By zrozumieć specyficzną filozofię pracy "The Special One", trzeba zrozumieć jaki jest jego główny cel. To odwrócenie uwagi mediów i kibiców od wszelkich mankamentów zespołu i skierowanie jej na inne, poboczne tory. Odkąd Jose Mourinho wrócił do Chelsea, hołduje tej zasadzie aż do bólu i trzeba przyznać, że bardzo skutecznie zwodzi tych, którym się wydaje, że wszystko co usłyszą z jego ust, jest wyrazem jego myśli.
Nic bardziej mylnego! Portugalczyk najwyraźniej (i trudno odmówić mu racji) wychodzi z założenia, że jeśli jego drużyna ma jakiś problem, to nie warto, by roztrząsały go media. Lepiej je zwieść, a sprawą zająć się po cichu, z dala od telewizyjnych kamer.
Właśnie dlatego, gdy w styczniu Chelsea straciła pięć goli w starciu z Tottenhamem, "The Special One" mówił o kampanii sędziowskiej przeciwko jego ekipie (uwypuklając jeden błąd arbitra), bardzo podobną taktykę zastosował też po niedawnej klęsce 0:3 z Manchesterem City, gdy wypalił, że wynik jest fałszywy i zamazuje rzeczywisty obraz gry.
Przykłady podobnych wypowiedzi można mnożyć bez końca. One rozpalają kibiców do czerwoności i ogniskują dyskusję na temat Chelsea tylko wokół Mourinho. Doszło już tego, że po każdej wpadce The Blues kibice czekają głównie na to co powie portugalski menedżer, kompletnie porzucając analizę boiskowych wydarzeń.
"The Special One" irytuje, rzuca czasem tezy absurdalne, nieobiektywne, można odnieść wrażenie, że mówi wyłącznie to, co mu jest w danej chwili wygodne. Wszystko to jednak element większej gry. Jakiej? Nikt nie ma się zastanawiać dlaczego londyńczycy stracili dwanaście goli w sześciu meczach Premier League, dlaczego Cesc Fabregas bardzo powoli wraca do optymalnej formy, co się dzieje z Edenem Hazardem, czy z Diego Costą, który na każdym kroku udowadnia, że zawodowo spełniałby się raczej w MMA, a nie w futbolu.
Te tematy są jednak poruszane rzadko, piłkarze Chelsea raczej nie zmagają się ze skomasowaną krytyką, bo wszelkie gromy spadają na głowę Mourinho - i to na jego własne życzenie. Portugalczyk czuje się z tym znakomicie. Gdy krzywdzona jest jego drużyna, krytykuje sędziów, ale gdy ci pomylą się na korzyść The Blues, z ironicznym uśmiechem pyta: "gdzie tu widzicie kontrowersje?".
Kibice zaskakująco łatwo dają się nabrać na te gierki Mourinho, a on sam jest zadowolony, bo osiąga cel i udaje mu się zdjąć presję z piłkarzy. W ubiegłym sezonie taka strategia przyniosła Chelsea dwa trofea (mistrzostwo i Puchar Ligi Angielskiej). Trwające rozgrywki ujawniły spore problemy, ale Portugalczyk jest konsekwentny w swoim stylu pracy. Czy nadal będzie mu się to opłacać? Odpowiedź poznamy za kilka miesięcy.
Szymon Mierzyński