- Potencjał, który został rozwalony, można jeszcze odzyskać. Przeżywałem w życiu takie sytuacje wielokrotnie. Panowie posiadający sporo pieniędzy przychodzili do klubu piłkarskiego i wydawało im się, że można robić futbol bez technologa - mówi Jacek Gmoch, szkoleniowiec przez wiele lat związany z Legią.
Byłemu selekcjonerowi nie podobają się działania właścicieli mistrza Polski. - Jako otoczenie dobierają ludzi, którzy o piłce zbyt wielkiego pojęcia nie mają, ale są posłuszni. Trzeba kogoś, kto ma swoje zdanie i wie co robi, bo to specyficzny biznes - dodaje.
Postawić na swoich
Zdaniem Gmocha powierzenie Jackowi Magierze stanowiska pierwszego trenera jest znakomitą decyzją. - Wierzę, że da nową jakość. Poza stałymi fragmentami gry, jego zespół wyglądał dobrze pod względem organizacyjnym. Jestem pełen nadziei, wreszcie nad drużyną pracują profesjonaliści i legioniści - mówi szkoleniowiec.
- Nie wiem, na co zgodził się trener Magiera. Mówiono o żądaniu odejścia dwóch osób. Jeżeli takie warunki postawił, a nie zostały one spełnione, to mamy gotowe zarzewie. Może powstać ogień - alarmuje Gmoch, który ma na myśli oczywiście dyrektora sportowego Michała Żewłakowa oraz Dominika Ebebenge - kierownika ds. rozwoju.
ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Miroslav Radović tłumaczy się z pudła
- Trzeba będzie bardzo uważać, by poprawa funkcjonowania zespołu nie została zaprzepaszczona. W przypadku jakiegoś potknięcia, takie niuanse stają się wielkim problemem i pożar znowu może się zacząć. Unikajmy takiej sytuacji - dodaje Gmoch.
Według niego obecna sytuacja finansowa Legii to zasługa Dariusza Mioduskiego, ponieważ poukładał sprawy organizacyjne. - Loże się wypełniają i środowisko biznesowe jest blisko klubu, ale do tego potrzebne są też osoby znające się na piłce. Nigdy nie mówiłem nic na ten temat, teraz robię wyjątek. Może to pomoże? Żeby znowu nie było tak, że ktoś zapomni o żółtych kartkach albo nie zna dostatecznie angielskiego czy nie doczyta regulaminu. Młode pokolenie menadżerów sportu jest znakomicie wyszkolone, mają wykształcenie ekonomiczne i biznesowe. Z drugiej strony: zawsze trzeba tego trenera z karierą zawodniczą, który stworzy strategie w oparciu o wiedzę boiskową, będzie charyzmatycznym liderem tego zespołu. Bez takiego "technologa piłkarskiego" to przedsięwzięcie nie może się udać. Takich ludzi należy znaleźć wśród naszych, z Legii. Potem ich wykształcić i na nich postawić - twierdzi były piłkarz trener i działacz warszawskiego klubu.
- Przepraszam, że to mówię o tych sprawach akurat przy okazji tego meczu, ale chyba każdy z nas, legionistów dostrzega kryzys. Mnie on boli szczególnie. Byłem z tym klubem od 1958 roku. Mogę więc powiedzieć że jestem legionistą z dziada pradziada. W moim sercu są Legia Warszawa i Znicz Pruszków. Będą tam zawsze - dodaje Gmoch.
Jest poprawa
Mimo porażki ze Sportingiem Lizbona 0:2, dostrzega on pozytywy. - Zobaczyliśmy zupełnie inną Legię. Ustawienie obrony bardzo dobre, poziom techniczny też, ale najlepsze było ustawienie z drugiej polowy z Miroslava Radovicia na szpicy. Końcówkę drugiej połowy Sporting odpuścił, jednak mimo tego wariant bez Nemanji Nikolicia okazał się o wiele lepszy. Zmiany poprawiły grę. Legia nie ma się czego wstydzić - uśmiecha się Jacek Gmoch.
- Podczas meczu z Borussią Dortmund dochodziło do stłamszenia mistrza Polski. W Portugalii zaprezentowano już nowoczesny sposób gry w defensywie. To zapobiegło zamykaniu nas pod własnym polem karnym po stracie piłki i broniło przed stałymi fragmentami gry ale nie do końca - kończy.