Viktor Orban, premier Węgier, zapowiedział, że jego kraj będzie dbał o mniejszości poza granicami kraju. Ta troska przyjęła nawet taki kształt, że rząd węgierski sfinansował zakup klubu w Siedmiogrodzie. To region leżący na terenie Rumunii, bardziej znany jako Transylwania. A trzeba pamiętać, że każdy mecz między Węgrami i Rumunią - choć oficjalnie oba kraje żyją w przyjaźni - to okazja do bijatyk. Historyczne zaszłości powodują, że wystarczy iskra, a cała przyjaźń znika.
Siedmiogród należał do Węgier już w XIII wieku. Potem przez lata przechodził z rąk do rąk, przez Rumunów uważany jest za kolebkę ich patriotyzmu, przez sąsiadów - ucieleśnia wspomnienie ich potęgi. Mniejszość węgierska stanowi wielki kłopot, a oficjalnie Siedmiogród został włączony do Rumunii dopiero po I wojnie światowej. Madziarzy są w jakimś stopniu represjonowani właściwie do dzisiaj, aż upomniał się o nich Orban.
Festiwal wyzwisk
W 2013 roku doszło do meczu reprezentacji obu krajów. Federacja węgierska ukarała kibiców za antyrumuńskie przyśpiewki, a na trybunach królowała wzajemna nienawiść. Rok później kolejny mecz i kolejne zadymy. Starcia na dworcach kolejowych, napady na węgierskie i rumuńskie busy, festiwal wyzwisk, a w meczu dwanaście żółtych kartek. Nic dziwnego, że fakt zakupu klubu przez węgierski rząd na terenie Siedmiogrodu wywołał u Rumunów mocne zaniepokojenie.
Chodzi o zespół, który gra w III lidze - FK Csikszereda. Plany są ambitne, bowiem do 2019 roku drużyna ma zdobyć mistrzostwo Rumunii. Najważniejszym zadaniem jest, aby piłkarze - niemal na wzór Athletic Bilbao - wywodzili się tylko z tamtego rejonu, a potem zasilali kadrę Węgier, a nie odwiecznego rywala.
Koszt związany z zakupem Csikszeredy wyniesie łącznie, w przeliczeniu na złotówki, około 15,5 mln. Węgierski rząd spotkał się z krytyką, jednak oficjalnie nie kupił bezpośrednio klubu. Jest jednak właścicielem piłkarskiej akademii w Szekely (leży w Rumunii, ale tamten rejon zamieszkuje tam duża mniejszość węgierska). Szkoła współpracuje nie tylko z akademią imienia Ferenca Puskasa, kuźnią węgierskich talentów z Felcsut (stamtąd wywodzi się Orban), ale także m.in. z zależnym od siebie klubem z Csikszeredy. Ta ostatnia drużyna została włączona w piłkarskie struktury z Szekely, stając się de facto własnością rządu, na czele którego stoi Orban.
- Mamy nadzieję, że Węgrzy mieszkający za granicą przyczynią się do wzrostu regionalnej świadomości i będą wspierać interesy ważne dla naszego kraju - tak brzmiał fragment oświadczenia opublikowanego przez biuro prasowe rządu.
Jeden hymn
Trener Csikszeredy, Robert Ilyes, powiedział, że zmodernizowane zostaną nie tylko trybuny i szatnie, ale na stadionie zostanie zainstalowane także oświetlenie. Każde takie słowa, świadczące o ingerencji rządu Węgrów w klub położony na terenie rumuńskiej kolebki, wywołują u tych ostatnich atak szału.
Trudno sobie wyobrazić, co będzie się działo, jeśli Csikszereda za cztery lata rzeczywiście sięgnie po mistrzostwo Rumunii. Niedawno "New York Times" opublikował artykuł o klubie hokejowym z Csikszeredy, który zdobył sześć ostatnich tytułów mistrza kraju. Najważniejsze dla Węgrów jest to, że daleko w tyle została Steaua Bukareszt, faworyzowana drużyna ze stolicy.
- Właściciele i kibice klubu hokejowego w ten sposób umacniają odrębność narodową. Używają węgierskiej nazwy klubu, śpiewają węgierski hymn drużyny. Co więcej, wielu z nich, oficjalnie obywateli Rumunii, występuje w kadrze tego właśnie kraju - czytamy w "NYT".
Podczas meczu między Węgrami i Rumunami w 2011 roku drużyny niemal w komplecie odśpiewały tylko jeden hymn - naszych bratanków. W przypadku piłkarzy jest nieco inaczej, bo chodzi o przeciąganie zdolnych zawodników do węgierskiej kadry.
Ibrahimović: Całą czarną robotę wykonywał Rooney, a Ronaldo zbierał pochwały