Tomasz Kuszczak: Chcę do Premier League

Tomasz Kuszczak znowu jest w świetnej formie. Polski bramkarz zachował czyste konto w czterech z ostatnich pięciu spotkań, a jego Birmingham City włączył się do walki o Premier League.

WP SportoweFakty: Chyba wypada pogratulować, nie mógł trafić pan lepiej?

Tomasz Kuszczak:
 Sezon układa się dobrze, nie opuściłem żadnego meczu ligowego, forma jest na równym poziomie. Do tego walczymy o baraże o awans do Premier League, więc chyba można powiedzieć, ze jest dobrze. Tym bardziej, że nikt się nie spodziewał, że będziemy blisko czołówki. Zespół dojrzewa, gra coraz lepiej w w defensywie i efekt jest taki, że nie traci bramek. Nie wywyższałbym tu siebie. Nie jestem w stanie sam wybronić meczu. Na pewno dużo fajnych interwencji było, ale ogólnie zespół gra solidnie z tyłu.

Z drugiej strony remisujecie bezbramkowo ze słabymi zespołami, jak Bristol czy Rotheram.

- Nie tylko my, ale większość drużyn ma problem z tymi drużynami walczącymi o utrzymanie. Nikt nie chce spaść z Premier League, a tym bardziej do League 1. To już konkretna degradacja. Motywacja jest ogromna, szczególnie w tym końcowym okresie sezonu. Co roku sporo drużyn z czołówki traci punkty z zespołami walczącymi o utrzymanie. Od lat przeżywam to samo. W Brighton, Wolverhampton i to samo jest teraz. Walczysz z przeciwnikiem walczącym o przeżycie, takim, który więcej biega, skacze wyżej te kilka centymetrów, chce wydrapać punkty. Te mecze są bardzo nerwowe, jest wiele przypadku. Każdy z tych chłopaków wie, ze degradacja to też indywidualnie duża strata. Jest mniej jakości, więcej walki, przepychania, fauli. Trochę w tym wszystkim jakość się gubi.

Birmingham City też raczej nie jest ambasadorem tiki-taki.

- Gramy dość tradycyjnie, a więc długą piłką. Mamy zawodników, którzy potrafią zagrać, więc nie jest to rąbanka. Taki klasyczny angielski futbol. Tu, w The Championship ciężko rozgrywa się piłkę od tyłu. A więc staramy się przejąć piłkę na połówce przeciwnika i tam coś wykreować.

Można powiedzieć, że ustabilizował się pan, skoro trzeci rok z rzędu walczy o play-off.

- Plan był inny, miałem pójść do Brighton na jeden sezon i wrócić do Premier League w barwach tej drużyny. Gus Poyet (menedżer Brighton – red.) wierzył w to i mnie również przekonał do tej idei, ale z czasem w jednego sezonu zrobiły się cztery. Ale trudno. Jestem zadowolony, że gram, to najważniejsze. Nie wybieram sobie zespołów, które będą walczyć o awans. Zresztą, Burnley awansowało gdy było skazywane na spadek, w Bournemouth też nikt nie wierzył. Mieli walczyć w środku tabeli, a awansować miały Derby i Middlesborough. A wyszło na odwrót. Ale nasz zespół gra fajnie, ma szansę.

Mówi się u was głośno o Premier League?

- Na razie jest spokojnie. Do rozegrania jest jeszcze 14 meczów, a więc na stole leżą 42 punkty. Różnice między miejscami 5 i 8 nie są duże, najważniejszy będzie przełom marca i kwietnia. Będzie wtedy sporo spotkań. Kto wtedy wytrzyma, ten wygra. Spodziewam się nerwówki do ostatniej kolejki. Z Brighton udało się nam w ostatnim meczu, z Wolverhampton w ostatnim meczu straciliśmy szansę.

Po tylu latach wrócił pan do Birmingham, swojego pierwszego miasta w Anglii.

- Można powiedzieć, że jestem zadomowiony, choć miasto się zmienia. Wtedy przyjeżdżałem do Anglii z Niemiec, nie znałem języka, nie znałem kultury. Wszystko było dla mnie zupełnie nowe, zaczynając od innego treningu, tego że nie ma przerwy zimowej a kończąc na zwykłych życiowych sprawach. Dziś można się z tego śmiać, ale dla mnie jazda lewą stroną czy jedzenie fasoli na śniadanie to było wydarzenie. Architektura, organizacja miast, wszystko było dla mnie fascynujące. Wtedy Birmingham to było miasto bardziej industrialne, miasto ludzi pracy, dla wielu osób to było najbrzydsze miejsce w Anglii, z zaniedbanymi obskurnymi przedmieściami. Ale zmienia się jego charakter. Dziś jest to "miasto biznesowe". Wygląda znacznie lepiej. To co łączy Birmingham wtedy i dziś to wieczne prace. Cały czas coś się tu buduje, widać, że miasto żyje.

Nie myślał pan o zmianie? Były oferty z Ingolstadt, Darmstadt czy tureckiego Konyasporu...

- Z Niemcami nie porozumieliśmy się finansowo, nie byłem do końca zadowolony z tego co oferowali. Zdecydowałem się zostać. Z drugiej strony pieniądze to też nie wszystko. Miałem wiele okazji, żeby wyjechać do innych krajów, innych lig, może byłbym bardziej zadowolony finansowo, ale zawsze wybierałem Anglię, lubię ten kraj. Poza tym chcę powalczyć o powrót do Premier League.

Tam jest pana miejsce?

- Byłem zawodnikiem Manchester United przez 6 lat i nikt mi tego nie dał na ładne oczy. Zostałem kupiony bo świetnie sobie radziłem w Premier League. Ferguson zaufał mi i uznał, że będę dla niego ważny. Uwierzył, że ta grupa ludzi wygra mu trofea. Byłem częścią tego wielkiego zespołu. Gdybym więc powiedział, że nie czuję się zawodnikiem na poziomie Premier League, oszukałbym sam siebie. Jak byłeś 8 lat w Premier League, nie musisz nic udowadniać. Wierzę w to, że jeszcze tam pogram. Mam 33 lata i jeszcze kilka lat gry przed sobą.

Slaven Bilić powiedział kiedyś, że idealnym miejscem do życia są Niemcy ale on, gdyby miał wybierać, chciałby mieszkać w Anglii.

- Anglia zawsze mnie fascynowała. Uwielbiałem tę ligę. Od dziecka Manchester United był moim klubem. Jako dziesięciolatek oglądałem ich mecze.

Kochał pan Petera Schmeichela jak wielu chłopaków w tamtych czasach?

- O, nie tylko, cała era Fergusona jest fascynująca, uwielbiałem piłkarzy takich jak Steve Bruce czy Dwight Yorke, których przecież poznałem. Ta pasja we mnie została. Ten styl, kibice, stadiony. Do dziś jestem fanem ligi angielskiej, nie hiszpańskiej czy niemieckiej ale właśnie angielskiej. Dla mnie to wciąż liga niezwykła. A The Championship to najlepsza druga liga na świecie, bardzo wyrównana. Jest tu klimat, kibice jeżdżą masowo na wyjazdy, doping jest niesamowity. I ta tradycja, którą wyczuwasz w każdym mieście. Jesteś w Ipswich, za chwilę w Leeds a miesiąc później w Nottingham. W każdym z tych miejsc czujesz w powietrzu zapach jakiejś niezwykłej historii.

Widzę też, ze powoli przechodzi też pan na drugą stronę rzeki. Skąd pomysł na dziennikarstwo?

- Mam swoje lata, inaczej na pewne rzeczy patrzę. Kończę kursy trenerskie, studiuję dziennikarstwo i zarządzanie w sporcie. Kto wie, może będę miał okazję występować w telewizji? Wtedy będę miał do tego przygotowanie. Zresztą, tyle lat w tym siedzę, udzieliłem kilkaset wywiadów, więc coś tam wiem. Nie mówię teraz, że chciałbym się tym zajmować, po prostu wychodzę z założenia, że warto mieć kilka opcji po zakończeniu kariery.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Zobacz wideo: Robert Lewandowski z... Kostek Rubika

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Komentarze (0)