Jacek Wiśniewski: Księdza nam jeszcze brakuje

Jacek Wiśniewski meczem z Odrą Opole zadebiutował w barwach GKS-u Jastrzębie. Doświadczony piłkarz po okresie gry w Cracovii i Wiśle Płock wrócił z powrotem w rodzinne strony i wiosną występować będzie w zespole Jerzego Wyrobka. - Już zostaję na Śląsku, chcę mieć blisko do domu - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl popularny "Wiśnia".

Rosły zawodnik dołączył do GKS-u mimo problemów finansowych, z jakimi zimą zmagał się ten klub. Wcześniej rozegrał jesienią osiem meczów w barwach o wiele bardziej stabilnej Wisły Płock. Dlaczego więc zdecydował się na zmianę pracodawcy? - Kończył mi się kontrakt i nie chciało mi się już być daleko od rodziny - wytłumaczył Wiśniewski.

Oprócz niego do zespołu zimą dołączyło jeszcze kilku piłkarzy, w tym dorównujący mu gabarytami były gracz Odry Opole Tomasz Copik. We dwójkę będą mogli więc stworzyć potężny duet, z którego przejściem rywale mogą mieć olbrzymie problemy. - Na to liczymy - przyznaje Wiśnia. Poza Copikiem GKS zasilił także Hiszpan Edu. - Musi się uczyć polskiego, takie są zasady - stwierdził i z uśmiechem rosły pomocnik pytany o ewentualne problemy z komunikacją z partnerem z drużyny. Po zimie w Jastrzębiu utworzyła się też mała czeska kolonia, ponieważ w kadrze znajduje się czterech piłkarzy zza naszej południowej granicy, co Wiśniewski skomentował w swoim stylu, mówiąc: - Księdza nam jeszcze brakuje.

Sporej części z nowych piłkarzy w sobotę kibice jednak nie zobaczyli. Być może miało to wpływ na grę GKS-u, który przez większą część meczu wyłącznie się bronił, oddając Odrze inicjatywę, ciesząc się z prowadzenia po przypadkowo zdobytym golu. Z taką oceną nie zgadza się jednak pomocnik śląskiej drużyny. - Nie sądzę, że to był mecz ze wskazaniem na Odrę. Ostatnie 15 minut owszem, ale nie całe spotkanie. W drugiej połowie cofnęliśmy się, ale pierwsza połowa należała do nas i my wygraliśmy mecz - powiedział.

Najbardziej kontrowersyjna była sytuacja z 24. minuty, kiedy to padła bramka dla GKS-u. Do dośrodkowanej z rzutu rożnego piłki na 11 metrze wspólnie skoczyli bramkarz Odry, Mateusz Sławik, oraz właśnie Wiśniewski, a futbolówka w wyniku starcia znalazła się pod nogami Roberta Żbikowskiego, który precyzyjnym strzałem dał gościom prowadzenie. Po meczu głównym tematem dyskusji była kwestia czy rosły piłkarz jastrzębian zagrał zgodnie z zasadami. - Myślę, że Mateusz popełnił błąd, bo na nie zrobiłem żadnego ruchu rękami czy innego nieprzepisowego. Wyskoczyłem do głowy, a że to był 11 metr to nie było mowy o faulu. Źle odbił piłkę, a Rober Żbikowski super ją przerzucił - bronił się Wiśniewski.

Sam piłkarz mimo zwycięstwa swojej drużyny z nie najlepszą miną opuszczał plac gry. Wszystko z powodu urazu, co sugerowała zabandażowana w czasie meczu dłoń. - Złamałem rękę i w niedzielę czeka mnie operacja - powiedział ze smutkiem pomocnik GKS-u i dodał: - To stało się przy starciu z Uchenną, kiedy wywróciłem się nieszczęśliwie pod linią końcową.

Źródło artykułu: