Maciej Rybus zagra w pierwszym składzie Lyonu. "Teraz tylko przełamać się psychicznie"

 / Fot. Damian Filipowski / WP SportoweFakty
/ Fot. Damian Filipowski / WP SportoweFakty

- Zapominam o bólu kolana i robię wszystko, by wywalczyć miejsce w składzie na dłużej - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Maciej Rybus. Obrońca Olympique Lyon wraca do gry po kolejnej kontuzji.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: W piątek Lyon gra z Caen. Zadebiutuje pan?

Maciej Rybus: Na 95 procent zagram w pierwszym składzie. Jestem po rozmowie z trenerem Bruno Genesio. Również po indywidualnej analizie przeciwnika z asystentem szkoleniowca. Wiem, co mam robić na boisku. Oczywiście nikt nie powiedział otwarcie "zagrasz", ale jestem gotowy. Trener na mnie liczy, dlatego zapominam o bólu kolana i robię wszystko, by wywalczyć miejsce w składzie na dłużej.

Jak z pana zdrowiem? Długo pan nie trenował.

- Ponad trzy tygodnie, przez kontuzję kolana. Od półtora tygodnia ćwiczę z całą drużyną. Miałem zrobiony zastrzyk. Została blizna, która czasem mnie boli i przez jakiś czas będzie, ale lekarze zapewniają, że mogę grać. W poprzednim tygodniu rozegrałem 70 minut w sparingu drugiej drużyny.

Jak poszło?

- Grałem bardziej zachowawczo, nie angażowałem się zbyt często do akcji ofensywnych. Ból mi jeszcze dokuczał. Bardziej miałem ten mecz wybiegać.

Jaki jest zatem stan pana zdrowia na dziś?

- Brakuje mi jeszcze przełamania bariery psychicznej, żebym nie bał się kopać piłki lewą nogą na sto procent. Musze wyłączyć myślenie i skupić się tylko na grze. Trenowałem wcześniej z "tejpem", ale niewygodnie mi się z nim biegało i zrezygnowałem z opatrunku. Podczas meczu o punkty dojdzie adrenalina, dlatego po kilku akcjach powinienem zapomnieć o kolanie.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: Musimy zachować koncentrację na rewanż

Ma pan duże zaległości fizyczne?

- Na pewno nie jestem jeszcze gotowy na sto procent. Sporo mi uciekło. Muszę przede wszystkim zacząć grać. Nie licząc sparingu drugiego zespołu, ostatnie spotkanie rozegrałem 21 maja w Tereku Grozny.

W pierwszej kolejce Ligue 1 z Nancy (3:0) zaczął się pan intensywnie rozgrzewać. Ostatecznie nie wszedł pan na boisko.

- Jeremy Morel, który występuje na lewej obronie, zderzył się z przeciwnikiem i mocno bolała go szyja. W tygodniu w ogóle nie trenował, dlatego otwiera się szansa przede mną.

Nie pojechał pan na Euro przez uraz barku, opuścił cały okres przygotowawczy z powodu kontuzji kolana. Nie miał pan ostatnio przyjemnych tygodni.

- Byłem trochę zdenerwowany. Mam nadzieję, że kontuzje w końcu mi odpuszczą. Bardzo ciężko trenowałem w siłowni. Nadrabiałem też indywidualnie zaległości fizyczne. W zasadzie nie miałem urlopu, bo ciągle się rehabilitowałem, a w tym okresie praca jest trudniejsza, niż gdy jest się w normalnym cyklu meczowym i treningowym.

W piątek selekcjoner Adam Nawałka ogłosi listę zawodników z zagranicznych klubów powołanych na pierwszy mecz eliminacji MŚ 2018 z Kazachstanem. Będzie pan wśród nich?

- Jestem w kontakcie z trenerem, wiem od czego zależy moje powołanie. O więcej proszę nie pytać, wszystko w swoim czasie.
[nextpage]
Zaaklimatyzował się pan już w nowym zespole?

- Na pewno zrobiłbym to znacznie szybciej i lepiej gdyby nie kontuzja. Wtedy przebywałbym z drużyną codziennie. A tak w zasadzie tylko się leczyłem, czasem nawet w ogóle się z chłopakami nie widziałem. Ale to fajna ekipa, komunikatywna, idzie się dogadać.

W jakim języku?

- Na razie głównie po angielsku, ale od ponad miesiąca uczę się również francuskiego. Czasem pięć razy w tygodniu, czasem dwa. Kilka dni temu nastąpił przełom. Zacząłem więcej rozumieć, rozmawiać. Na początku szło mi siermiężnie, ale nauczycielka zapewniała, że w końcu zaskoczy i zacznę się w tym języku komunikować. Miała racje. Rozumiem, co mówi do mnie trener, koledzy z zespołu. Sam również jestem coraz bardziej śmiały w konwersacjach. Ogólnie dobrze czuję się we Francji. Mieszkam pod Lyonem, na trening jadę samochodem 30 minut. Wspólnie z dziewczyną zwiedziliśmy trochę miasto, między innymi wielki ogród botaniczny. Podoba mi się tu.

Jest pan się w stanie rozwinąć piłkarsko w Lyonie?

- Nikt tu nie "pałuje", każdy chce grać piłką. Na jeden, dwa, trzy kontakty. Myślę, że w takiej drużynie mogę się jeszcze rozwinąć. Im więcej meczów rozegram, tym będę lepszym zawodnikiem. We Francji gra się szybciej niż w Rosji. Nie ma przestojów, trzeba szybko myśleć i "klepać". Nawet na treningach. Zajęcia są krótsze, ale intensywniejsze. W większości spotkań stosujemy atak pozycyjny, dlatego od bocznych obrońców wymaga się podłączania do akcji. I tak będę starał się grać.

W FC Nantes zagra Mariusz Stępiński. Poradzi sobie?

- Francja to dobry kierunek. Mariusz jest silny, szybki, ma dobre wykończenie. Cały czas się rozwija. To będzie dla niego pożyteczna zmiana. Jeżeli dobrze się pokażę, otworzy mu się droga do lepszych klubów.

Jest pan kibicem Legii. Jakie są pana wrażenia po pierwszym spotkaniu z Dundalk FC (2:0) w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów?

- Po pierwszej połowie byłem w lekkim szoku poziomem tego spotkania. Wydaje mi się, że Legia powinna od razu ruszyć do przodu. Mecz rozpoczęła ze zbyt dużym respektem do rywala. Ale fajnie się skończyło, bo drużyna praktycznie jest już w Lidze Mistrzów. Trzeba postawić dobrego szampana osobie, która wylosowała nam mistrza Irlandii. Legia dużo lepiej grała w poprzednim sezonie, w obecnym na razie jej nie idzie, ale najważniejszy jest awans. Czekam, aż wylosujemy Legię w fazie grupowej. Chętnie przyjadę do Warszawy i zmierzę się z byłym zespołem.

Zakładając, że Legia awansuje do Ligi Mistrzów - co może osiągnąć?

- Legia na pewno będzie grała lepiej. Meczami dojdzie do formy. Widziałem jej spotkanie z Górnikiem Łęczna. W zespole było dużo strat w prostych sytuacjach, dużo niewymuszonych błędów. Trochę mnie to denerwowało, bo kibicuję tej drużynie. Ale jestem optymistą. Awans może dać drużynie kopa. Klub zarobi też duże pieniądze, odjedzie innym polskim zespołom. Trzeba je tylko mądrze spożytkować na rozwój klubu. I będzie dobrze. W końcu dołączymy do silnych drużyn z Europy.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski

Źródło artykułu: