Nastroje w Podbeskidziu Bielsko-Biała dalekie są od idealnych. Górale w sobotę przegrali po raz trzeci z rzędu i zamiast zyskiwać dystans nad strefą spadkową, to ich przewaga nad piętnastym Górnikiem Łęczna stopniała już tylko do dwóch punktów, a jeśli swój mecz wygra Górnik Zabrze, to będzie miał tyle samo "oczek" co ekipa spod Klimczoka.
W potyczce przeciwko Śląskowi Wrocław bielszczanie praktycznie nie mieli atutów. W pierwszej połowie to wrocławianie dominowali i na przerwę schodzili na prowadzeniu. Gola zdobył Bence Mervo, ale gracze z Dolnego Śląska mieli dużo okazji, by cieszyć się z kolejnych bramek. Tuż po wznowieniu gry drugiego gola zdobył Ryota Morioka, co podcięło bielszczanom skrzydła.
Podbeskidzie próbowało odrabiać straty, lecz Górali stać było tylko na zdobycie jednej bramki, którą z rzutu karnego strzelił Adam Mójta. - Podsumowując ten mecz wystarczy powiedzieć, że przegraliśmy z lepszym zespołem. Wszyscy widzieli, że jakość piłkarzy była zdecydowanie wyższa po stronie Śląska. Były tam takie indywidualności jak Pich czy Morioka - otwarcie przyznał trener Podbeskidzia, Robert Podoliński.
Szkoleniowiec ekipy spod Klimczoka nie był po meczu w dobrym humorze. Śląsk był dużo lepszą drużyną i odprawił Podbeskidzie z kwitkiem. Górali w czterech ostatnich meczach czeka trudna walka o utrzymanie w elicie. - Różnica między nami, a Śląskiem, była taka, jak między Kato i Morioką. Mnóstwo serca i ambicji, a po drugiej stronie barykady była futbolowa jakość. Przegraliśmy zasłużenie i wygrał zespół zdecydowanie lepszy - stwierdził Podoliński.
ZOBACZ WIDEO Aleksandar Prijović: to była taka Legia jaką chcemy oglądać
{"id":"","title":""}