Odkąd Grzegorz Sandomierski opuścił Jagiellonię, wystąpił przeciwko niej jako zawodnik Zawiszy Bydgoszcz i Cracovii. Dwa z czterech spotkań zremisował, a dwa przegrał. W 14. kolejce Lotto Ekstraklasy Pasy uległy Jadze przed własną publicznością 1:3.
- Nie o mnie tu chodzi - chcieliśmy wygrać jako drużyna. Zabrakło nam chłodnej głowy po zdobyciu bramki na 1:1. Rzuciliśmy się do przodu i otworzyliśmy, a grająca świetnie z kontry Jagiellonia to wykorzystała. Powinniśmy trochę wyluzować, a nie rzucać się na "hurra!" - komentuje bramkarz Cracovii.
Niedzielna porażka może boleć Sandomierskiego tym bardziej, że zrobił wszystko, co mógł, by Cracovia sięgnęła choćby po punkt, a skapitulował w sytuacjach, przy których nie miał nic do powiedzenia: z rzutu karnego i w dwóch pojedynkach sam na sam z rywalami.
ZOBACZ WIDEO Skromne zwycięstwo Stade Rennes nad Metz, Grosicki w podstawowym składzie. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Każda porażka boli tak samo - czy obroni się pięćdziesiąt strzałów, czy ani jednego. To banał, ale to sport drużynowy i interesują mnie tylko wyniki zespołu - podkreśla Sandomierski.
Ojcem zwycięstwa Jagiellonii był Konstantin Vassiljev, który sam strzelił gola na 1:0, a potem zaliczył dwie kapitalne asysty przy bramkach Fiodora Cernycha i Przemysława Frankowskiego.
- Jak czternaście innych drużyn ekstraklasy uczulaliśmy się na niego, a on i tak zrobił swoje. Ma wyśmienite podanie i nie można mu zostawiać ani trochę miejsca. Widać, że on przerasta ekstraklasę - chwali Estończyka Sandomierski.