WP SportoweFakty: Jakie są pana pierwsze wrażenia po tym, jak został pan zawodnikiem saudyjskiego Al-Wehda Club?
Łukasz Gikiewicz: Tak naprawdę klubu i zawodników jeszcze nie widziałem. Akurat jestem w drodze na krótki obóz w Egipcie. Miałem już jednak przyjemność poznać prezesa, z którym dopinałem wszystkie szczegóły kontraktu w Dubaju.
Al-Wehda jest beniaminkiem saudyjskiej ekstraklasy. Zawodnikiem mistrza Arabii Saudyjskiej, Al-Nassr Rijad jest natomiast Adrian Mierzejewski. Kontaktował się pan z tym piłkarzem przed przenosinami do tej ligi?
- Z Adrianem Mierzejewskim jestem w ciągłym kontakcie. Rozmawialiśmy o wszystkim, co było dla mnie istotne. Najważniejszych rzeczy dowiedziałem się właśnie od Adriana .
Arabia Saudyjskiej to dla Polaka dość egzotyczne miejsce. Długo zastanawiał się pan nad tym, czy przyjąć ofertę z tego klubu?
- Byłem akurat we Wrocławiu, gdy otrzymałem telefon w związku z tym tematem. W przeciągu trzech godzin byłem już w samolocie do Abu Dhabi. Kontrakt dopięliśmy w jeden dzień. Kierunek większości ludziom może wydawać się egzotyczny, ale po głębszej analizie zapewniam - poziom ligi jest wysoki i naprawdę grają w niej świetni zawodnicy, jak choćby Sulley Muntari.
Al-Wehda dla pana jest piątym zagranicznym klubem w karierze. Najpierw występował pan w cypryjskiej Omonii Nikozja (8 bramek w 24 meczach), potem w kazachskim Tobole Kostanaj (0/12), by wrócić na Cypr i podpisać umowę z AEL-em Limassol (4/12). Wiosną bieżącego roku był pan związany z Lewskim Sofia (3/9), ale w czerwcu rozwiązał kontrakt z bułgarskim klubem, więc do Al-Wahda trafił na zasadzie wolnego transferu. Pobyt w której z drużyn wspomina pan najlepiej?
- Każde doświadczenie kształci i z każdego miejsca w którym miałem przyjemność grać wyciągnąłem coś pozytywnego.
Grał pan już w kilku krajach. Coś pana zaskoczyło w którymś z krajów, w których pan występował?
- Każdy kraj jest inny. Podobnie jest z kulturą. Trzeba się więc szybko przestawić i żyć tak, jak wszyscy. Mam na przykład ciekawe wspomnienia z Bułgarii, gdzie ludzie mają odwrotne reakcje niż te, do których my jesteśmy przyzwyczajeni. Gdy się z czymś zgadzają, kręcą głową tak, jak my rozumiemy negowanie czegoś. Gdy są natomiast czemuś przeciwni, kiwają głową tak, jakby się z czymś zgadzali. Było z tym trochę śmiechu.
Latem pana nazwisko wymieniano w kontekście transferu do Celtiku Glasgow czy Dinama Bukareszt. Może pan zdradzić, czy rzeczywiście było blisko przenosin do któregoś z tych klubów?
- Tak to prawda. Mam oficjalne pismo na swojej skrzynce pocztowej. Naprawdę kilka kierunków było ciekawych, ale nie chciałbym zdradzać nazw tych kubów. Mogę powiedzieć, że w niektórych miejscach byłem osobiście, aby porozmawiać z władzami tych drużyn.
Rozważał pan może powrót do Polski? Były kluby zainteresowane pana pozyskaniem?
- Była jedna oferta z polskiego klubu. Chcę jednak nadal występować poza granicami naszego kraju. Może kiedyś będzie okazja wrócić do polskiej Ekstraklasy.
Opuścił Polskę latem 2013 roku. Od tego momentu grał pan już w kilku klubach. Skąd tak częste zmiany pracodawcy w pana przypadku?
- Różne były powody były tych przeprowadzek. Najważniejsze, że jestem zdrowy i aktualnie mam klub. Teraz bym sobie chciał życzyć, aby moja przygoda z Arabią Saudyjską trwała dłużej.
Z drugiej strony podróże kształcą. Co w swojej grze poprawił pan od wyjazdu z naszego kraju?
- Myślę, że jestem lepszym zawodnikiem niż przed wyjazdem z Polski, chociaż ocenę zostawię innym. Ja koncentruję się na każdym treningu i meczu.
Czuje się pan niedoceniany w Polsce? Z AEL Limassol rywalizował pan między innymi w eliminacjach do Ligi Mistrzów, był pan bohaterem meczu z Zenitem Petersburg 1:0 (0:0).
- Nie myślę w takich kategoriach. Po prostu chcę robić swoje, być zdrowym i szczęśliwym. Mecz z Zenitem i bramka, która udało mi się strzelić tej drużynie, na pewno na długo zostanie w pamięci.
Do Śląska Wrocław trafił pan przed sezonem 2010/11. W barwach wrocławskiej drużyny rozegrał 73 spotkania, w których zdobył 13 bramek, sięgnął pan po wicemistrzostwo i mistrzostwo Polski oraz Superpuchar. Ostatecznie wrocławski klub rozwiązał z panem umowę za porozumieniem stron. Ma pan żal do WKS-u za to, jak się z panem rozstano czy też jednak wszystko przebiegło w porządku? Przykład pana brata pokazuje, że w Śląsku chyba nie do końca ceniono Gikiewiczów.
- To, co zdobyliśmy ze Śląskiem, na pewno pozostanie długo w głowach kibiców z Wrocławia. Myślę, że będzie ciężko powtórzyć trzy tak dobre sezony pod rząd. Żalu nie mam. Do dziś mam dobry kontakt z władzami i trenerami Śląska. Gdy byłem ostatnio we Wrocławiu z moją narzeczoną prezes Paweł Żelem zaprosił nas na mecz z Jagiellonią Białystok. Wrocław pozostał miastem, do którego z chęcią wracam i mam ogromny szacunek do klubu oraz wszystkich jego mieszkańców. Śląsk jest klubem, który dał mi szansę zdobyć mistrzostwo Polski i wiele innych trofeów. Miałem również okazję pracować z trenerem Orestem Lenczykiem, do którego mam ogromny szacunek jako człowieka i szkoleniowca.
[b]Rozmawiał Artur Długosz
[color=black]Kołodziejczyk: Lewandowski nie będzie spełniony bez sukcesu w LM
[/color] [/b]