Diego Alves zatrzymał Barcelonę

AFP / LLUIS GENE
AFP / LLUIS GENE

Zwycięstwo Valencii z Barceloną (2:1) było sensacją 33. kolejki Primera Division. Nie byłoby niespodzianki, gdyby nie doskonała gra Diego Alvesa, który między słupkami wyczyniał istne cuda.

Choć w niedzielny wieczór gole dla Valencii strzelali Guilherme Siqueira i Sani Mina, to bohaterem Nietoperzy był ich bramkarz. Gdyby nie fenomenalne interwencje Diego Alvesa, goście nie wyjechaliby z Camp Nou z trzema punktami w kieszeni.

Brazylijczyk rozegrał kapitalne zawody, wielokrotnie ratując swój zespół przed utratą bramki. W pierwszej połowie dwa razy odbijał strzały Leo Messiego, w sytuacji sam na sam nie dał rady pokonać go Neymar. Wszystko to działo się jeszcze przy wyniku 0:0 - gdyby FC Barcelona objęła prowadzenie, szanse Valencii na korzystny wynik byłyby zdecydowanie mniejsze.

W drugiej połowie Alvesa pokonał wprawdzie Messi, jednak był to jedyny gol dla gospodarzy. W końcówce 30-latek zaimponował zwłaszcza po strzale Ivana Rakiticia. W 75. minucie Chorwat świetnie uwolnił się spod krycia, uderzył tuż przy słupku, jednak interwencją meczu popisał się właśnie Alves.

Bohater drużyny z Mestalla nie czuł się jednak bohaterem Valencii. Po końcowym gwizdku chwalił przede wszystkim swoich kolegów. - Na zwycięstwo nad Barceloną musi się złożyć wiele czynników, w tym szczęście. My mu jednak pomogliśmy - dokonaliśmy dużej rzeczy, grając na wysokim poziomie przez większość meczu - powiedział po meczu Alves.

Wśród fanów Dumy Katalonii istnieje przekonanie, że nawet gdyby sędzia podyktował w niedzielę rzut karny dla gospodarzy, bramkarz Valencii i tak nie dałby się pokonać. To akurat jest bardzo prawdopodobne.

Diego Alves to bowiem wybitny specjalista w bronieniu "11". Na hiszpańskich boiskach nie dał się pokonać po strzale z rzutu karnego aż 16 razy (na 37 prób)! Grając jeszcze w barwach Almerii, na dziesięć uderzeń obronił aż sześć, zostając rekordzistą klubu.

Spotkanie z Barceloną było dla niego dopiero dziewiątym występem w tym sezonie. Bramkarz wrócił do gry dopiero w lutym, po dziewięciu miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją kolana, a dokładniej zerwaniem więzadła krzyżowego.

Pechowy uraz, którego doznał w końcówce ostatniego meczu sezonu 2014/2015 wykluczył go m.in. z udziału w Copa America, gdzie miał szansę być podstawowym bramkarzem Canarinhos. - To był dla mnie bardzo trudny czas. Po powrocie do treningów czuje się wspaniale - mówił Alves w lutym tego roku.

Golkiper wrócił do gry i od czterech kolejek jest najlepszym zawodnikiem Valencii. Daleko mu jednak do noszenia głowy wysoko w chmurach. Po zwycięstwie z Barceloną 30-latek przyznał, że taki triumf nie może przykryć całego sezonu, który dla Nietoperzy jest bardzo nieudany.

- To nie może zamazać tego, w którym miejscu się znajdujemy - zauważył Alves, który zdaje sobie sprawę, że dla takiego klubu 11. miejsce w tabeli jest powodem do wstydu. Winy Brazylijczyka jest w tym jednak najmniej.

Źródło artykułu: