Rewanżowy mecz z Atletico Madryt nie trwał 90 minut. W środę na Vicente Calderon spotkanie zakończyło się po bramce Antoine'a Griezmanna. Już w 36 minucie. Choć na strzelenie jednego, dającego awans do półfinału gola FC Barcelona miała 54 minuty, to po trafieniu Francuza nie widziałem możliwości, by to zrobiła. Nie przez brak umiejętności.
Barcelona jest w kryzysie, to widać gołym okiem. Już w ostatnim spotkaniu z Realem Sociedad widziałem drużynę, która żywcem przypominała tę prowadzoną wiosną 2014 roku przez Gerardo Martino. Mającą wprawdzie w swoim składzie genialnych piłkarzy, ale będącą w dołku. Grającą wolno, niedokładnie, schematycznie, zdobywającą metr boiska, by po chwili stracić dwa. Wszystko okraszone milionem podań. Bardzo długimi momentami to samo działo się w środę.
Uśmiechnięte Atletico tylko na to czekało. Perfekcyjna defensywa to nie jest ich mocna strona. To ich drugie imię.
W życiu nic nie jest dane raz na zawsze. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy Tridente było fantastyczne. Messi, Neymar i Suarez grali jak postacie z innej planety. A nimi nie są, to nie mogło trwać wiecznie. Musiał przyjść moment, w którym okazało się, że są tylko ludźmi.
Rok temu na Anoeta porażka z Realem zapoczątkowała jeden z najlepszych okresów w historii klubu z Camp Nou, okraszonym zdobyciem mistrzostwa Hiszpanii, Pucharu Króla i oczywiście wygraniem Ligi Mistrzów. Tym razem koło historii zatoczyło w odwrotną stronę - po przegranej w Kraju Basków Blaugrana przegrała główny cel sezonu. Jak to w życiu, bilans zawsze musi wyjść na zero.
Myli się jednak ten, kto uważa, że to koniec pasma sukcesów Dumy Katalonii. Ta drużyna za rok znów może wygrać wszystko. Pytania, czy to najlepsza drużyna w historii klubu powrócą jak bumerang.
A Atletico? Dwa lata temu do triumfu w Lidze Mistrzów zabrakło im kilkudziesięciu sekund. Teraz wyglądają na takich, którym do osiągnięcia sukcesu nie zabraknie niczego.
Zobacz wideo: Polskie Gwiazdy Piłkarskie: Łukasz Piszczek
{"id":"","title":""}