Po porażce i remisie w dwóch ostatnich meczach drużyna Juergena Kloppa bardzo chciała powrócić na zwycięską ścieżkę. Moment na przełamanie wydawał się idealny, bowiem Liverpool zawitał na teren plasującego się w dolnych rejonach tabeli Middlesbrough.
Niestety pierwsza część spotkania toczyła się w nieco ślimaczym tempie. Świetnie przesuwające w obronie Boro przez 28 minut skutecznie wybijało z głowy wyżej notowanemu rywalowi wszelkie ofensywne argumenty. Przyjezdni grali statycznie, przewidywalne. Ale jedno dynamiczne podłączenie się Nathaniela Clyne'a prawym skrzydłem i precyzyjne dośrodkowanie w pełnym biegu wystarczyło do tego, aby Liveprool otworzył wynik. Uczynił to pewnym strzałem głową Adam Lallana.
Od tego momentu na murawie zaczęło się dziać odrobinę więcej. Już chwilę po stracie gola ruszyli gospodarze, a czujność Simona Mignoleta sprawdził Viktor Fischer. W 39. minucie groźny, choć zblokowany, strzał oddał Adam Forshaw. Wszystko poprzedził odważny rajd Adama Traore.
Tuż przed zejściem do szatni to jednak LFC mógł podwyższyć prowadzenie. Divock Origi płaskim podaniem uruchomił pędzącego Sadio Mane, a 24-latek obił słupek. Przerwa ożywiła poczynania gości z Anfield. W zaledwie 120 sekund od wznowienia gry stworzyli oni sobie dwie dogodne okazje. I w obu główną rolę odegrał Mane. Najpierw zatrzymał go Victor Valdes, a następnie ofiarnie blokujący przeciwnik.
ZOBACZ WIDEO Dawid Kownacki: nauczyłem się, że nic nie muszę (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Middlesbrough nie potrafiło odpowiedzieć na ataki nabierającego animuszu Liverpoolu, nie pomogła też podwójna zmiana. Boro po prostu brakowało jakości. O co w tym wszystkim chodzi pokazywał natomiast faworyt, który kontrolował przebieg wydarzeń, a w 60. minucie uczynił kolejny krok w kierunku trzech punktów. Składną akcję całej drużyny uderzeniem z bliska zakończył imponujący skutecznością w ostatnich tygodniach Divock Origi. Asystował mu rozgrywający doskonałe zawody Lallana.
28-latek niedługo później po raz drugi pokonał Valdesa, definitywnie odbierając jakiekolwiek nadzieje na korzystny rezultat zespołowi Aitora Karanki. 18-krotny mistrz Anglii triumfował zasłużenie i w nagrodę zrównał się dorobkiem z Arsenalem.
Middlesbrough - Liverpool FC 0:3 (0:1)
0:1 - Adam Lallana 29'
0:2 - Divock Origi 60'
0:3 - Adam Lallana 68'
Składy:
Middlesbrough: Victor Valdes - Antonio Barragan, Calum Chambers, Ben Gibson, Fabio - Adam Forshaw, Adam Clayton (56' Grant Leadbitter), Marten de Roon - Adama Traore, Alvaro Negredo (77' Jordan Rhokes), Viktor Fischer (56' Stewart Downing).
Liverpool FC: Simon Mignolet - Nathaniel Clyne, Dejan Lovren, Ragnar Klavan, James Milner - Georginio Wijnaldum (87' Oviemuno Ejaria), Jordan Henderson, Adam Lallana (82' Lucas Leiva) - Sadio Mane, Divock Origi (90+1' Trent Arnold), Roberto Firmino.
Żółta kartka: Ben Gibson (Boro).
Sędzia: Jonathan Moss.