Kamil Glik: Żeby grać, Michał Pazdan musi być w stu procentach zdrowy

PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski

- Nieszczęście jednego zawodnika jest szansą dla drugiego - mówi Kamil Glik. Środkowy obrońca AS Monaco jest jednym z liderów reprezentacji. Na razie nie wiadomo, kto zagra w parze z nim podczas spotkania z Danią.

Od kilku lat Kamil Glik jest jednym z liderów naszej kadry. Ale kolejni selekcjonerzy mieli problem ze znalezieniem dla niego partnera do linii defensywnej. Przed Euro 2016 obrona uchodziła za najsłabsze ogniwo reprezentacji Polski, ale podczas turnieju okazało się, że Glik świetnie funkcjonuje w parze z Michałem Pazdanem.

Obecnie występ tego drugiego w meczu z Danią stoi pod znakiem zapytania. Pazdan ma problem z barkiem.

- Czy zagra? To są pytania do sztabu medycznego, ale na pewno Michał musi czuć się gotowy w 100 procentach, inaczej nie ma to sensu - mówi Kamil Glik.

Pazdan w przeszłości pokazał, że jedynie będąc w pełnym treningu jest przydatnym zawodnikiem. Dlatego taki jest ból selekcjonera.

ZOBACZ WIDEO: Łukasz Piszczek: po wygranej Borussii 6:0 w szatni nie było żartów z Legii

- Przed Euro też straciliśmy paru zawodników, nieszczęście jednego jest szansą dla drugiego - rozkłada ręce Glik.

Jeśli Pazdan nie będzie mógł wystąpić, partnerem Glika w defensywie będzie prawdopodobnie ktoś z dwójki Igor Lewczuk - Paweł Dawidowicz. W takiej kolejności.

Numerem 3, ale wątpliwym, jest Thiago Cionek, zaś Artura Jędrzejczyka, według naszych informacji, selekcjoner traktuje jako ostateczność na środku obrony.

Ten temat zdominuje przekaz najbliższych dni. Ale tak naprawdę najwięcej w defensywie zależy od Glika. On potrafi wynieść solidnego partnera na wysoki poziom. Dlatego tak niepokojący był incydent z meczu z Kazachstanem, gdy nasz obrońca kopnął rywala w głowę. Gdyby dostał czerwoną kartkę, byłby to prawdziwy dramat dla kadry.

- Mleko się rozlało. Nie było to najlepsze zachowanie z mojej strony, ale tak bywa. Jestem pewien, że takich incydentów zbyt wiele w mojej karierze już nie będzie - zapewnia zawodnik.

W ostatnim czasie piłkarz fantastycznie odnalazł się w AS Monaco.

- Od pierwszego dnia mojego przyjazdu czuję się, jakbym był tam od kilku miesięcy. Dobrze "wszedłem do szatni". Koledzy świetnie mnie przyjęli. Moja aklimatyzacja w zasadzie się nie odbyła. Trener mi bardzo ufa, podobnie jak wszyscy w klubie. A ja mogłem się odpłacić na boisku i grać dobrze - mówi.

Po pierwszych tygodniach pobytu w nowym klubie mógłby konkurować na popularność z księciem Albertem II. Jego drużyna w dwóch pierwszych meczach w Lidze Mistrzów zdobyła 4 punkty, a on miał w tym swój udział.

- Liga Mistrzów to fajne przeżycie. Nigdy wcześniej nie miałem okazji jej poznać.
Fajnie jest zadebiutować na Wembley w meczu z Tottenhamem, gdy na trybunach jest 90 tysięcy ludzi. Do tego doszła bramka w meczu u siebie z Leverkusen - mówi.

Źródło artykułu: