- To był naprawdę dziwny mecz. Nasi rywale przygotowali się na stałe fragmenty gry, wrzutki. Wiedzieliśmy przed meczem, że będą starali się po prostu wrzucić z każdej możliwej sytuacji w pole karne. I dopiero wtedy starają się stworzyć okazje. Z gry wiele nie tworzą - mówi Nemanja Nikolić. Faktycznie, duński FC Midtjylland wygrał po golu ze stałego fragmentu gry. Legia Warszawa nie była w stanie nic poradzić w starciu z solidną defensywą przeciwnika i odrobić straty.
- W pierwszej połowie naprawdę dobrze nam szło. Nie strzeliliśmy, ale mieliśmy sytuacje. Szkoda, że w drugiej połowie nie udało się nam utrzymać na tym poziomie. Nie wiem dlaczego tak się stało, po prostu siedliśmy i zaczęliśmy szukać szansy w kontrach - mówi serbski napastnik, który sam miał dwie przyzwoite okazje do zdobycia bramki. Raz bramkarz rywali obronił jego niezły strzał z dystansu, potem "Niko" minął się z piłką przy dośrodkowaniu.
- Szkoda tego, bo z gry mieliśmy więcej niż oni, a przegraliśmy, bo straciliśmy dziwną bramkę - rozkłada bezradnie ręce zawodnik.
Marek Wawrzynowski z Herning