Pamiętam jak dziś zapyziałą strefę wywiadów w Tallinie. Był sierpień 2012 roku. Niecałe dwa miesiące wcześniej przegraliśmy polskie EURO, a w selekcjonerskim debiucie Waldemara Fornalika daliśmy się ograć Estonii. Na trybunach kończyła właśnie przygrywać lokalna orkiestra dęta, stadionowy zapiewajło w czapce leśnego skrzata przybijał piątki z miejscowymi piłkarzami, a przed grupką dziennikarzy z Polski stanął Robert Lewandowski. Zagrał wtedy słabo, jak cała drużyna. Wiedzieliśmy o tym my, wiedział i on. Każde kolejne pytanie niepotrzebnie napinało strunę na której grano jeszcze przez przynajmniej kolejne dwa lata. "Lewy" miał być nieskuteczny, myśleć tylko o sobie, Borussii (bo wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jak przeżywał to, że BVB nie zgodziła się na transfer do Manchesteru) i pieniądzach. Fornalik dostawał jasne sygnały, że takiego Lewandowskiego należy odstawić od składu.
Nie jestem pewny, czy teraz kibice i eksperci nie skreślili już Arkadiusza Milika, ale z całą pewnością napastnik Ajaksu nie powinien się wychylać. Niech stara się ukrywać swój uśmiech, by nie drażnić tych, którym leży na sercu narodowa sprawa. Marnym usprawiedliwieniem jest dla nich to, że kilka dni wcześniej strzelił jedynego gola w meczu z rywalem, którego się obawialiśmy i który ograł potem Ukrainę. Nie przekonują też powtórki, które klarownie pokazują, że w dwóch kluczowych momentach meczu z mistrzami świata zabrakło po prostu szczęścia. Nie umiejętności, chęci, serducha czy odwagi. Zawiódł instynkt, może podjęta w ułamku sekundy decyzja nie była trafna, a może nawet Arek popełnił jakiś błąd w ostatnich godzinach przed meczem i dlatego nie zadziałał jak automat na taśmie montażowej, precyzyjnie wbijający nity.
Najłatwiej zresztą byłoby napisać, że jest słabym piłkarzem, co zauważał nie przekonany do niego były trener Ajaksu Frank de Boer, czy Leo Beenhakker, który krytykował jego boiskowe zachowania. Żaden z nich nie użyłby jednak słowa "słaby". Chłopak ma 22 lata. Kilkanaście miesięcy temu każdy jego gol był fetowany niczym wyskok młokosa, a teraz ten niewiele starszy piłkarz ma z automatu wyprowadzać w pole Hummelsa, Boatenga i nie dawać szans Neuerowi. Może po prostu myli fakt, że potrafi się wysłowić, nie boi stanąć do wywiadu, zmężniał i nie ma w Polsce konkurencji na pozycji partnera Roberta Lewandowskiego.
Wierzyłem, że z Niemcami nie przegramy jeśli ktoś z dwójki Michał Pazdan - Artur Jędrzejczyk zagra mecz życia. Taki, którego być może już nie powtórzy. Zagrał go Pazdan, czyli ten, co do którego mieliśmy najwięcej uzasadnionych wątpliwości i ten sam, który był najsłabszym ogniwem w starciu z Irlandią Północną. Najsłabszy jest już najlepszy a jeszcze niedawno najlepszy - najsłabszy! Ironia, paradoks? Nie. Futbol, turniej. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że porównując "Lewego" sprzed kilku lat do Milika z dziś mogę mocno przestrzelić, bo są i tacy, których król strzelców z Bayernu nadal nie przekonuje. W takim razie ja już na pewno ich nie przekonam. Chyba po prostu nie jestem perfekcjonistą.
Zobacz więcej tekstów Sergiusza Ryczela
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jerzy Kryszak zachwycony Michałem Pazdanem. "Interwencje tego gostka były fantastyczne!"