Artur Jędrzejczyk: Legia będzie mistrzem, bo ma mnie w składzie

- Wróciłem do klubu z misją odzyskania tego, co nam się należy. Musimy zdobyć mistrzostwo i jestem pewien, że tak się stanie - mówi w rozmowie z WP Sportowymi Faktami, Artur Jędrzejczyk, piłkarz Legii Warszawa i reprezentacji Polski.

Mateusz Święcicki
Mateusz Święcicki
Newspix / Łukasz Grochala

Dlaczego to właśnie Legia będzie fetować mistrzostwo Polski?

Artur Jędrzejczyk - Wiadomo, bo ma Artura Jędrzejczyka w składzie. A poważnie mówiąc, jesteśmy najmocniejszą kadrowo drużyną w kraju. Prześledźmy obsady na konkretnych pozycjach i porównajmy je z innymi klubami. Szanuję naszych rywali, wiem, że Piast Gliwice jest liderem tabeli, ale wiosna jest długa. Sprzyja nam terminarz i podział punktów. Choć z drugiej strony, wydaje mi się, że kiedy dojdzie do podziału, to inni będą liczyć stratę do nas, a nie my do nich. Musimy jak najszybciej odzyskać pozycję lidera. Dla Legii nie ma różnicy czy goni czy jest goniona. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do presji. Nie wiem czy podobnie jest w przypadku Piasta, który już czuje nasz oddech na plecach.

W poprzednim sezonie Legia przegrała mistrzostwo, bo zimą straciła Miroslava Radovicia, a później gubiła punkty i przegrała kluczowy mecz z Lechem w Warszawie. Co dziś może wam przeszkodzić w drodze po tytuł?

- Moim zdaniem, możemy przegrać tylko ze sobą. Często największym przeciwnikiem Legii jest sama Legia. Teraz też straciliśmy dwóch kluczowych graczy, Michała Żyrę i Dusana Kuciaka, ale nie mieli oni tak wielkiego wpływu na grę jak Radović w poprzednim sezonie. Wrócił Ariel Borysiuk, który ma dopiero 24 lata i najlepsze dni kariery jeszcze przed sobą. Jest Kasper Hämäläinen, gwiazda Ekstraklasy i być może - nasz lider na wiosnę. Mamy Nemanję Nikolicia, który w realiach naszej ligi jest fenomenem. Ja z kolei doskonale znam klub, mimo naturalnych zmian kadrowych, niewiele się zmieniło. Pamiętam piękne czasy, występy w Lidze Europy, mistrzostwo i Puchar Polski. Przyszedłem, by pomóc to przywrócić. Zwłaszcza, że klub obchodzi stulecie istnienia.

Jakie wrażenie zrobił na panu trener Stanisław Czerczesow? To zamordysta? Zimowe treningi były mordercze?

- Bardzo się zdziwiłem, bo nasłuchałem i naczytałem się mnóstwo o jego sposobie przygotowania do rundy wiosennej, a rzeczywistość była inna. Nie wymiotowałem ze zmęczenia, nie słaniałem się na nogach. Oczywiście było ciężko, ale bez przesady. To jakiś mit, myślę, że głównie wykreowany przez dziennikarzy. Choć pewnie by to fajnie brzmiało, gdybym powiedział, że w życiu nie miałem tak ciężkich zajęć i modliłem się podczas nich, żeby tylko nastąpił koniec. Myślę, że każdy piłkarz na poziomie reprezentacyjnym, spokojnie daje sobie radę z ćwiczeniami fizycznymi i obciążeniami. Najgorsze zmęczenie to mentalne, organizmy mamy zdrowe i silne, inaczej nie gralibyśmy w piłkę.

Na jakiej pozycji chciałby pan grać najczęściej w rundzie wiosennej? Stanisław Czerczesow testował pana w sparingach na różnych pozycjach, nie zdradzając do końca, gdzie będzie pan grał.

- To zależy od trenera. On zna moje walory i wie, że jestem uniwersalnym piłkarzem. Mogę występować na prawej obronie, na środku i na lewej stronie. W sumie nie robi mi to żadnej różnicy. Najważniejsze, żebym regularnie pojawiał się na boisku. Wróciłem do Polski, bo wiem, że Legia gwarantuje mi rywalizację na wysokim poziomie, jestem bardziej dostępny dla selekcjonera reprezentacji, mogę zdobyć mistrzostwo, złapać świetną formę i wyjechać na Euro 2016. Im więcej będę grał, tym lepiej dla mnie.

Spędził pan już 2,5 roku w Krasnodarze. Czy jest szansa na dłuższy powrót do Legii?

- Mam ważny kontrakt jeszcze przez dwa lata. To skomplikowane. Rosjanie pewnie będą chcieli za mnie dość wysoką sumę odstępnego, nie wiem, czy Legię będzie na mnie stać. Wróciłem na pół roku, mam krótką misję i nie zaprzątam sobie głowy tym, co będzie dalej. Jestem Legionistą z krwi i kości, tutaj czuję się najlepiej, ale nigdy nie miałem problemów z aklimatyzacją w nowych otoczeniach. Krasnodar bardzo mi się podoba, w klubie miałem świetne warunki do rozwoju i często dziennikarze dziwili się, kiedy mówiłem, że jest okej. A przy dzisiejszej globalizacji i profesjonalizacji piłki na Wschodzie, to normalne. Nie róbmy z Rosji trzeciego świata. Moje wspomnienia z Krasnodaru są tylko pozytywne.

Wypożyczono pana do Legii nie tylko ze względu na wartość piłkarską, ale i osobowość. Do Warszawy wrócił największy żartowniś w szatni. Tu też się nic nie zmieniło?

- Absolutnie nie. Rosja nie spowodowała, że posmutniałem. Wręcz przeciwnie. Nie znoszę dni, w których jest gorzej, więc zawsze walczę ze złym humorem. Oczywiście moje żarty w szatni znają już wszyscy doświadczeni piłkarze. Takiego Ariela Borysiuka niczym nie zaskoczę, ale myślę, że ci, którzy ze mną nie grali, jeszcze się zdziwią. Mam wielki dystans do siebie i tego wymagam też od kolegów. Kasper Hämäläinen i Nemanja Nikolić muszą uważać, bo niebawem spotka ich coś śmiesznego. Jędza się nie zmienił, wciąż jest taki sam, tylko troszkę starszy.

Wyjazdu na Euro 2016 może być pan raczej pewien, choć nie w takiej roli jak na początku eliminacji, kiedy był pan podstawowym piłkarzem.

- Wszystko zmieniła kontuzja. Po jej odniesieniu przeżywałem najgorszy okres w karierze, rehabilitacja to morderstwo, ciągle chodziłem zły i zirytowany. Nie ma podlejszego czasu dla piłkarza niż kontuzja i praca nad powrotem do zdrowia. Dużo straciłem przez uraz. Osiem miesięcy nie grałem w piłkę, wypadłem z reprezentacji Polski, kluby, które się mną interesowały, odpuściły walkę o transfer. A w grę wchodziło przejście do Bundesligi. Nie pękam jednak. Jeżeli trener zadecyduje, że na Euro mam zagrać, to dam z siebie wszystko. Konkurencja w drużynie jest wielka, w końcowej fazie eliminacji byłem tylko obserwującym, ale i tak zostałem bohaterem ostatniego meczu. Mój breakdance w szatni po Irlandii udowodnił, że jestem w jeszcze lepszej formie niż przed kontuzją.

Rozmawiał Mateusz Święcicki

Zobacz wideo: Warszawa doczekała się wielkiej imprezy triathlonowej
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×