Powstrzymał mafiosa, prowadzi Neapol. Marek Hamsik. Słowacki bóg we Włoszech

Negocjował z mafią, miał przystawiony pistolet do głowy, ale do Neapolu go to nie zraziło. Świetny piłkarz, jeden z najlepszych w historii Słowacji. Oto Marek Hamsik, rywal Legii Warszawa w rozgrywkach Ligi Europy.

Gennaro de Tommaso to jeden z tych facetów, na widok którego człowiek przechodzi na drugą stronę ulicy. Potężny, wytatuowany, krótko ostrzyżony, ciemna karnacja. Po prostu groźny. Jest synem neapolitańskiego mafiosa, domniemanego szefa słynnej Camorry - Ciro de Tommaso oraz przywódcą kibiców SSC Napoli. To on w maju ubiegłego roku siedział na płocie oddzielającym trybuny od murawy rzymskiego Stadio Olimpico. Napoli miało rozegrać finał Pucharu Włoch z Fiorentiną, ale pierwszy gwizdek był wstrzymywany właśnie przez niego. De Tommaso groził bowiem, że za chwilę będzie rozróba. Policji, która próbowała z nim negocjować, oczywiście nie ufał. Żaden mafioso glinom nie ufa. Gdy kolejne delegacje oficjeli nic nie potrafiły wskórać, pod płot przyszedł kapitan drużyny Napoli, spokojny zazwyczaj, nikomu nie wadzący, na pewno swoją posturą nie wzbudzający strachu Słowak Marek Hamsik.

- Zachował zimną krew - pisała o nim potem "La Gazzetta dello Sport". Piłkarz miał zapewnić chuligana, że jego kolega ciągle żyje, w innym razie drużyna nie wyszłaby na boisko. - Dobrze więc, dajesz swoją głowę, to ja dam moją. Macie zielone światło - mógł mu powiedzieć de Tommaso. Takie mniej więcej słowa cytowała włoska prasa.

Kilka godzin wcześniej na ulicach Rzymu doszło do strzelaniny. Wariat w barwach Romy, Daniele de Santis, w okolicach stadionu otworzył ogień do kibiców z Neapolu. Ranił trzy osoby, w tym jedną ciężko, 30-letniego Ciro Esposito, pracownika myjni samochodowej z Neapolu.

Neapolitańczycy myśleli pierwotnie, że strzelali do nich ci z Florencji. Ponoć Hamsik też zapewniał de Tommaso, że wcale tak nie było, że broń wyjął ktoś z Rzymu. Prowadzone przez zawodnika negocjacje oglądały całe Włochy z najważniejszymi ludźmi w kraju na czele.

Marek Hamsik dał radę. Okazał się kapitanem w pełni tego słowa znaczeniu. Nie tylko na boisku, ale również poza nim.

Słowacki bóg

Ondrej Duda, piłkarz Legii Warszawa i kolega Hamsika z reprezentacji Słowacji mówi nam: - Na Słowacji jego popularność jest duża, ale mimo wszystko wydaje mi się, że w Italii trochę bardziej. We Włoszech jest bogiem - nie ma wątpliwości.

Neapol miał już jednego boga, chyba tego jedynego w futbolu. Nazywał się Diego Armando Maradona. Hamsik wiele robi na boisku, aby śladem Argentyńczyka podążać. W Neapolu gra już od siedmiu lat, jest kapitanem, liderem, świetnym piłkarzem. Rafael Benitez, do niedawna jeszcze jego trener powiedział któregoś razu: - Jeśli Gareth Bale jest wart 100 milionów euro, to Marek Hamsik jest bezcenny.
[nextpage]
Nawet boga bandyci jednak nie oszczędzają. Neapol to specyficzne miejsce, przestępcy za nic mają świętości. Spodziewająca się dziecka żona Hamsika musiała oddać im swoje BMW. W lutym 2013 roku dwóch oprychów zatrzymało auto, którym jechał piłkarz. Wybili szybę, przystawili Słowakowi pistolet do twarzy. Znowu zachował spokój. Oddał bandytom zegarek i inne kosztowności, więc nic mu się nie stało.

I choć mógł już kilka razy wyjechać, bo chciały go i AC Milan, i Manchester United albo Chelsea Londyn, to jednak ciągle mieszka w Neapolu.  - Nigdzie nie będzie mi tak dobrze, jak tutaj - powtarza.

Futbol, nie było innego wyboru

Ojciec Richard grał w piłkę nożną, matka Renata była szczypiornistką. Siostra też grała w piłkę ręczną. Sport w domu Hamsików obecny był zawsze, toteż nie ma co się dziwić, że Marek poszedł w ślady rodziców. Gdy miał cztery lata, rozpoczął treningi w małym klubiku Jupie Podlavice. Był tam najlepszy, potrafił strzelić 16 goli w jednym meczu. Dziesięć lat później znalazł się już w juniorach Slovana Bratysława. Szybko trafił do pierwszej drużyny, w tamtejszej ekstraklasie zadebiutował w wieku lat 16. Rok później, wypatrzony na jednym z meczów słowackiej młodzieżówki trafił do szkółki piłkarskiej Brescii Calcio. Ten klub grał wówczas w Serie B.

- Za granicę trzeba jechać wtedy, gdy jest okazja. Hamsik bardzo dobrze wtedy zrobił - nie ma wątpliwości w rozmowie z WP SportoweFakty Lubomir Moravcik, jeden z najlepszych słowackich piłkarzy w historii.

Jan Kocian, były trener reprezentacji Słowacji, w Polsce znany z pracy w Ruchu Chorzów i Pogoni Szczecin dodaje nam:  - Jeździłem oglądać go do tej Brescii. To był 18-letni chłopak, od którego zależała gra drużyny. Wychodził w pierwszym składzie, wykonywał stałe fragmenty gry. W Slovanie nie było już możliwości rozwoju. Wyjazd do Włoch był bardzo dobrą decyzją.

Po trzech latach gry w Brescii, za 5,5 mln euro kupiło go Napoli. W debiucie, w pucharowym meczu z Ceseną (4:0) strzelił gola i asystował. Dzisiaj jego dorobek to 92 gole, 86 asyst, wicemistrzostwo Włoch, dwa puchary Włoch i Superpuchar tego kraju. To mózg drużyny, od niego zależy gra "Azzurich".

Ondrej Duda, który gra z nim kadrze charakteryzuje: - Świetnie kontroluje piłkę. To techniczny zawodnik. Dzięki temu ma dużą swobodę na boisku. Jest przy tym również dynamiczny. Nie skupia się na rzeczach niepotrzebnych, myśli nieszablonowo. Na boisku jest liderem, zawsze się wyróżnia.

28-letni pomocnik wyróżnia się też poza boiskiem. Ma liczne tatuaże, nosi kontrowersyjne fryzury, nie stroni od kolczyków i innego rodzaju błyskotek. Sprawia wrażenie silnego charakteru, człowieka, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. I bujającej w obłokach gwiazdy. Ponoć nic bardziej mylnego.

CARLO HERMANN / AFP
CARLO HERMANN / AFP

Lubomir Moravcik: - To jest introwertyk, cichy, małomówny chłopak.

Ondrej Duda: - Nie daje po sobie poznać, że jest gwiazdą Serie A. To wyluzowany człowiek. Da się z nim normalnie pogadać. Na zgrupowaniach reprezentacji często sam inicjuje rozmowy, żartuje. Nie obnosi się z tym, kim jest. To nie jest gość, który lubi być w centrum uwagi. Jest bardzo skromny. Podobnie jak u was Robert Lewandowski.

[nextpage]
Jan Kocian: - Te modne fryzury nosił już w młodzieżówce. Faktycznie, trenerzy mówili, że ma trudny charakter, jest silnym indywidualistą. Ja z nim nigdy nie miałem problemów, a przecież bywało tak, że w mojej reprezentacji siadał też na trybunach. Prywatnie to bardzo spokojny chłopak. Spotykamy się w Bańskiej Bystrzycy, często gramy w piłkę, w tenisa. To facet, który twardo stąpa po ziemi. Na pewno nie buja w obłokach.

Małomówny, cichy, ale czasem pokazuje jednak pazurki. Nie bał się krytykować Rafaela Beniteza. - Przez dwa lata graliśmy w tym samym ustawieniu, ja musiałem grać tyłem do bramki - narzekał na byłego trenera. - Teraz, gdy prowadzi nas Maurizio Sarri gramy dużo lepiej.

Najlepszy w historii?

Jan Kocian może czuć się jedną z osób, która ma bardzo duży wpływ na to, jak potoczyły się losy piłkarza Napoli. To właśnie u niego Hamsik debiutował w pierwszej reprezentacji Słowacji. Było to 7 lutego 2007 roku w zremisowanym 2:2 towarzyskim meczu z Polską. Spotkaniem przełomowym dla pomocnika był ten z Niemcami w Hamburgu, w ramach eliminacji Euro 2008. Słowacja przegrała 1:2, ale Hamsik wygrał sobie stałe miejsce w pierwszej drużynie.

- Wprowadzałem go do reprezentacji krok po kroku, nie chciałem na samym początku go spalić. W Hamburgu po raz pierwszy wyszedł w podstawowej jedenastce, zagrał bardzo dobrze. Stał się wtedy pełnoprawnym graczem pierwszej jedenastki - mówi Kocian.

Niedługo potem był już liderem słowackiej drużyny. Wprowadził ją do mistrzostw świata w RPA w 2010 roku. Teraz - do mistrzostw Europy we Francji. Wielu widzi już w nim najlepszego słowackiego piłkarza w historii.

Lubomir Moravcik studzi jednak rozgrzane głowy: - Ciężko powiedzieć, bo my mamy wielu wielkich piłkarzy. Wszystko zależy od wyniku, my przecież byliśmy kiedyś mistrzami Europy [mowa o drużynie Czechosłowacji z 1976 roku – dop. WP]. Jeśli Hamsik i jego koledzy osiągną sukces we Francji, to będą wielkimi zawodnikami.

Legia go nie zobaczy?

W obecnej edycji Ligi Europy Napoli wygrywa ze wszystkimi jak chce. W grupie, w której jest również Legia Warszawa po pięciu meczach włoska drużyna ma na koncie pięć zwycięstw, 17 strzelonych goli i jednego straconego. Na pierwszy mecz do Warszawy Hamsik nie przyjechał, bo nie było takiej potrzeby. I bez niego Napoli łatwo wygrało 2:0. Jest niestety duża szansa, że zabraknie go również w rewanżu. Włoski zespół ma już bowiem pewny awans do kolejnej rundy.

Wywalczył mecz, wywalczył puchar

Finał Pucharu Włoch, którego rozpoczęcie Hamsik negocjował z mafiosem De Tomasso rozpoczął się z 45-minutowym opóźnieniem. W jedenastej minucie Słowak przejął piłkę w okolicach własnego pola karnego, przebiegł z nią kilkadziesiąt metrów pod szesnastkę Fiorentiny i podał do Lorenzo Insigne. Ten dopełnił formalności.

Napoli ostatecznie wygrało 3:1. Hamsik na zakończenie jednego z najbardziej nerwowych wieczorów w swoim życiu wzniósł Puchar Włoch.

Ciro Esposito walkę o życie przegrał. Wskutek odniesionych ran zmarł 1,5 miesiąca później.

Zobacz więcej tekstów Jacka Stańczyka

Komentarze (0)