Radosław Gilewicz: Przemysława Tytonia gubi pierwsza decyzja

- Przemysław Tytoń nie ponosi winy za porażki. Ratuje zespół. Gdyby byli z niego niezadowoleni, Mitchell Langerak już dawno dostałby szansę - mówi były piłkarz między innymi VfB Stuttgart, Radosław Gilewicz.

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
Pixathlon/Newspixpl / Pixathlon/Newspix.pl

WP SportoweFakty: Nie żal panu Tytonia? Obrona Stuttgartu gra tragicznie.

Radosław Gilewicz: Rzeczywiście, można powiedzieć, że Przemek jest biedny. Na początku sezonu defensywa wyglądała katastrofalnie. Popełniała masę błędów. Potem trochę się ustabilizowała. Niestety, ostatnio wróciła do tego, co prezentowała jesienią. Przy takich zawodnikach Tytoniowi łatwo być nie może.

Co było przyczyną poprawy?

- Prawdopodobnie przyjście Juergena Kramnego. Chociaż VfB często gra w kratkę. Potrafi przegrać nawet z Hannoverem 96. A wiadomo, jak słaba to drużyna. Duże szczęście Stuttgartu polega na tym, że w innych meczach punktowali. 12. miejsce jest dobre, na więcej ich nie stać. Kiedy trenerem był Alexander Zorniger, nikt nie wierzył, że ten zespół jest jeszcze w stanie się podnieść.

Czy Tytonia można winić za którąś z ostatnich bramek?

- Bardzo trudne pytanie. Może w poprzedniej kolejce podczas meczu przeciwko Darmstadt źle się zachował. Zrobił krok do przodu przy wrzutce i się cofnął. Z drugiej strony: później wybronił doskonałą sytuację. Właśnie tu jest problem: jeśli Tytoń puści gola ze swojej winy, wszyscy się o tym dowiemy. Natomiast o interwencjach słyszymy rzadko.

W Stuttgarcie są zadowoleni z polskiego bramkarza?

- Gdyby było inaczej, Mitchell Langerak już dawno dostałby szansę. Błędy Tytonia nie są przyczyną porażek. Co więcej: on często ratuje skórę kolegom.

Mimo wielu puszczonych goli, spośród graczy VfB Stuttgart Tytoń ma drugą najlepszą średnią not w magazynie "Kicker".

- To też udowadnia klasę Polaka. Bez niego byłoby im znacznie trudniej. Jedyny problem Przemka to pierwsza decyzja. Często robi dwa kroki do przodu, a potem się cofa. Z tych sytuacji wynika zamieszanie.

W sobotę lekko nie będzie, VfB zagra z Bayernem Monachium.

- Może się wykazać. Jak nie przeciwko tej drużynie, to kiedy? Polacy na pewno będą to spotkanie oglądali, więc ma szansę udowodnić swoje możliwości szerszej publiczności.

Jesienią wyciągał piłkę z siatki czterokrotnie, a i tak zagrał bardzo dobrze...

- Miałem okazję komentować tamto spotkanie. Przemek rzeczywiście zaliczył fantastyczne zawody, a przy bramkach za wiele do powiedzenia nie miał. Wówczas oglądałem jedynego gola Bayernu za Pepa Guardioli zdobytego po kontrataku. I to od własnego pola karnego. Douglas Costa podał do Arjena Robben, a Holender trafił do siatki klatką piersiową. Za Carlo Ancelottiego takie akcje będziemy oglądali częściej.

Ostatni raz VfB pokonało Bayern w 2010. Od sześciu lat same porażki.

- Znajdziemy wiele drużyn, które mają podobny bilans. Stuttgartowi od kilkunastu lat faktycznie nie grało się dobrze z tym zespołem. Jasne, czasami wygrywali, ale nie zawsze jest niedziela. Trudno spodziewać się niespodzianki. Borussia Dortmund cały czas walczy, więc Guardiola nie może pozwolić sobie na wyluzowanie.

Panu też nie udało się pokonać Bayernu, raz Karlsruher SC zremisował 1:1.

- Pamiętam te mecze, były bardzo trudne. Należeliśmy do ulubionych przeciwników. Z kolei ostatnio Borussia Moenchengladbach Bawarczykom ewidentnie nie leży. Wygrała dwa mecze. Za to z HSV Bayern mógłby grać o każdej porze dnia i nocy. Rywal na podbudowanie.

Rozmawiał Mateusz Karoń

Zobacz wideo: Trykot z San Diego i puchar od Bodo. Wystawa na stulecie Legii
Czy Przemysław Tytoń uratuje VfB Stuttgart przed porażką z Bayernem Monachium?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×