Te ślepe strzały dziennikarzy nie wynikają z ich zaniedbań czy lenistwa. Skład i konkretne posunięcia Nawałki są zawsze tajne (koncesjonowanych dziennikarzy, którzy otrzymują informacje od działaczy w zamian za przychylność, nie liczę), a gry szkoleniowe na treningach są zamknięte dla mediów. Nie ma z czego wyciągać wniosków.
Przy odgadywaniu składu na nic zdaje się zdrowy rozsądek, bo selekcjoner ma swoje cele, których dziennikarz nie zna.
Adam Nawałka jeszcze gdy był trenerem klubowym unikał mediów. Nie bywał w telewizjach, nie dawał się zaprosić do programów sportowych na żywo. Teraz jako selekcjoner w ogóle nie udziela wywiadów indywidualnych. Ze światem komunikuje się wyłącznie na konferencjach prasowych.
A że wychodzi z założenia, że najważniejsze by nie zdradzić rywalom żadnej cennej informacji, stara się mówić w ten sposób, by w ogóle jak najmniej powiedzieć. Sztukę nie mówienia mówiąc, doprowadził do perfekcji.
Nawet tego nie krytykuję, bo wiem, że to świadoma taktyka Nawałki, pewien wybór rodzaju komunikacji z mediami. Próba ochrony siebie i oszczędzanie własnego czasu. Oczywiście nie powiem także, że mi się to podoba. Bo to, co słyszę na konferencjach selekcjonera jest z reguły tak ogólnikowe, że trudno z tego wyciągnąć jakiś konkret. Raczej ma to formę mówionych komunikatów, wobec których dziennikarz jest bezradny. Na przykład: "Mamy konkretny plan do wykonania. Wszyscy jesteśmy świadomi pracy, jaka jest do zrobienia. Po sprawdzeniu wszystkich możliwych wariantów zostaną podjęte odpowiednie decyzje...".
Nawet tzw. dopytywanie i doprecyzowanie pytań niewielki ma sens. Na konferencji po środowym meczu reprezentacji Polski z Serbią, zapytałem czy w sobotę - w spotkaniu z Finlandią - selekcjoner znów do podstawowego kręgosłupa kadry dokooptuje dwóch-trzech graczy, czy wręcz przeciwnie: pójdzie na całość i proporcję zostaną odwrócone: ośmiu rezerwowych do trzech "pewniaków".
Ostatecznie Nawałka wybrał ten drugi wariant, ale tego się na konfie nie dowiedziałem, bo trener użył swojego specyficznego meta-języka, w którym słów jest dużo, a treści mało.
Pytanie wydawało mi się konkretne, a stawką meczu nie było mistrzostwo świata, więc nie myślałem że i ten temat jest z gatunku tajne/poufne. Dlatego zakrzyknąłem - bo nie miałem już mikrofonu - z sali: a konkretniej?
Selekcjoner lekko - ale naprawdę leciusieńko - zirytowany, że ktoś wybija go z rytmu ogólnikowych komunikatów, tylko na chwilę dał się zbić z pantałyku (ironiczne: "A co? Mam podać wszystkie pozycje od 1 do 11?"), po czym wrócił na utarte już ścieżki, udzielając odpowiedzi takich, po których człowiek jest tak samo głupi po zadaniu pytania, jak był przed nim.
Czytanie Nawałki to szuka. Jeden z dziennikarzy po meczu z Serbią wpadał w zachwyty nad grą Piotra Zielińskiego. Szukając potwierdzenia swej pozytywnej oceny, zakończył własne pytanie stwierdzeniem: "Prawda, że Zieliński zagrał przyzwoicie?". Selekcjoner, który nigdy publicznie nie krytykuje swoich zawodników, odpowiedział: "Tak" i po dłuższej pauzie dodał: "Przyzwoicie".
Słowo niby to samo, a jednak dla Nawałki oznaczało zupełnie inną ocenę niż ta dziennikarza. Dla trenera to było coś w stylu: "zaledwie przyzwoicie".
Ale takie niuanse trzeba umieć wychwytywać.
Na Nawałkę trudno się nawet gniewać o przyjętą taktykę komunikacji. Gdy z nim przez chwilę rozmawiałem w korytarzu hotelu we Wrocławiu, potwierdził, że dobrze zinterpretowałem jego "przyzwoicie" i sam przyznał, że trzeba go umieć czytać między słowami.
- Trenerze! Jak tak pana słucham, to mam wrażenie, że robi nam pan z własnych odpowiedzi "drinki" z wodą. Mówi pan, mówi a woda się leje. I nagle uznaje pan, że już zbyt dużo powiedział i trzeba rozwodnić: więc chlust! Znów porcja wody. A dla pewności dorzuca pan kilka kostek lodu - żartowałem z ogólnikowego charakteru wypowiedzi selekcjonera.
A że Nawałka ma do tego dystans i zdaje sobie sprawę, że taką komunikację uprawia świadomie, zaśmiał się tylko i powiedział: - I tak zweryfikuje mnie tylko to, co się dzieje, na tym dużym, zielonym prostokącie.
Też się uśmiechnąłem. Ze zrozumieniem. I zdałem sobie sprawę, że nawet w tym przypadku nie powiedział konkretnie słowa: boisko. Opakował to w "duży, zielony prostokąt"...
Zbigniew Boniek: Gdyby Euro 2016 było jutro...
{"id":"","title":""}