Bracia Tabiszewscy pomiędzy Lechem i Legią. W drodze do normalności

W tle walki o mistrzostwo Polski, zmiany barw przez Kaspera Hamalainena i dyskusji o wyższości klubowej akademii toczy się historia braci Tabiszewskich: lekarza Legii - Macieja i drugiego kierownika drużyny Lecha - Wojciecha.

 Redakcja
Redakcja
Newspix / WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl/

"Piłka Nożna": Dużo osób wie, że jesteście braćmi?

Wojciech Tabiszewski: - W Poznaniu, w środowisku piłkarskim, sporo.

Maciej Tabiszewski: (śmiech) - Myślę, że niewielki procent kibiców Legii ma świadomość skąd pochodzę, a jeszcze mniejszy, że Wojtek pracuje w Lechu.

Ale powiedziałeś, że to dobry pomysł, aby o tym porozmawiać.

Maciej: - Nawet ludzie w klubach myśleli, żeby wyjść z tematem do mediów. Wolimy sami o tym opowiedzieć niż jakiś tytuł miałby opisać historię, grzebiąc w naszym życiu rodzinnym w poszukiwaniu sensacji.

Przyznacie jednak, że temat jest sensacyjny.

Wojciech: - Dlaczego? Praca Macieja jest jak trenera: dziś jest w Legii, jutro może być w innym klubie.

Nie wszyscy tak na to patrzą. Miałeś nieprzyjemności po ogłoszeniu, że będziesz pracował w Warszawie?

Maciej: - Znajomi podsyłali mi posty z forów internetowych, część była bardzo, nazwijmy to, negatywna. Dostałem dwa, może trzy sms-y z pogróżkami.
I z przesłaniem, że jak wrócę do Poznania, to pogadamy. Nie przejąłem się tym, wiem, że to grupa frustratów i jakby się nie starali, nie zmienią tego, że jestem chłopakiem z Piątkowa. Takim jak wielu, czyli kilkukrotnie zamieszanym z kolegami w osiedlowe sytuacje, który za małolata grał całe dnie w piłkę z sąsiadami: Krzyśkiem Kotorowskim, Tomkiem i Mariuszem Bekasami, a z Grześkiem Rasiakiem raz mając lat naście nawet pobiliśmy się w czasie meczu. Nie wymażę też, że chodziłem na mecze, nawet do kotła, co przeszło mi po drugiej czy trzeciej wizycie, kiedy koledze na szyi zgasili papierosa. Mój stosunek do Lecha był taki, że jako poznaniak przez lata byłem wkurzony, patrząc jak klub był zarządzany. Znałem wielu ludzi ze środka, od działaczy po piłkarzy. Układ zmieniła dopiero fuzja z Amicą, ale już wcześniej, zaczynając pracę w Groclinie Grodzisk Wielkopolski, przeszedłem na drugą stronę barykady, przecież sportowo to był rywal. Zawsze porównuję tę sytuację do mojej największej kibicowskiej miłości, czyli FC Barcelona, gdzie też były brudy, ale w przeciwieństwie do Lecha nie widziałem tego na żywo. Dlatego było łatwiej o bezwarunkowe uczucie.

Kibicujesz Legii?

Maciej: - Pracując w tym klubie nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Oczywiście, że kibicuję! Drużyna to nie tylko piłkarze. Trudno byłoby być w środku tego wszystkiego bez emocji. Mam ogromne szczęście, że udało mi się połączyć dwie największe pasje: medycynę i piłkę nożną. Jestem lekarzem, ale to jest sport.

Wojciech: - Oferta z Legii była dla Macieja po prostu nie do odrzucenia. Możliwość stworzenia od podstaw pomysłu na funkcjonowanie pionu medycznego, niedawne uruchomienie kliniki Enel-Sport na stadionie, dalsza współpraca z doktorem Jackiem Jaroszewskim... Idealne warunki do rozwoju. W Lechu przecież nigdy nie pracował. Podobnie jak nasz tata, przez lata lekarz ekstraklasowej jeszcze Olimpii Poznań.

Maciej: - Właśnie przy tacie, jeszcze w Olimpii, zobaczyłem, że można być blisko piłki również jako lekarz. Praca w klubie była jednak małym dodatkiem do jego codziennych zajęć, bo na początku lat 90. poświęcenie się w pełni futbolowi było w medycynie niemożliwe. Na szczęście czasy się zmieniły. Tata jest świetnym ortopedą, ogromnie dużo mnie nauczył i gdyby nie on - nie zostałbym lekarzem. Propozycja pracy w Warszawie to zasługa renomy nazwiska doktora Jacka Jaroszewskiego w środowisku piłkarskim. Zawodowo zawdzięczam mu bardzo dużo. Długo nie traktowałem pracy lekarza w klubie piłkarskim jako ścieżki zawodowej. Dlatego, że takiej w Polsce nie ma, to wąski krąg ludzi i gdyby nie Jacek czy doktor Andrzej Pyda, który zaproponował moją kandydaturę, kiedy potrzebna była pomoc w Groclinie, nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem. Przez osiem lat przeszedłem drogę od pracy w Groclinie za pensję, która wystarczała na benzynę na dojazd do Grodziska, do Legii i reprezentacji Polski do lat 21. Warunki, jakie stworzono nam w Warszawie, były niepowtarzalną szansą. Opracowaliśmy plan budowy całego systemu opieki medycznej, od początku wyraźnie było widać, że dla prezesa Bogusława Leśnodorskiego to priorytet. Pierwsza oferta dla Jacka przyszła już po miesiącu pracy prezesa. Pamiętam naszą rozmowę między operacjami z listą wątpliwości, wśród których pojawiła się i ta, że jesteśmy z Poznania. Tłumaczyłem, że tyle czasu pracowaliśmy w Groclinie i powiedziałem, że dla takiej szansy do Warszawy poszedłbym piechotą nawet jutro.

Dlaczego takich argumentów nie rozumie wasz brat Krzysztof?

Wojciech: - Na początku obraził się na Macieja za Legię. Powiedział, że to hańba dla rodziny i nie będzie z nim rozmawiał. Dla mnie było to śmieszne, on trochę zbyt serio potraktował sprawę. Na szczęście szybko porozmawiali.

Maciej: - Pogadaliśmy, ale kontakt dalej nie jest idealny i to jest problem. Krzysiek też jest otwarty, ma inny punkt widzenia i co ważne rozumie już, że ja podchodzę do tematu inaczej niż on, czyli nie kibicowsko. Ma swoje ideały i to akceptuję. Klimaty Wielkiego Księstwa Poznańskiego, naszego osiedla.

Dla waszej mamy to trudna sytuacja?

Maciej: - Przede wszystkim cieszy się z tego co osiągnęliśmy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×