Chińczyków sen o potędze

Reprezentacja prawie półtoramiliardowego narodu tuła się w dziewiątej dziesiątce rankingu FIFA, od lat zaciekle ściga w nim takie potęgi, jak Rwanda czy Uganda. Chińczycy mogą jednak na nowo śnić sen o piłkarskiej potędze.

 Redakcja
Redakcja
piłka nożna / piłka nożna

Xi Jinping to aktualnie najważniejszy człowiek w państwie, szef partii. Jest jednocześnie zapalonym kibicem futbolu, cierpiącym katusze po kolejnych, spektakularnych niepowodzeniach narodowej ekipy. Porażki bolały go na tyle mocno, że w zasadzie w pojedynkę przeforsował reformę, która rozpoczęła nowy rozdział w historii tutejszej piłki. Teraz przed Chińczykami zadanie najtrudniejsze: konieczność wykazania się cierpliwością.

Odbudować wiarygodność

Od stacji metra Dongsishitiao do alei Xingfuyicun w Pekinie jest raptem 10 minut spokojnego spaceru. Mijasz Stadion Robotniczy, gdy masz go ze swojej prawej strony, odbijasz w lewo. Jeszcze 50 kroków i jesteś przed lokalem, który w meczowych dniach serwuje potrawy ze specjalnego piłkarskiego menu. Kelner o języku angielskim tylko słyszał, właścicielowi też dużo brakuje do porozumiewania się we wschodniolondyńskim Cockney. Z trudem dochodzimy, że na tle nazw potraw będących po prostu nazwami piłkarskich klubów jedna się wyróżnia. Łzy Seulu - kaczka tak ostra, że zamawiający ją śmiałek nie może się nie popłakać. To wspomnienie występu - jedynego w historii - reprezentacji na mistrzostwach świata. 0:2 z Kostaryką, 0:4 z Brazylią i 0:3 z Turcją. Koreański mundial był dla Chin katastrofą. Zresztą od tego czasu niewiele się zmieniło. Przed mistrzostwami w Niemczech Chińczycy odpadli już w drugiej kwalifikacyjnej rundzie, byli słabsi od Kuwejtu. Cztery lata później zajęli ostatnie miejsce w grupie, za Australią, Katarem i Irakiem. Przed czempionatem brazylijskim Chiny wyprzedziły w grupie tylko Singapur, Irak i Jordania były zbyt mocne.

Katastrofa na mundialu zbiegła się w czasie z wykryciem afery korupcyjnej w chińskiej lidze. Pekińskie media donosiły, że ponad połowa meczów w każdym sezonie była ustawiona. Zresztą korupcja sięgała jeszcze wyżej, bo reprezentacji. Za 200 tysięcy juanów, czyli trochę ponad 100 tysięcy złotych, piłkarz mógł sobie kupić powołanie do kadry. Do dziś w więzieniu siedzą za to najwyżsi przedstawiciele chińskiego związku piłki nożnej Nan Yong i Xie Yalong oraz ówczesna gwiazda sędziowska, kilkukrotny laureat "Złotego Gwizdka" Lu Jun. Ta dżuma zdziesiątkowała chiński futbol, w 2000 roku w związku zarejestrowanych było ponad 600 tysięcy piłkarzy. Dziesięć lat później było ich już tylko siedem tysięcy... Rodzice żyjący w kraju, w którym od lat obowiązuje polityka jednego dziecka, w ostatnich latach znajdowali lepsze pomysły na życie pociech niż posyłanie ich w tak zepsute środowisko. Los prężnie działającej w latach 90., pierwszej prywatnej szkółki piłkarskiej w Chinach - na jej boiskach zaczęto uprawiać ekologiczną żywność - podzieliły dziesiątki podobnych instytucji.

To nie jest jednak tak, że w Chinach piłki się nie kocha. Kocha się, i to bardzo, ale przede wszystkim tę zachodnią. Widać to zresztą na każdym kroku. Przechadzając się choćby słynną, sportową ulicą Tiyuguan (znajdują się tu Chiński Komitet Olimpijski, Ministerstwo Sportu czy potężny szpital sportowy), na której stoiska ze sportowym sprzętem rozstawiają miejscowi handlarze, szybko można dostrzec koszulki piłkarskie w ilości zbliżonej do sprzętu do gry w badmintona i tenisa stołowego. Przede wszystkim są to trykoty zespołów z zachodniej Europy. 790 milionów Chińczyków śledziło zeszłoroczne mistrzostwa świata, prawie 100 milionów klęczało o trzeciej w nocy pekińskiego czasu przed telewizorami, żeby na żywo chłonąć finałowe starcie Niemców z Argentyną. Każdego lata przylatują tu najwięksi z Europy, aby rozegrać kilka towarzyskich spotkań. Niedawno w Chinach był Bayern Monachium. - Gdy pierwszy raz leciałem z zespołem do Chin, myślałem, że przywita nas na lotnisku garstka kibiców. Wyszliśmy do hali przylotów, a tłum był tak gęsty, że nie mogliśmy zrobić kroku do przodu. Tam było kilka tysięcy ludzi, którzy na dodatek założyli koszulki Bayernu i śpiewali nasz klubowy hymn! Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego! - wspominał w jednym z wywiadów Karl-Heinz Rummenigge. Znając te dane trudno stwierdzić, że piłka w Chinach to margines.

Europa w środku Chin

I właśnie poprzez wprowadzanie wzorców z Zachodu od dobrych kilku lat trwa w Chinach mozolna praca nad odzyskaniem wiarygodności dyscypliny w tutejszym wydaniu. Najbogatsi zatrudniają największych, wysyłają całe zastępy trenerów do Europy na staże, organizują pracę w akademiach tak samo, jak Europejczycy. Aktualnie klubem wyznaczającym drogę pozostałym uczestnikom Super Ligi jest ekipa z Kantonu, czyli z południa - Guangzhou Evergrande. Do niedawna trenerem był tam Fabio Cannavaro, a dyrektorem technicznym Marcelo Lippi. Włochów w klubie już nie ma, jest natomiast Brazylijczyk Luiz Felipe Scolari oraz jego ulubieńcy - Robinho i Paulinho. Ekipę z Kantonu gonią kluby szanghajskie. Dla Shenhua grają choćby Tim Cahill i Demba Ba, w SIPG z kolei twardą ręką rządzi Sven Goeran Eriksson.

Zresztą nie tylko o wielkie nazwiska chodzi w całej zabawie. Właściciele Evergrande Xu Jiayin z Evergrande Real Estate Group i Jack Ma z Alibaba Group postawili na szkolenie, niedawno klub otworzył największą akademię piłkarską na świecie. Aby się do niej przedostać, po przylocie do Kantonu trzeba się przesiąść w samochód i udać na wycieczkę poza miasto. Dopiero po pokonaniu 100 kilometrów krętą drogą, na dodatek wspinając się w góry Qingyuan, oczom ukazuje się niesamowity budynek akademii, coś na wzór pałacyku otoczonego basztami. Taka lokalizacja, a nawet architektura to nie przypadek – klub chciał stworzyć europejską enklawę, w której młodzież będzie mogła chłonąć wiedzę o futbolu na zachodnią modłę bez konieczności opuszczania ojczyzny. Aktualnie w akademii uczy się trzy tysiące dzieci, docelowo klubowe władze chcą w jednym momencie szkolić tam... 10 tysięcy adeptów! Nad ich rozwojem czuwa 24 trenerów, którzy zaliczyli staż w Realu Madryt. Zajęcia odbywają się na 50 równych jak stół boiskach.

Darko Matić w Chinach gra od ponad ośmiu lat, od niedawna uczęszcza na trenerskie kursy. - Na 100 chińskich dzieci, 80 ma problemy z poprawnym bieganiem. Z prostej przyczyny - nikt wcześniej nie pokazał im, jak mają to robić. Z racji tego, że dzieci jest bardzo dużo, na talent trafić nietrudno, ale w początkowej fazie często trzeba pracować nad eliminacją złych nawyków. Innym problemem jest zupełna nieznajomość kwestii taktycznych wśród odrobinę starszych chłopaków. Zdarzały mi się nawet sytuacje, w których musiałem tłumaczyć całkiem dobremu zawodnikowi, na czym polega spalony - dodaje. Stąd właśnie próba tworzenia ośrodków, w których przyszłych piłkarzy kształtuje się od najmłodszych lat.

- Potencjał piłkarski w tym kraju jest gigantyczny, do gry garnie się coraz więcej dzieciaków. Można być pewnym, że po wprowadzeniu planu naprawczego, powstaniu piłkarskich placówek i wyeliminowaniu błędów na samym dole piramidy szkolenia, Chiny staną się bardzo silnym piłkarsko krajem - podkreśla.

Dużym problemem było jeszcze niedawno podejście do treningu, gry i wyników. Yu Sikuan, jeden z trenerów w Evergrande Academy mówi, że dziecko najlepiej uczy się futbolu poprzez zabawę. Wcześniej było to w Chinach nie do pomyślenia, nawet wśród najmłodszych liczyła się ciężka, katorżnicza praca w pocie czoła oraz dobry wynik. Gdy tego brakowało, trenerzy stosowali kary cielesne. - U nas tego już nie ma. Nie krzyczymy na dzieci, nie bijemy ich - mówi.

- Współpraca z zawodnikami i trenerami z Chin to czysta przyjemność - przyznaje jeden z hiszpańskich trenerów zatrudnionych w akademii, Jose Artieda. - Ale działacze z federacji oraz decydenci wciąż znajdują się na innych planetach. Wciąż tłumaczymy im, że potrzebny jest czas, że musimy iść krok po kroku. Ale do nich to nie dociera i po każdym przegranym meczu musimy się tłumaczyć z porażek.

Zresztą podobnie jest z rodzicami, chcą widzieć szybkie efekty, żeby mieć pewność, za co płacą - dodaje.

Państwowi decydenci zdali sobie w końcu sprawę, że bez ich ruchów sytuacja - nawet mimo potężnych nakładów finansowych prywatnych inwestorów - szybko nie ulegnie zmianie. Rada Państwa, czyli chiński odpowiednik naszego rządu, przyjęła więc dwuletni plan działania zawierający 50 punktów - China School Football Program (CSF). Do 2017 roku 20 tysięcy podstawówek i szkół średnich zostanie przekształconych w placówki, w których główny nacisk kładziony będzie na szkolenie piłkarzy. Do tego czasu programem ma zostać objętych 100 tysięcy chińskich dzieci. Dodatkowo już w 2015 roku przeszkolonych miało zostać sześć tysięcy nowych trenerów, docelowo ma ich być 40 tysięcy.

Xi Jinping w jednym z udzielonych niedawno wywiadów powiedział, że o konieczności naprawy chińskiej piłki marzył i myślał na długo przed tym, kiedy stanął na czele państwa. Wyznaczył sobie wtedy trzy podstawowe piłkarskie cele, w których osiągnięciu chciał pośrednio lub bezpośrednio uczestniczyć. - Pierwszy to awans na mistrzostwa świata. Drugi: przyznanie naszemu krajowi prawa organizacji mundialu. Trzeci - zwycięstwo w mistrzostwach. O pierwszy i trzeci możemy zadbać mądrymi ruchami, drugi jest na głowie polityków. Każdy z nich jest jednak jak najbardziej osiągalny - mówił.

Przygotujmy się na chińską ofensywę. Fabryka zaczęła pracę na pełnych obrotach.

Paweł Kapusta z Pekinu

[b]Więcej w tygodniku "Piłka Nożna"

"Piłka Nożna" poleca:

Rybus uspokaja. "Na Szkocję będę gotowy"



Los Berga przesądzony, Norweg wyleci z Legii w tym tygodniu



Oficjalnie: GKS Katowice ma nowego trenera

[/b]
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×