Rafał Gikiewicz: W końcu otrzymam powołanie do reprezentacji

- Chciałem jechać na Euro 2016. Jaki byłby sens wstawania z łóżka, gdybym nie wiedział, po co? Nie mam pretensji o brak powołania, ale ciągle na nie liczę - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Rafał Gikiewicz, bramkarz Eintrachtu Brunszwik.

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
EXPA/Newspixpl Newspix / EXPA/Newspix.pl

WP SportoweFakty: Informacja o zainteresowaniu panem ze strony Werderu Brema brzmi naprawdę imponująco.

Rafał Gikiewicz: Nie wiem, ile w tym prawdy. Na razie zajmuję się wakacjami. Kiedy dwa lata temu Śląsk Wrocław wyrzucał mnie do rezerw, mało kto pomyślałby, że w 2016 będę łączony z Bundesligą.

Między słupkami Werderu wielkiej konkurencji nie widać.

- W tej lidze nie ma słabych bramkarzy, wszędzie trzeba walczyć. Zagrałem 66 meczów na jej zapleczu. Z boku może się wydawać, że dostałem to za darmo. Wiem natomiast, ile te spotkania kosztowały mnie zdrowia. Często grałem na środkach przeciwbólowych. Przychodząc do Brunszwiku, powiedziałem: "W Śląsku czy Jagiellonii zawsze miałem pod górkę, więc jestem nauczony rywalizacji".

Często musiał pan brać zastrzyki?

- Takie jest życie bramkarza. Palce regularnie wyskakują ze stawów. Można owijać taśmą, ale każdy kontakt z piłką cholernie boli. Przyrzekłem sobie, że dopóki noga albo ręka mi nie odpadnie, nie zgłoszę trenerowi niedyspozycji. Czasami miałem metr tape'u na sobie, zaciskałem zęby i grałem. Nie mogę wypuścić z rąk tego, co mam. Wyjdzie ktoś, zagra świetny mecz i stracę pierwszy skład. Przez dwa lata nie opuściłem żadnego treningu.

ZOBACZ WIDEO Jak odpoczywa kadra przed Euro? Kamil Grosicki zdradza. "Koncert De Mono i grill"

To może być ostatni dzwonek na Bundesligę. W tym roku kończy pan 29 lat, przeskoczenie poziomu będzie coraz trudniejsze.

- Wyjechałem z Polski dość późno, bo mało tam grałem. Prawie każdy Polak chciałby trafić do 2.Bundesligi. To naprawdę porządna liga i nie muszę się jej wstydzić.

Eintracht chce pana pozostania?

- Chyba tak. Na razie mówimy o spekulacjach. Mam układ z agencją menedżerską: powiedziałem im, że nie chcę wiedzieć, kto jest na trybunach, by mnie obserwować. Wolę zajmować się meczem. Po powrocie z wakacji będę mądrzejszy.

Z kibicami złapał pan nietypową więź.

- Nie odmawiam wywiadów, zdjęć, autografów. Zatrzymują mnie, kiedy jadę rowerem na trening, to staję i z nimi rozmawiam. Dla Niemców moje zachowanie jest czymś nowym, tutejsi piłkarze po meczach robią rundę wokół stadionu, przybijają piątki, a potem szybko uciekają do szatni. Ja podpisuję wszystkie koszulki, robię selfie. Fani kupują bilety, na każdym meczu mamy komplet, więc trzeba ich szanować. Przyjemnie jest rozgrzewać się przy kilku tysiącach. Całe miasto żyje Eintrachtem, codziennie coś się dzieje.

Teraz będzie działo się jeszcze więcej, będą derby z Hannoverem 96.

- Nasz plan A zakładał, że zagramy z nimi baraż o wejście do Bundesligi. Niestety, my nie zajęliśmy trzeciego miejsca, a Hannover zamknął tabelę. Kiedy ich spadek stał się faktem, Brunszwik zaczął żyć derbami. Będzie mecz na noże.

Między kibicami też. Kiedy w sezonie 2013/14 obie drużyny grały ze sobą na najwyższym szczeblu, było naprawdę gorąco.

- Byłem na jednym meczu w tajemnicy. Zostałem zaproszony, Eintracht wygrał 3:0, a policji pod stadionem widziałem naprawdę sporo. Na trybunach było oczywiście bezpiecznie, nikt nie rzucał racami. Dzieli nas 40 kilometrów, każdy chce panować w Dolnej Saksonii i zagranie w derbach byłoby fantastycznym przeżyciem.

Czy Rafał Gikiewicz powinien otrzymać powołanie do reprezentacji Polski po Euro 2016?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×