Gdy na prowadzenie wychodzi się w 90. minucie spotkania, to pretensje można mieć tylko do siebie, że spotkania się nie wygrywa. - Żałujemy tego, że punkty straciliśmy w takich, a nie innych okolicznościach. Przyjechaliśmy przecież na wojnę, bo wiedzieliśmy, że Piast postawi ciężkie warunki. Jednak według mojej oceny byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym i zasłużyliśmy na zwycięstwo. Niestety taki jest sport i czasami szczęście nie dopisuje. Z drugiej strony ten mecz po trzech porażkach jest pozytywem, bo potrafiliśmy grać konsekwentnie i dążyć do zwycięstwa - powiedział Kamil Biliński, napastnik Śląska Wrocław.
Hebert, po którego zagraniu Bartosz Frankowski wskazał na rzut karny twierdzi, że faulu nie było. A jak ta sytuacja wyglądała z perspektywy poszkodowanego? - Nie mam pojęcia czy było to w polu karnym. Nie jestem w stanie stwierdzić czy było to przed linią, na linii czy za nią. Sędzia podjął taką decyzję i tyle. Przeciwko nam ostatnio w Pucharze Polski podyktowano rzut karny, a zawodnik dostał piłką w twarz, nie w rękę. Sędziowie też się mylą, i jeśli tym razem tak było, to taki jest sport - przyznał 28-letni snajper.
Mówi się, że faulowany nie powinien wykonywać rzutu karnego, ale Biliński nie miał z tym problemów. - Nie miałem obaw. Cały czas trenuję rzuty karne, jestem pewny pod tym względem i wiedziałem co chcę zrobić. Cieszę się, że wpadło i oby tych bramek było więcej - skomentował były piłkarz Dinamo Bukareszt.
Śląsk trzy punkty miał na wyciągnięcie ręki, ale w ostatniej akcji meczu Hebert naprawił swój błąd i wpakował piłkę do siatki. - Ten gol był sumą naszych błędów. Skoro tracimy bramkę po kilku główkach w naszym polu karnym, to to nie jest normalne. Tym razem zwycięstwo nam zabrano, ale mam nadzieję, że w następnym meczu się nam to zwróci - zakończył Kamil Biliński.
ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Portugalska komedia pomeczowa