał się w marazmie na kolejne sezony.

Prześladowani przez Barcelonę

Czwartkowy rywal Lecha nie ma wielkiego doświadczenia w europejskich pucharach. Na przestrzeni ponad 80 lat historii klubu to dopiero 11 start w międzynarodowej rywalizacji. Większość z nich kończyła się na pierwszym dwumeczu. Belenenses może mówić o sporym pechu, bowiem w trzech podejściach już w pierwszej rundzie trafiało na FC Barcelonę. Słynni Katalończycy zawsze eliminowali Portugalczyków, choć nigdy bez problemów.

Poprzedni występ klubu w Europie to sezon 2007/2008. Wówczas przeszkodą nie do pokonania w Pucharze UEFA okazał się Bayern Monachium, który w dwumeczu strzelił trzy bramki i nie stracił żadnej.

W obecnej edycji Ligi Europy zespół z Beles rozgrywał swoje dwumecze spokojnie. Kluczowe były pierwsze mecze z IFK Goeteborg oraz austriackim SCR Altach.

Słabi i słabsi

- Czwartkowy mecz Lecha zapowiada się pasjonująco. Zespół bez formy zagra z nieznanym zespołem bez formy. Całość bez dopingu kibiców - zadrwił na jednym z portali społecznościowych Paweł Wojtala, były gracz poznańskiej ekipy. O problemach Wielkopolan powiedziano już wszystko. W szeregach przyjezdnych również próżno szukać optymizmu przed starciem na Inea Stadionie.

Tuż przed inauguracją fazy grupowej pewność siebie graczy Belenenses została mocno nadszarpnięta w małych derbach Lizbony. Na Estadio da Luz Benfica rozgromiła lokalnego rywala 6:0. To oraz trzy wcześniejsze remisy sprawiły, że podopieczni Sa Pinto znaleźli się tuż nad strefą spadkową Liga Sagres.

- Myślę, że Belenenses może być dla Lecha o tyle niewygodnym przeciwnikiem, że preferuje futbol techniczny i bardzo zorganizowany - ocenia w rozmowie z WP SportoweFakty Ivan Djurdjević, Serb, który w Wielkopolsce zakończył swoją piłkarską przygodę, a do Poznania trafił z Beles.

- Nasz udział w europejskich pucharach to przygoda. Ale nie zamierzamy się poddawać - mówi szkoleniowiec aktualnie szesnastego zespołu portugalskiej ekstraklasy. Na przedmeczowej konferencji nie brakowało pochwał dla rywala i asekuracyjnych wypowiedzi. - Lech to dobry zespół z doświadczeniem w europejskich pucharach. To, które miejsce zajmują w lidze, nie ma znaczenia - przekonuje Ricardo Sa Pinto.

Trener musi skoncentrować się na swoich problemach, choć rezultat, który już osiągnął wydaje się być ponad stan. Zespół złożony niemal w całości z Portugalczyków miał wiele szczęścia w losowaniach. Po dołączeniu o grupy I Ligi Europy nikt nie wymaga od zespołu awansu. - To trener jest największą gwiazdą. Jest bardzo wymagający wobec swoich podopiecznych i wymaga dużej dyscypliny. Przy tym potrafi jednak zbudować pozytywnego ducha. Przenosi własną charyzmę na piłkarzy i dlatego jako całość Belenenses jest mocne, mimo że nie ma w składzie głośnych nazwisk - ostrzega przed lekceważeniem przeciwnika Djurdjević.

Swój pierwszy mecz w fazie grupowej europejskich pucharów Portugalczycy zagrają na wielkim stadionie, ale nie poczują atmosfery święta. Kibice Lecha nie będą prowadzić dopingu, a maksymalnie na trybunach ma pojawić się 10 tysięcy widzów. Kopciuszek z południa Europy zaczyna swoje przygody od kameralnego balu.

Miłosz Marek

Źródło artykułu: