Legia: Chuligani już na stadion nie wejdą

Newspix / DAMIAN KUJAWA
Newspix / DAMIAN KUJAWA

- Prezes Bogusław Leśnodorski zapewnił, że osoby, które złamały prawo, za jego kadencji, na mecz Legii nie wejdą - oznajmił w czwartek szef komunikacji stołecznego klubu Seweryn Dmowski. Klub zidentyfikował już 70 osób.

Awantury na stadionie Legii Warszawa podczas wczorajszego meczu z Borussią Dortmund są dla mistrza Polski punktem krytycznym. Ponad setka osób wtargnęła na jedną z trybun, skąd prawdopodobnie chciała się dostać do sektora zajmowanego przez fanów przeciwnika. Do konfrontacji jednak nie doszło. Kibice użyli gazu pieprzowego. Klub z Warszawy zapewnia, że od tej pory będzie walczył z chuliganami w brutalny sposób. Zatrzymano już 5 pseudokibiców warszawskiego klubu.

- To już nie są kibice Legii Warszawa. Te osoby przyniosły nam wstyd - powiedział Seweryn Dmowski, dyrektor klubu do spraw komunikacji.

Na razie nie ma żadnych ustaleń, co do tego, jak UEFA zakwalifikuje zdarzenia. Według różnych spekulacji może się skończyć nawet na zamknięciu stadionu na mecz z Realem Madryt. To by mogło doprowadzić do wielomilionowych strat finansowych.

Dmowski nie chciał odnosić się do spekulacji. Zapewnił, że klub współpracuje z policją i już teraz podjął niezbędne działania.

ZOBACZ WIDEO: Prijović: otrzymaliśmy cios w twarz

- Udało się nam zidentyfikować 70 osób, które brały udział w zajściach. 15 z nich już otrzymało zakazy stadionowe - powiedział Dmowski. I dodaje, że to jeszcze nie koniec. Kibice, którzy wzięli udział w zajściach, dostaną maksymalny, 2-letni zakaz stadionowy. Ale nawet po jego upływie nie wrócą na stadion. Prezes Bogusław Leśnodorski zapewnił, że dopóki będzie pełnił tę funkcję, bramy stadionu zostaną dla chuliganów zamknięte.

Dmowski odniósł się również do domniemanego rasistowskiego incydentu. Według części mediów fani Legii krzyczeli "Jude, Jude Borussia". Klub wydał nieco kuriozalne oświadczenie, że tak naprawdę nie użyto słowa "Jude" a "Nutte", co oznacza "prostytutka". Większość dostępnych nagrań potwierdza tę wersję.

- Musiałem wziął udział w tej dyskusji, choć robiłem to ze wstydem - przyznał Dmowski. Dał jednak wyraźnie do zrozumienia, że oświadczenie Legi zostało podyktowane względami praktycznymi. Legia ma w UEFA długą kartotekę, a wiadomo, że dla europejskiej federacji walka z różnymi przejawami rasizmu czy antysemityzmu to jeden z priorytetów.

Legia nie ma na razie żadnych informacji na temat poszkodowanych, ale prosi takie osoby, żeby zgłaszały się do klubu.

Podczas meczu odpalono kilkaset rac (również po stronie niemieckiej), co sugeruje, że Legia zajmuje w sprawie kontroli dość "miękkie" stanowisko. Dmowski zapewnia jednak, że Legia nie zezwala na wnoszenie pirotechniki, ale to problem znany w całej Europie, a możliwości ochrony są ograniczone. Przelicznik kar w UEFA wynosi 500 euro za każdą odpaloną racę.

Źródło artykułu: