- Jestem zdziwiony tym, że pan rzecznik uargumentował swoją decyzję na zasadzie, że jeśli Lech wnioskuje o zmniejszenie kar, to on dla równowagi wnosi o ich podwyższenie. Przede wszystkim trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że odwołanie klubu zostało wysłane później niż wniosek rzecznika. Można to zresztą sprawdzić - powiedział WP SportoweFakty Jacek Masiota z kancelarii Masiota i Wspólnicy, która reprezentuje w tej sprawie klub.
Prawnik całkowicie się nie zgadza z punktem widzenia, który przedstawił Krzysztof Malinowski. - Rozumiem obawy, że odpalanie tak dużej liczby środków pirotechnicznych może negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo i prestiż rozgrywek, ale dziwi mnie argumentacja, że wykluczenie Lecha z Pucharu Polski miałoby zapobiec podobnym incydentom w przyszłości. Przecież już teraz nałożona jest kara gry przy pustych trybunach, więc kto miałby te race odpalać?
Masiota podkreślił, że brak Kolejorza w rywalizacji w sezonie 2016/2017 miałby same negatywne skutki. - Nie służyłoby to ani klubowi, ani Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej. Żądanie takiej kary uważamy za nieracjonalne, zresztą Lech cały czas przeciwdziała używaniu pirotechniki na trybunach.
Kolejorz złożył już odwołanie od sankcji nałożonych przez Komisję Dyscyplinarną. O co zatem wnioskuje? - Na pewno chcielibyśmy niższej kary finansowej. W grę wchodziłaby też mniejsza liczba meczów bez udziału publiczności - dodał Masiota.
ZOBACZ WIDEO Eurosłownik: B jak boisko (źródło TVP)
{"id":"","title":""}