O koncepcji zmierzającej do odejścia od obecnej formuły mówił niedawno prezes Lecha Karol Klimczak, ale ten temat wraca co jakiś czas. Przy aktualnych zasadach jeden absurd goni drugi, poza tym nie mają one nic wspólnego ze sprawiedliwością. Jeśli uzbierasz w fazie zasadniczej więcej punktów, to stracisz ich więcej po podziale. Im bardziej zawiedziesz, tym tak naprawdę mniej ci po 30. kolejce zabiorą. ESA 37 to nonsens, który nie przyjąłby się w żadnej poważnej europejskiej lidze, bo nikomu nie przyszłoby tam do głowy, by sztucznie uatrakcyjniać rozgrywki redukowaniem punktów, promując przy okazji słabszych.
Na szczęście bezsensowność tej reformy dotarła już do samych klubów i wkrótce doczekamy się zmian. Przy okazji jednak rozgorzeje kolejna dyskusja: jaki powinien być nowy system? Możemy wrócić do tego, co zakończyło się w sezonie 2012/2013 (16 drużyn i 30 kolejek), albo powiększyć ligę do 18 drużyn.
Ilekroć pojawia się na tapecie ten ostatni pomysł, od razu odzywają się głosy, że jest on chybiony, a Polski na taką ligę nie stać. Kompletnie tego nie rozumiem. Jaka będzie różnica w poziomie ligi 16- i 18-zespołowej? Żadna. Pieniędzy stale przybywa, kluby w Lotto Ekstraklasie zarabiają coraz więcej, a w europejskich pucharach w zdecydowanej większości i tak zawodzą. Liczba uczestników w rozgrywkach w żaden sposób tego nie zmieni, jest za to jeden zasadniczy plus: więcej klubów zyska szansę rozwoju.
Dziś przepaść między najwyższą klasą a całą resztą piłkarskiej Polski jest niewyobrażalna. Od I ligi w dół trzeba kilka razy oglądać każdą złotówkę, bo większość klubów nie może liczyć na możnych sponsorów, a za prawa telewizyjne - w porównaniu do Lotto Ekstraklasy - dostaje drobne. Zebranie potrzebnego budżetu to często wielkie wyzwanie, a codzienna egzystencja odbywa się na granicy ryzyka. Dlatego awans do elity jest postrzegany jak wejście do finansowego raju.
ZOBACZ WIDEO: Michał Kołodziejczyk: Legią nie można zarządzać jak fabryką gwoździ
Ktoś powie, że przy 18 zespołach duża część już w trakcie sezonu nie będzie miała o co grać. Z tym można sobie bez problemu poradzić. Przede wszystkim już przy 16 ekipach dwóch spadkowiczów to za mało. Kluby Lotto Ekstraklasy nie chcą jednak tej zagrożonej strefy powiększać, bo same by na tym ucierpiały, doskonale zdając sobie sprawę jakie są finansowe realia po degradacji.
Uatrakcyjnić rozgrywki można na dwa sposoby - poprzez duże różnice w wysokości premii za poszczególne miejsca, a także zwiększenie liczby spadkowiczów, a przede wszystkim wprowadzenie barażów. Skoro III-ligowcy przez dwa lata musieli bić się o awans w takim dwumeczu nawet po wygraniu swojej grupy, to równie dobrze może to robić zespół, który zajął niskie miejsce w Lotto Ekstraklasie.
Polskę stać na 18-drużynową ligę, o czym doskonale świadczy choćby rozwój infrastruktury. Jesteśmy dużym krajem, w którym futbol wzbudza kolosalne zainteresowanie i jest sportem numer jeden. Na brak zapotrzebowania na pewno więc nie będziemy narzekać.
Jeśli pójdziemy w odwrotnym kierunku i zdecydujemy się np. na 10 drużyn, a każda z każdą zagra w ciągu roku cztery razy, to hitowe mecze się zwyczajnie zdewaluują, zaś przepaść między Lotto Ekstraklasą a resztą lig tylko powiększy.
Teoretycznie emocje do końca sezonu, nie ma meczów o nic. Niepotrzebna żadna Multiliga, tylko jesteś mocny (psychicznie też) to przechodzisz dalej. Nie umiesz udźwignąć presji to odpadasz. Czytaj całość