Kamil Kołsut: Sezon ogórkowy

Zima to dla polskiego kibica okres wyjątkowo ubogi. Fakt, jest Małysz (nareszcie na fali wznoszącej), jest Sikora, desperaci oglądają nawet Kowalczyk. Nawet jednak nocne konkursy w Sapporo czy cztery strzelania w biegu masowym, nie zastąpią futbolu.

W tym artykule dowiesz się o:

Chóralny śpiew kibiców (co z tego, że na niskim poziomie - zarówno artystycznym, jak i kulturalnym), zapachu zielonej murawy (po prawdzie to ani pachnącej, ani zielonej, ale nic - budujemy nastrój), 22 chłopa walczących zażarcie o każdy metr boiska (to w Wielkiej Brytanii, u nas zazwyczaj kopacze ledwo przebierają nogami) i moment najbardziej dramatyczny - widok piłki przekraczającej linię bramkową, żeby za chwilę zatrzepotać w siatce (najczęściej nie tej, co trzeba). Poezja... Między Bugiem i Odrą wszystkie te wspaniałości piłkarze i działacze wydzielają nam jednak nad wyraz skąpo - pierwsi grzeszą umiejętnościami, a drudzy zdolnością do układania terminarza, który dla kibica jest iście zabójczy. I tak runda jesienna Orange Ekstraklasy trwa nieco ponad cztery miesiące, a wiosenna - trzy z okładem, zależnym od wielkich imprez. Lekko więc licząc pozostaje nam 1/3 roku, przeznaczona na nieznośny sezon ogórkowy.

Bogu dzięki, że obecny kończy się już za moment. W tym roku nawet nieco wcześniej niż zwykle, a to za sprawą dzielnego Kolejorza, który przedarł się do wiosennej fazy europejskich pucharów. W rodzimym futbolu to impreza niepoślednia, a konfrontacja Lecha z Udinese zdaje się wyrastać na najważniejsze wydarzenie polskiego futbolu klubowego na przestrzeni ostatnich czterech lat. Już tylko najstarsi kibice, i to przy maksymalnym wytężeniu zwojów mózgowych, pamiętają bowiem, jak to Groclin poczuł gorzki smak Bordeaux (Bordeaux może być gorzkie?). Dzielni chłopcy Duszana Radolsky'ego w drodze do nieba staranowali (to była specjalność Grzegorza Rasiaka) między innymi Hertę Berlin i, uwaga, Manchester City, co dziś uchodzi raczej za zadanie niewykonalne. Przynajmniej dla ekip rodzimych, bo w Premiership napakowana niemiłosiernie kasą drużyna radzi sobie nader przeciętnie i niewykluczone, że klub, który chciał pozyskać Kakę, Gianluigiego Buffona i Davida Villę nie załapie się nawet do europejskich pucharów. Cóż za paradoks zwłaszcza, że pod nieobecność The Citizens oczy europejskich kibiców (pewnie niezbyt długo) cieszyć będą przybysze z Polski, Andory i Azerbejdżanu (towarzystwo nieprzypadkowe).

Wracając do Lecha, zaskakujące, że ktoś usilnie stara się pucharowy występ Kolejarzowi popsuć. Wrocławska prokuratura postanowiła bowiem wykorzystać okres medialnej posuchy na zatrzymanie ikony poznańskiego klubu, niejakiego Piotra R. (po pełne nazwisko odsyłam zainteresowanych do wielce prestiżowego "Klubu 100" i na poznańskie trybuny, gdzie na jednej z flag można dostrzec twarz wspomnianego zawodnika, bynajmniej bez czarnego paska na oczach). Trzeba przyznać, że posunięcie to było bardzo zmyśle, bo czy można wybrać lepszy okres na aresztowanie Bardzo Ważnej Osobistości? Europejskie okienko transferowe zamknięte, w Polsce najważniejsze ruchy także dokonane, a do startu ligowych rozgrywek prawie miesiąc (co z tego, że najkrótszy w roku). Efektowniej prezentuje się chyba tylko przerwa świąteczna, ale wtedy raczej (w co chciałbym wierzyć) przedstawiciele naszych antykorupcyjnych specsłużb świętują Boże Narodzenie w gronie strice rodzinnym. Aresztowanie Piotra, zgodnie z oczekiwaniami, trafiło tymczasem na sportowe czołówki i wybrzmiało pełnym głosem, dając wrocławskiej prokuraturze kolejne powody do chwały, a swój autorytet przedstawiciele tamtejszej Temidy dodatkowo podbudowali pojmaniem Waldemara K.. Podsumowując jednak tę całkowicie zbędną i chaotyczną dygresję - w zatrzymaniu Piotra wyraźnie widać działania speców od PR (pi ar - modne słowo). Dla prokuratury więc gratulacje.

Korniszona nosem wyczuł także Leo Beenhakker i tak oto, dzięki rozwadze holenderskiego selekcjonera, w lutym na antenie TVP aż dwukrotnie swoimi występami uraczy nas kadra narodowa! Godna tradycja kompletnie bezsensownych (ze sportowego punktu widzenia) wypraw na piłkarską prowincję w okresie zimowym została więc utrzymana, a nasi pupile, w składzie wybitnie groteskowym, zdążyli już nawet wykonać 50% założonego planu, remisując z litewskimi przyjaciółmi. Po co komu był ten mecz, ciężko mi pojąć, a o jego randze najlepiej świadczy fakt, iż nawet komentujący to spotkanie dla Telewizji Polskiej Maciek Iwański miał momentami poważne problemy (Paweł Brożek... A nie, to Rafał Boguski!) z rozróżnianiem polskich zawodników, o rywalach już nie wspominając. Tak tak, Maciek Iwański! Gdyby na jego miejscu siedział Szpaq, pewno skwitowałbym to szyderczym śmiechem. Ale zawsze świetnie przygotowany i ułożony Maciek? Bardzo wymowne. A skoro już o komentatorze mowa, w czasie wspomnianej konfrontacji wsławił się on bardzo cenną myślą. Oto bowiem wszyscy kibice w Polsce dowiedzieli się, że skoro podobne spotkania są a. rozgrywane za granicą, b. w dodatku między obcymi nacjami, to jest to już mecz na poziomie międzynarodowym! Niech będzie i tak, widzów przed ekrany przecież trzeba jakoś przyciągać, zwłaszcza, że w sobotni wieczór jako alternatywę mieli oni do wyboru tak uznane audycje jak "Pojedynek na żarty" czy "Niania". Bardzo niska rozrywka nas otacza...

Oj tak, sezon ogórkowy zawsze pełen jest bzdur i osobliwości. W bajdurzeniu przodują szczególnie przedstawiciele mediów (cóż za niespodzianka), raz po raz puszczając w eter dziennikarskie kaczki. Chociaż akurat słowo kaczki brzmi w dzisiejszych czasach bardzo niepolitycznie, zwłaszcza, jeśli występują one w liczbie mnogiej, a najczęściej w skromnych rozmiarów duecie. No i dlaczego właśnie kaczki? Przecież puszczać można tyle innych rzeczy! Latawce, farbę, oczko... Można coś puścić mimo uszu (jak niektóre niemądre uwagi zawarte powyżej), można puścić się, oczywiście na szerokie wody, można wreszcie puścić kogoś z torbami albo w skarpetkach, co jest szczególnie popularne w dobie trwającego finansowego kryzysu. No ale dlaczego akurat kaczki? Hm, zdaje się, że znowu odbiegłem do tematu. Miało być przecież o sezonie ogórkowym. Finalnie wychodzi na to, że nawet gdyby ograniczyć galerię wiążących się z nim medialnych absurdów i osobliwości do jednego ledwie tygodnia, to i tak nie sposób byłoby zaprezentować podobne zestawienie w jednym rozrachunku. A przecież jeszcze nie wspomniałem ani o Ludovicu Obraniaku (któremu do Polski znacznie bliżej, aniżeli Rogerowi Guerreiro, a proces jego przekabacania ciągnie się niemiłosiernie), ani o 3287 bramkarzu testowanym tej zimy przez krakowską Wisłę... Cóż, na tej smutnej refleksji na razie zakończmy. Do następnego razu.

Źródło artykułu: