Zlatan z Legii czaruje. Prijovicia już kochają i nienawidzą

- Albo się mnie kocha, albo nienawidzi. Liczę się tylko ze zdaniem kibiców, resztę mam gdzieś - tymi słowami Alexandar Prijović rozpoczął swoją przygodę z Polską. Napastnik Legii w końcu zaczął na tę miłość pracować. Na nienawiść zresztą też.

Obrońcy Zagłębia Lubin stali przed polem karnym jak zaczarowani. W niedzielę mieli przed sobą człowieka, który wybitnie czuje grę. Aleksandar Prijović przepchnął przeciwnika z niesamowitą łatwością, a pozostali patrzyli z rozdziawionymi buziami jak zakłada siatkę ich bramkarzowi. Zrobił to na niesamowitym luzie, jakby wiedział, że piłka i tak poleci tam gdzie jej rozkaże. Tydzień wcześniej bawił się z piłkarzami Jagiellonii Białystok. Ośmieszał ich choćby żonglując sobie piłkę w polu karnym.

Na przestrzeni tygodnia rozegrał dwa najlepsze spotkania od transferu do Legii Warszawa. Biegał, walczył, asystował i sam strzelał. Robił to, z czym wielu piłkarzy w naszej lidze ma problem, myślał na boisku. Wiosna może być jego.

Zlatan włóczykij

Legia Warszawa jest 11-tym klubem 25-letniego napastnika. Grał m.in. we Włoszech i na Wyspach. Biegał po boiskach w Szwajcarii. Zasmakował skandynawskiego futbolu w Norwegii i Szwecji, by wreszcie błysnąć na zapleczu tureckiej Super Lig. Zmieniał otoczenie na zawołanie. Wydaje się, że z wyboru wiódł życie włóczykija, czym dał przejaw, tatuując sobie na ciele mapę świata jako symbol tułaczki. Zawsze coś mu nie pasowało, zawsze było jakiej  "ale". - Młodość i niedoświadczenie. W młodzieńczych latach grałem z zaciśniętymi zębami, udowadniając swoją przydatność. W klubach jednak zmieniali się trenerzy i każdy miał inną koncepcję gry. Kiedy już wskakiwałem do składu następowała zmiana i walka o grę zaczynała się od nowa. Brakowało mi cierpliwości. To było nudne i monotonne - opowiadał o początkach swojej kariery.

Jakie jest prawdziwe oblicze Aleksandara Prijovicia?
Jakie jest prawdziwe oblicze Aleksandara Prijovicia?

Wszędzie tam dokąd przyjeżdżał, początkowo robił bardzo dobre wrażenie. Na tyle dobre, by dostać angaż. Później zaczynały się schody. Możliwe, że widziano w nim Zlatana Ibrahimovicia. Ta sama sylwetka, podobna fryzura, tatuaże i ta pewność siebie. Tylko umiejętności inne. Zlatan jest wybitnym piłkarzem i jego częste wybryki, mimo iż wywołują dużo szumu, szybko są zapominane. Buta jest wkalkulowana, wpisana w osobę i poniekąd akceptowana. Prijović zaś płacił za cięty język i "własne zdanie". Przykładu nie trzeba daleko szukać, choć akurat tu mu się upiekło. W lipcu zeszłego roku nie spodobał mu się komentarz pod zdjęciem, które sam zamieścił w serwisie społecznościowym. Jeden z internautów napisał wówczas: "Twoja żona ma fajne cycki". Piłkarz zareagował natychmiast. "Twoja matka również! Jesteś małą c... Jeb... całą twoją rodzinę!" - odpowiedział zbulwersowany. Swoją drogą, to właśnie małżonka stoi za fryzurą à la Ibrahimović. Kiedyś piłkarz strzygł się niemal "na zero", ale uległ sugestiom swojej żony i zapuścił włosy.

W swoim debiucie w wyjściowej jedenastce Djurgardens IF zdobył trzy gole, dając drużynie wygraną 3:2. Hat trick w 35 minut to osiągnięcie w stylu Zlatana. W stylu Szweda było również głośne narzekanie i publiczne okazywanie frustracji. - Nie rozumiem tego, że nie gram. Chciałbym zostać sprzedany - mówił bez ogródek, rok później. To opuścił drużynę bez pozwolenia, to znów, symulował bóle brzucha. Zawsze był jednak przekonany o swojej racji. - Mam prawo mieć własne zdanie i nie muszę zgadzać się z trenerem. Nie żyjemy w dyktaturze. Uważam, że nie wszystko jest fair i będę o tym głośno mówił - żalił się na traktowanie w Djurgardens.

Albo mnie kochasz, albo nienawidzisz

Przychodząc do Warszawy miał za sobą udany sezon w Turcji. 16 bramek w 31 meczach podniosło jego wartość i Legia Warszawa musiała wyłożyć na stół 530 tys. euro. Z jednej strony pojawiły się uśmieszki i pukanie w czoło, z drugiej znów pełne nadziei porównania do Zlatana. Byli tacy, którzy spodziewali się kłopotów. - Jestem przekonany, że Legia będzie miała z nim problem. Prijović wydaje się miły i sympatyczny, ale z czasem następuje w nim zmiana. To pokręcony koleś i wiem co mówię - ostrzegał jeden ze szwedzkich dziennikarzy.

Nie mylił się. W październiku ubiegłego roku po przegranym meczu z Lechem Szwajcar wdał się w idiotyczną sprzeczkę z Igorem Lewczukiem, która przeniosła się do szatni. Uparty do granic możliwości, nie dał się przekonać i ciągnął temat. Poszło o drobiazg. Obrońca oddał strzał głową, czego Prijović nie mógł przeboleć. Wykłócał się, że był w lepszej pozycji. Poskutkowała dopiero stanowcza reakcja trenera Stanisława Czerczesowa i główny winowajca całego zamieszania został odsunięty od składu i zesłany do rezerw. Pomogło. - Czerczesow? Nasze relacje nigdy nie były lepsze - mówił z uśmieszkiem już po powrocie do drużyny.

Zimą wydawało się, że znowu ma kłopoty. Legia ściągnęła Kaspera Hamalainena, pojawiły się informacje, że snajper wróci do Turcji. Wiosenna inauguracja przyniosła odpowiedź, dlaczego napastnik został na Łazienkowskiej. W meczu z Jagiellonią Białystok (4:0) gola nie zdobył, ale miał dwie asysty, z Zagłębiem już w ciągu pierwszych 120 sekund dwukrotnie celnie strzelał na bramkę, w tym raz skutecznie. Wiosną jest w gazie. Pracuje na gole Nemanji Nikolicia, a Węgier nie ukrywa, że świetnie czuje się gdy Szwajcar jest obok. Legia wygrywa, na ławce siedzą Hamalainen i Ondrej Duda. Czerczesow nie wystawia w wyjściowym składzie za piękne włosy i tatuaże.

Sam kiedyś powiedział: - Albo się mnie kocha, albo nienawidzi. Po takich występach jak ostatnio uwielbienie wśród wymagającej, fanatycznej warszawskiej publiki ma zapewnione. Charakterem sam zresztą do niej pasuje. Bo Prijović to na pewno człowiek krnąbrny i zadziorny. W Białymstoku i Lubinie już go nienawidzą, w stolicy staje się idolem.

Zobacz video: #dziejesiewsporcie: bolesne podanie piłki

Komentarze (0)