Remis mistrza Polski z Realem Madryt to wydarzenie dla naszego klubowego futbolu zjawiskowe. Od dobrych kilku lat przeżywamy głównie rozczarowania, bo drużyny nie tylko nie dokonują rzeczy wielkich, ale kompromitują się nawet z anonimowymi rywalami z krajów piłkarsko dużo gorzej rozwiniętych. Te "wyczyny" tylko wzmagają frustrację, a samych zawodników narażają na kpiny.
Po tym co legioniści zrobili w starciu z ekipą Zinedine'a Zidane'a, nikt jednak nie powie złego słowa. Porównywanie potencjału sportowego, czy budżetów obu klubów nie ma sensu, bo przy zestawieniu tych liczb remis w bezpośrednim starciu jest czymś irracjonalnym. Środowy mecz pokazał jednak, jak wiele można osiągnąć, jeśli tylko nie przegra się w głowie i uwierzy we własne możliwości. Legia zatrzymała Real, bo się go nie wystraszyła, grała w piłkę zamiast prosić o najniższy wymiar kary i pokazała wielkie pragnienie dokonania czegoś, o czym wszyscy długo nie zapomnimy.
Arkadiusz Malarz, Bartosz Bereszyński, Guilherme, Vadis Odjidja-Ofoe, Thibault Moulin - ta piątkowa wyszła w pierwszym składzie Legii zarówno w środę, jak i na inaugurację przeciwko Borussii Dortmund. Jak duża była różnica, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Ogromna w tym zasługa Jacka Magiery, który pod względem czysto piłkarskim nie mógł wymyślić prochu, bo po prostu nie miał na to czasu. Jednak odbudowa mentalna, jakiej dokonał, sprawiła, że legioniści tworzą dziś zespół, a nie rozbitą grupę ludzi, którą pozostawił po sobie Besnik Hasi.
Występ mistrza Polski przeciwko Realowi - tak jak zwycięstwo z Niemcami dla naszej reprezentacji - powinien być inspiracją dla innych klubów, by wreszcie wyjść z pucharowego marazmu, w jakim tkwimy od kilku sezonów. Jeśli Legia potrafi jak równy z równym walczyć z Królewskimi, to Cracovia nie powinna przegrywać ze Skendiją Tetowo, Piast Gliwice z IFK Goeteborg, a Zagłębie Lubin z Sonderjyske. W polskiej piłce są pieniądze, jest infrastruktura i jak się okazuje, jest też niemały potencjał. Czas to wreszcie wykorzystać nie tylko na szczeblu reprezentacyjnym.
I jeszcze jedna refleksja na koniec. Remisując z Realem przy pustych trybunach, legioniści wysłali jasny sygnał do miłośników rac, stadionowych awantur i wszystkich "najwierniejszych" z rozbuchanym ego, którzy uważają się za kluczowych uczestników piłkarskiego widowiska. Otóż nie są na stadionie do niczego potrzebni. Szkoda tylko tych, dla których faktycznie najważniejsze są wydarzenia boiskowe, bo gdyby mogli zobaczyć środowy mecz na żywo, pewnie nie zapomnieliby go do końca życia.
ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Michał Kucharczyk: Marzenie to mi się spełni z Barceloną na Camp Nou