Aleksander zażartował, że musi iść teraz do prezesa po podwyżkę.
Arkadiusz Aleksander ma 35 lat i występuje na pozycji napastnika. Tylko w tym sezonie w jedenastu meczach zdobył już siedem goli dla Sandecji, dzięki czemu należy do najskuteczniejszych strzelców I ligi.
Doświadczony napastnik w klubie z Nowego Sącza osiąga bardzo dobre statystyki strzeleckie, włączając w ten dorobek obie jego I-ligowe przygody nad Dunajcem. Trudno się temu dziwić, gdyż Arkadiusz Aleksander w tym mieście się urodził, wychował oraz na stałe mieszka wraz ze swoją rodziną. Co ciekawe, pierwszy mecz w barwach Sandecji Nowy Sącz rozegrał mając dopiero 29 lat. Premierowe kroki na boisku stawiał jako gracz osiedlowego klubu Zawada Nowy Sącz. Stamtąd rozpoczął okazały marsz po zasłużonych polskich piłkarskich markach, bowiem reprezentował między innymi Śląsk Wrocław, Górnik Zabrze, Widzew Łódź czy Arkę Gdynia. Dziś Aleksander dla Sandecji rozegrał już 108 spotkań. Strzelił w nich 53 gole.
WP SportoweFakty: Napastnik jest jak wino, im starszy tym lepszy? Tak to chyba działa w pana przypadku. Jest pan jednym ze współliderów klasyfikacji strzelców I ligi.
Arkadiusz Aleksander: Cieszę się, że ta skuteczność dopisuje. Jest to dopiero początek rozgrywek, więc nie można za daleko idących wniosków wyciągać. Na pewno jednak jestem zadowolony z tego ile od początku sezonu zdobywam goli.
- Lepiej mieć w drużynie jednego dobrego napastnika, niż dwóch przeciętnych - mówił pan z uśmiechem na twarzy w wywiadzie dla klubowej telewizji internetowej, kiedy przed sezonem został zapytany o brak jakiegokolwiek konkurenta do walki o miejsce w pierwszym składzie. Idealnie się to teraz sprawdza.
- Zażartowałem tak, bo Sandecja Nowy Sącz szukała napastnika. Był to czysty żart. Niektórzy za to się troszeczkę na mnie obrazili, że był on nie na miejscu. Cieszę się jednak z tego, jak to się sprawdza.
Niby żart, ale tymi dzięki tym bramkom zdecydowanie się pan wyróżnia.
- Naprawdę cieszę się z tego, że to tak wygląda.
Wrócił pan przed sezonem do Sandecji Nowy Sącz, ale czy to prawda, że był pan blisko zakończenia kariery piłkarskiej?
- W tym wieku piłkarz ma już różne myśli. Ja też zastanawiałem się nad tym, czy zawiesić już buty na kołku i skupić się na czymś innym. Dałem sobie jeszcze pół roku, żeby zobaczyć jak to wygląda. Na razie jest dobrze.
Pan w Nowym Sączu ma kontrakt do końca sezonu czy tylko na pół roku?
- Kontrakt jest do końca tego roku.
I co dalej? Pozostanie pan w Sandecji czy jednak trafi jeszcze do innego klubu?
- Zobaczymy. Chyba wszyscy czekają na to, co się tutaj u nas w klubie wydarzy. Chodzą różne pogłoski o zmianach właścicielskich w Sandecji. Wszyscy czekamy.
To prawda, że miał pan umowę z prezesem Sandecji na pięć goli?
- Tak, obiecałem że jesienią pięć goli strzelę.
To już jest zdecydowanie lepiej, a jeszcze kilka kolejek zostało.
- Chyba muszę iść do prezesa po podwyżkę, bo z mojej strony plan został wykonany. Tak się śmiejemy, zobaczymy jak to będzie dalej wyglądało.
Macie specyficzną drużyną w Nowym Sączu. Strzelacie bardzo dużo goli, ale tyle samo ich tracicie.
- Zgadza się. Strzelamy tych bramek bardzo dużo i wiele też ich tracimy. Z dwojga złego jak mamy remisować mecze po 0:0, to chyba lepiej robić to po 3:3 i wygrywać spotkania zamiast 1:0, to 3:2 czy 4:3. W perspektywie kibica, emocji na stadionie, jesteśmy drużyną bardzo dobrą. W perspektywie ustawienia taktycznego to już wygląda to troszeczkę gorzej.
Gdyby wzmocnić zespół, lepiej go poukładać, byłaby szansa aby z Sandecją powalczyć o czołowe miejsca w lidze?
- Tabela jest taka, że jeden czy dwa spotkania potrafią wywindować zespół bardzo wysoko. Też można jednak bardzo dużo stracić w jednej czy dwóch kolejkach. Trzeba patrzyć troszeczkę bardziej na możliwości organizacyjne i pozasportowe klubu. Myślę, że miejsce w środku tabeli będzie sukcesem.
Ta liga jest w ogóle bardzo wyrównana. Takiego faworyta do awansu jakim w poprzednim sezonie było Zagłębie Lubin, teraz zdecydowanie nie ma.
- Nie ma. Wszystkie zespoły się powzmacniały, a te drużyny, które spadły z Ekstraklasy, ważnych piłkarzy potraciły. Liga zrobiła się bardzo wyrównana.
Zaskoczyło pana to, że tak nisko w tabeli jest Olimpia Grudziądz barw której jeszcze niedawno pan bronił?
- Na pewno jest to trochę zaskoczenie, ale patrząc na to, jacy zawodnicy z tego klubu odeszli, to było wiadome, że ten zespół nie powtórzy wyniku z poprzedniego sezonu. To znaczy jeszcze tego nie wiadomo, bo wszystko jest możliwe, ale przypuszczałem, że początek będzie dla nich ciężki. Tak na dobrą sprawę odeszli piłkarze, którzy strzelali bramki i ciągnęli ten zespół do przodu.
W swojej karierze zwiedził pan kilka klubów, z czego jest pan najbardziej zadowolony?
- Powiem szczerze, że nie myślałem nad tym. Na pewno miałem lepsze i gorsze momenty. Tak jak w życiu każdego piłkarza - czasem się wygląda lepiej, czasem gorzej. Tak to się kręci. Podejmuje się decyzje transferowe, czasem mogłyby one być lepsze. Tego się jednak nie uniknie.
Żałuje pan tego, że ostatnie lata to tylko I liga, a nie jednak Ekstraklasa? Na pewno nie czuje się pan gorszy od niektórych napastników, którzy występują w najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Nie będę opowiadał, że Ekstraklasa nie jest mocniejsza od I ligi, bo na pewno jest. Grają tam najlepsi piłkarze w Polsce. W I lidze występują zawodnicy trochę słabsi. Jest też taka prawda, że zawodnik po 30-stce, który gra w I lidze, to jak nie awansuje do Ekstraklasy, to już tam nie pogra. Ja występowałem w kilku klubach. W każdym, w którym grałem zajmowałem miejsce w pierwszej czwórce w I lidze. Zawsze czegoś brakowało na koniec. Niby niewiele, ale jednak.
Jakie ma pan plany po zakończeniu kariery? Dalej będzie pan obracał się w kręgu piłkarskim?
- Już zaczynam coś sobie układać. Na pewno będzie to związane ze sportem. Przede wszystkim z piłką nożną. W jakim charakterze, to zobaczymy.
Rozmawiał Artur Długosz