Gwiazdy na gwiazdkę: Alfabet reprezentanta

PAP/EPA / SEBASTIEN NOGIER
PAP/EPA / SEBASTIEN NOGIER

Błyszczy w Monaco, wkrótce być może trafi do jeszcze lepszego klubu, ale i tak już na zawsze pozostanie przywódcą Torino. Twardy chłopak z jastrzębskiego osiedla Przyjaźń przeszedł długą drogę by być tam, gdzie ostatecznie dotarł. Kamil Glik.

W tym artykule dowiesz się o:

Błyszczy w Monaco, wkrótce być może trafi do jeszcze lepszego klubu, ale i tak już na zawsze pozostanie przywódcą Torino. Twardy chłopak z jastrzębskiego osiedla Przyjaźń przeszedł długą drogę by być tam, gdzie ostatecznie dotarł. A na krętej, wyboistej, czasem zdradliwej ścieżce byli ludzie - bliscy i dalsi jego sercu. Oto (prawie) wszyscy ludzie Il Capitano.

Alessandro. Po pierwsze Mazzola - legenda światowego futbolu, lecz być może jeszcze większą sławą dawno temu był jego ojciec Valentino - gwiazda wielkiego Torino lat 40. Zginął wraz z całą drużyną wracając z meczu i rozbijając się w samolocie o ścianę bazyliki na wzgórzu Superga pod Turynem. 4 maja 1949 roku jest datą, którą zna każdy kibic Torino, każdy z kolei zawodnik przychodzący do klubu zapoznawany jest z jego tragiczną historią, każdy musi się dowiedzieć kim był Mazzola, a każdy kapitan w kolejną rocznicę tragedii, pod ścianami bazyliki uroczyście odczytuje nazwiska 31 ofiar składając hołd wielkiej drużynie. Przez lata zaszczyt ten przypadał w udziale Kamilowi. Alessandro to również imię Baricco, eseisty, autora sztuk teatralnych i znanego na świecie pisarza, który kiedyś powiedział: - Ekscytuje mnie gra Glika…

[b]

Boniek.[/b] Zbigniew, szef PZPN. Ponoć panowie nie przepadają za sobą. Pogłoski o domniemanej wzajemnej niechęci swój początek mają na Wembley, gdzie drużyna Waldemara Fornalika przegrała z Anglią. To wtedy Zibi wpadł do szatni i powiedział zawodnikom kilka gorzkich słów. Dostało się przede wszystkim Kamilowi. Fornalik w rozmowie z autorem książki biograficznej Glika powiedział, że Kamil nie był faworytem prezesa. Boniek nazwał te słowa absurdalnymi. Sam piłkarz tak tłumaczył całe zdarzenie na łamach książki: "Prezes po meczu zszedł do szatni i powiedział do zawodników, że nie mają sił, żeby biegać przez 90 minut. Dziwił się też, że piłkarz, który gra w Serie A, nie może wybiegać całego spotkania. Mam taki charakter, że wstałem i zapytałem, czy prezes mówi do mnie. Odpowiedział, że tak. Na to zareagowała reszta chłopaków: wstali i uspokoili sytuację. Na tym się skończyło. To była taka słowna sprzeczka. Nic poważnego." Krótko - co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. To Boniek przecież powiedział, że gdyby Glik urodził się wcześniej i grał w reprezentacji z lat 80., w ówczesnym systemie taktycznym, byłby jednym z najlepszych obrońców świata. Z Bońkiem łączy go coś jeszcze. Były as Juve i Romy w sezonie 1985-86 zdobył w Serie A 7 bramek. Kamil, jako obrońca (!), wyrównał ten polski rekord na włoskiej ziemi prawie 30 lat później. Zibi bił mu wtedy brawo i gratulował, a włoskie media, w tym "La Gazzetta dello Sport" wybrały do jedenastki sezonu.

Collins. Bracia Collins - Rafał i Grzegorz. Jako bardzo młodzi ludzie wyjechali z Legnicy i otworzyli w Londynie warsztat samochodowy. Nie reperują aut, tylko je tuningują, odbudowywują, odbajerowywują, a ich klientami są również bardzo znani ludzie, zaś "Odjazdowe bryki braci Collins" to dziś popularny program w TVN Turbo. Z usług braciszków korzystali polscy piłkarze - Wojciech Szczęsny, Arkadiusz Milik, a tuż przed Euro 2016 również Glik. Collinsowie wzięli na warsztat jego BMW X6. Kilka gustownych dodatków, spojler i przede wszystkim czarna, matowa okleina wprawiły stopera biało-czerwonych w dobry humor. Inna sprawa, że akurat fury specjalnie nie grzeją Kamila, który po Turynie jeździł zwykłym służbowym suzuki. Przyznaje, że to kiepska forma lokaty kapitału. O wiele gorsza niż nieruchomości, dlatego kupuje mieszkania w różnych miastach - w Krakowie, Poznaniu, na Śląsku, i w znacznej liczbie, zabezpieczając w ten sposób przyszłość swoją i rodziny. A jeśli ma do czegoś słabość, jeśli chce pozwolić sobie na odrobinę luksusu, to woli kupić nowy zegarek powiększając kolekcję rolexów.

ZOBACZ WIDEO Zobacz jedyny polski ranking, w którym Lewandowski jest poza podium! (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Darmian. Matteo. Jedna z nielicznych znajomych twarzy, którą rozpoznał po wejściu do szatni Torino. Wcześniej razem grali w Palermo. Trzymali się więc razem także w stolicy Piemontu. Do tej pory utrzymują kontakt, mimo że reprezentant Włoch występuje obecnie w Manchester United.

Eto'o. Samuel, wybitny napastnik. - Parę meczów fajnych zagrał, ale parę katastrofalnych też, na przykład z Kamerunem. Eto'o robił z nim, co chciał - recenzował dokonania Glika w swojej reprezentacji Franciszek Smuda na łamach autobiografii piłkarza.

Filipiak. Janusz, profesor, szef Comarchu i Cracovii. Był taki czas, że Glikiem, wówczas stoperem Piasta, zaczęły się interesować inne polskie kluby, choćby Lech Poznań. Piast oczekiwał jednak za obrońcę sporo, bo 4 miliony złotych. - Starą skodę też sobie można wystawić za 500 tysięcy. Może ktoś kupi, jeśli to będzie jedyna skoda na rynku. To jest trochę śmieszne - skwitował wówczas szef Cracovii.

Grosik. Kamil Grosicki, kumpel z kadry, jeden z najlepszych. Przy tym dusza towarzystwa, zawsze skory do dowcipu i wkrętki, czyli trochę inny typ niż poważny Glik. - Na wszystko w swoim życiu musiał zapracować sam - definiuje kumpla skrzydłowy Rennes. To właśnie z telefonem od Grosika wiąże się historia nagrana przez ekipę kanału „Łączy nas piłka". Grosicki zadzwonił z Rennes do kumpla, do Turynu, z prostą propozycją: wpadnij do mnie. Leciało to mniej więcej tak… - Jutro nie dasz rady? - Jutro to nie, bo lecę do Bilbao, w czwartek tam gramy. - A w dniu meczu nie mógłbyś wpaść?... Dopiero po chwili Il Capitano zorientował się, że jest zwyczajnie wkręcany przez koleżkę.

Hachiko. To sprawa wyjątkowa, bo nie chodzi o człowieka, lecz psa. W ankiecie przeprowadzonej ponad rok temu przez portal „Łączy nas piłka" na pytanie o film, który zrobił na nim największe wrażenie odparł: „Mój przyjaciel Hachiko". Dla tych co nie widzieli, jest to wzruszająca opowieść o przywiązaniu psa do swojego właściciela. Kamil z żoną sami mają również pieska, yorka, oboje uwielbiają zwierzęta, wspierają też schroniska dla psów. „H" to także Higuain, jeden z najgroźniejszych, według samego Glika, napastników świata, wyjątkowo niewdzięczny do opieki.


Jardim. Leonardo, trener AS Monaco. To on ostatecznie klepnął transfer Polaka za 11 milionów euro. Miał wizję nowej defensywy, w której Kamil objął rządy zluzowując wiekowego Ricardo Carvalho. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ Glik jest dziś jednym z najlepszych obrońców Ligue 1. - Dojrzał i utrzymuje międzynarodowy poziom, również dzięki grze w reprezentacji Polski. To wyjątkowy zawodnik, którego udało nam się sprowadzić. Jest ważnym elementem w naszej układance - mówi trener. We Francji Kamil czuje się wyśmienicie, zaaklimatyzował się wraz z całą rodziną. Nie bez znaczenia dla jego samopoczucia jest niewątpliwie fakt, że po przeprowadzce więcej niż podwoił zarobki. Według portalu sportune. fr może liczyć na 2 miliony euro rocznie (w Torino 750 tysięcy). To dużo, ale w klubie oczywiście wcale nie najwięcej, skoro Joao Moutinho inkasuje ponad 4, a Radamel Falcao aż 7 milionów.

Krystyna. Babcia ze strony ojca. Dziadek miał na imię Walter i to po nim Kamil ma również niemiecki paszport, a w nim nazwisko Glueck. Babcia natomiast przewidziała, że wnuk strzeli gola Anglii na Stadionie Narodowym. Mieszka wciąż na osiedlu Przyjaźń, gdzie wychowywał się Kamil. Był malutki, kiedy mama Grażyna przywiozła go do babci sinego, z wybroczynami. Za chwilę rodzice już pędzili do szpitala, a babcia do kościoła pomodlić się o zdrowie, a nawet życie - w okolicy żniwo zbierała sepsa - półtorarocznego wnuka. Dwukrotna punkcja kręgosłupa, pobrany płyn rdzeniowy… Sepsa brzmiała jak wyrok. - Że różnie to się mogło skończyć, to zdecydowanie zbyt mało powiedziane, bowiem lekarze skłaniali się ku temu, że nie uda mi się z tego wyjść - opowiadał nam Kamil kilka miesięcy temu. - Przyplątało się zapalenie opon mózgowych, a organizm małego chłopca nie jest tak silny, jak u dorosłego człowieka. Lekarze nie dawali mi więc wiele procent szans na pokonanie choroby…

Lucio. Były brazylijski środkowy obrońca, ulubiony piłkarz z dzieciństwa.

Łukasz Piszczek. Kolega z reprezentacji Polski. Urodzili się 40 kilometrów od siebie. Mogli grać razem również w Borussii Dortmund, bo Thomas Tuchel szukając kogoś, kto zastąpi Matsa Hummelsa myślał właśnie o Gliku. Niemcy proponowali Torino 10 milionów euro, ale ostatecznie Bundesliga znów nie była dla Glika. Znów, bo wcześniej mówiono o możliwym transferze do Bayernu Monachium, który szukał obrońcy na... już i w końcu znalazł, tyle że Serdara Tasciego…

Informacje sportowe możecie śledzić również w aplikacji WP SportoweFakty na Androida (do pobrania w Google Play) oraz iOS (do pobrania w App Store). Komfort i oszczędność czasu!
[nextpage]Marta. Żona. Małżeństwem są od ponad pięciu lat. Znają się całe życie, od podstawówki. Mieszkali na tym samym osiedlu. Na początku wręcz się nie znosili. Kamil dokuczał koleżance, więc często ich mamy były wzywane do szkoły. - Zamiast na kawie spotykały się w gabinecie dyrektora - opowiadał piłkarz. Trwało to do trzeciej klasy gimnazjum. Wtedy przestał dokuczać, a zaczął kochać i od tej pory są parą. W dniu kiedy Polska grała ze Szwajcarią o ćwierćfinał Euro 2016 obchodzili piątą rocznicę ślubu. - To twardziel o gołębim sercu, trochę wstydliwy - mówi Marta. Ślub brali w tym samym, starym kościółku na jastrzębskim osiedlu, w którym byli ochrzczeni i przystępowali do komunii. W tym samym, w którym uświęcane są wszystkie rodzinne wydarzenia, i w którym ochrzcili swoją dziś już trzyletnią córeczkę Victorię. Lubią odpoczywać w cichych miejscach. Od pewnego czasu również w domu w Skorupkach na Mazurach, tuż nad jeziorem Tałty. To dobre miejsce, by się wyciszyć i powędkować. Tak naprawdę powędkować, a nie tak jak przed laty z ojcem… - To raczej nie był normalny odpoczynek, tylko zabawy z dynamitem wynoszonym przez znajomych górników. Szliśmy nad kopalniany staw, sznur uczepiony był do słoika wypełnionego materiałem wybuchowym. Spuszczaliśmy go do wody i podpalaliśmy. Za chwilę wszystkie rybki były na powierzchni. Podpływało się pontonem, zgarniało i robota skończona. Później te ryby się jadło, rozdawało lub sprzedawało. Ojciec szedł do baru i pozbywał wszystkiego w jeden wieczór. Miał za co pić. Dla mnie to była dobra zabawa i czas, którego już nie spędzimy razem - opowiadał Kamil w albumie "W kadrze" wydanym przez "Przegląd Sportowy".

Nawałka. Adam, selekcjoner reprezentacji Polski. Właściwie od początku jego kadencji Kamil jest ostoją defensywy, jednym z tych, od których rozpoczyna ustalanie składu.

Ogbonna. Angelo. Z nim tworzył parę stoperów w Torino. Ogbonna był też zastępcą kapitana drużyny Rolando Bianchiego. Ten w końcu odszedł do Bologny, czarnoskóry stoper zaś do Juventusu, wiec kapitańska opaska musiała trafić do kogoś innego. Trener Giampiero Ventura miał swojego faworyta, a jego typ pokrywał się z typem kibiców. Kamil założył więc opaskę Byków, a tifosi śpiewali: "C'e solo un capitano" - jest tylko jeden kapitan… Glik został pierwszym zagranicznym kapitanem (nie licząc dwóch Szwajcarów przed stu laty) w skomplikowanej, pięknej i tragicznej historii niezwykłego klubu. Założył opaskę, jak przed nim czynili to między innymi Giorgio Ferrini, Enzo Bearzot i nade wszystko Valentino Mazzola.

Pontus. Janusz. Założyciel WSP Wodzisław Śląski, przez wiele lat mający wpływ na piłkarskie losy Glika. Już po tzw. epizodzie hiszpańskim reprezentował piłkarza w rozmowach transferowych z Piastem. Wtedy o Kamilu myślała również Wisła Kraków, także Legia, choć oferowała występy tylko w Młodej Ekstraklasie. Anglicy ze Stoke City zapewniali pół miliona euro rocznego kontraktu, tymczasem piłkarz odmówił. Po hiszpańskich przygodach chciał przede wszystkim grać, i dlatego trafił do Piasta. Na początku nie olśniewał, z czasem stał się kluczowym zawodnikiem. Grał krótko, przez dwa sezony, ale związał się z klubem emocjonalnie. Kiedy już trafił do reprezentacji Polski na ochraniaczach prezentował wytłoczony herb Piasta.

Raul Gonzalez. Kolega z drużyny. No bez przesady - może z klubu. W tym samym czasie byli w Realu Madryt, chociaż Kamil jako 19-latek terminował w zespole C. Kilka razy jednak polskiemu obrońcy zdarzyło się uczestniczyć w treningu z gwiazdami. Raul akurat miał w sobie najmniej z tego gwiazdorstwa, skoro potrafił dopytywać się czy młodemu Polakowi czegoś nie potrzeba i czy w czymś może mu pomóc… Z madryckich czasów została Kamilowi jeszcze ksywka: Ramos. Zresztą jeszcze niedawno nie miał żadnych wątpliwości, że właśnie Sergio Ramos jest najlepszym środkowym obrońcą świata.

Tata. Czyli Jacek Glik. Zmarł w wieku 42 lat. Kiedy odszedł, syn akurat z Piastem grał przeciwko Wiśle. Koniecznie chciał wyjść na boisko i zagrać właśnie dla ojca, swojego wiernego kibica. Ich relacje były jednak skomplikowane. Właściwie najlepiej i najpełniej opisał je sam zawodnik w wywiadzie z dziennikarzami "Przeglądu Sportowego", który ukazał się we wspomnianym albumie "W kadrze"… - Miałem trudne dzieciństwo. Tata pracował w kopalni, rzadko go widywałem. Kiedy byłem w podstawówce, wyjechał do Niemiec. Tam były lepsze zarobki. Miał niemiecki paszport i mógł sobie na to pozwolić. Widywaliśmy go raz na półtora- dwa miesiące. Z bratem czekaliśmy na prezenty, żelki. Niemieckie słodycze były rarytasem, szczególnie u nas w Jastrzębiu. Kiedy tata kupił mi PlayStation, na osiedlu byłem królem. Dał mi dres Bayernu Monachium. Wyjątkowy, oryginalny, adidasa... Nikt takiego nie miał. Inni mogli co najwyżej kupić podróbkę. Dzięki tacie i jego pracy za granicą chwilami czuliśmy smak bogactwa… Kolejne pytanie: co to znaczy normalna rodzina? - Taka, w której są ojciec, matka, niczego jej nie brakuje. Wszyscy może nie siedzą na złotej kanapie, ale sytuacja jest stabilna. W moim domu nie było normalnie. Ojciec dużo pił, kłócił się z mamą. Z bratem musieliśmy na to patrzeć, czasem reagowałem, choć mając 15-16 lat, trudno coś zrobić. Mama dzwoniła po policję, mówiła, że tata jest agresywny i pijany. Przyjeżdżali, kończyło się na upomnieniach. Na osiedlu takich wezwań było wiele, dla policji standardowa sytuacja. Dla mnie też, byłem do tego przyzwyczajony. Następnego dnia jakby nigdy nic wychodziliśmy z ojcem na boisko i graliśmy w piłkę. Zazwyczaj tak to wyglądało, kiedy na tydzień, półtora tygodnia wracał do Polski. Do awantur nie dochodziło codziennie, ale ze dwa-trzy razy na jego wizytę. Wielu spraw nie rozumiałem. Wiedziałem, że ma problemy, chciał się leczyć, ale pomagało mu to na chwilę. Po kilku miesiącach wszystko wracało. Jego problemy z alkoholem narastały. Kulminacja nastąpiła, kiedy wyjechał do Niemiec. Nie było mu łatwo. Mieszkał sam, pewnie to przeżywał. Kto nie jest mocny psychicznie, w takich momentach sięga po alkohol. On nie był. Miał zawał. Odszedł jako 42-latek. Próbował się leczyć, jednak wytrwał tylko chwilę. Pracował jeszcze w kopalni w Czechach, ale brakowało mu determinacji. Mijały trzy-cztery miesiące i wracał do picia... Mówiłem: "Tato, przyjdź dziś trzeźwy". Wystarczało na kilka dni. Namawialiśmy go na różne terapie. Czasem je rozpoczynał, ale po tygodniu wracał do picia. Zrobiliśmy tyle, ile byliśmy w stanie…

Urbano Cairo. Prezydent Torino. - Mam z nim bardzo dobry kontakt, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wręcz koleżeński - opowiadał zawodnik. To szef oddany swojej robocie, lubiący swoich piłkarzy, jeżdżący z nimi właściwie na wszystkie mecze. Boss Torino zrobił świetny interes na Polaku. Kupił go z Palermo za trochę ponad 2 miliony euro, sprzedał zarabiając pięć razy tyle.

Ventura. Giampiero, trener Kamila w Bari i Torino, obecnie selekcjoner reprezentacji Włoch. - To trener, któremu zawdzięczam jeśli nie najwięcej, to na pewno bardzo dużo. Pozwolił mi dorosnąć jako piłkarzowi, rozwinąć się - mówi Glik. Razem święcili awans do Serie A, europejskich pucharów i pierwsze od 20 lat derbowe zwycięstwo nad Juventusem. A trzeba być turyńczykiem, by wiedzieć co znaczy rywalizacja obu klubów. Kamil ze swoim charakterem pasował idealnie do derbowej wojny między tradycją Granaty a bogactwem spod znaku Fiata. Fani z Curva Maratona nim zaczęli skandować: Glik, Glik, Glik przy każdym rzucie rożnym, pokochali go najpierw za… czerwone kartki. W meczach z Juve wylatywał z boiska, grał tak ostro, że aż kości trzeszczały. To był ich wojownik, człowiek który nie czuł respektu przed pasiastą koszulką Juve, wzbudzającą strach w całych Włoszech. Nawiasem mówiąc w swoim pierwszym sezonie w Serie A w barwach Torino uzbierał 8 żółtych i 2 czerwone kartki. W rekordowym - 12 żółtych.
Willy Peyote. Raper z Turynu, fan piłki nożnej. Też pokochał Polaka, do tego nawet stopnia, że na jego cześć skomponował utwór. Kpi w nim z lalusiowatych piłkarzy, miękkiej gry, gloryfikuje ludzi z krwi i kości, piłkarzy autentycznych duszą i sercem, nieustannie przywołując nazwisko reprezentanta Polski. "Pieprzyć radykalny szyk, pozostaniemy hardkorowi jak Kamil Glik" - śpiewa Peyote.
X. Wszyscy ważni dla Kamila ludzie, którzy w alfabecie się nie zmieścili. Szymon Matuszek, brat Mateusz, dziadkowie ze strony mamy, Dariusz Fornalak, Damian Seweryn i wielu, wielu innych…

Young. Angus. Lider AC/DC - kapeli, którą Kamil od dawna lubił. "Thunderstruck" to jeden z kawałków, przy którym koncentruje się wychodząc na ważny mecz.

Zichlarz. Michał. Dziennikarz i przyjaciel Kamila, a przede wszystkim autor znakomitej biografii reprezentanta Polski "Liczy się charakter". Wykonał tytaniczną pracę zbierając materiały, Kamil ograniczył się właściwie do sprawdzenia faktów. Wyszła szczera, momentami mocna książka, która - przyznajemy - stanowiła podstawę do napisania tego alfabetu. - Na pewno decydując się na opublikowanie książki nie kierowałem się motywacją finansową - mówił "PN" reprezentant Polski. - Mam wrażenie, że jest w niej wszystko. Zwłaszcza że opowiada więcej o moim życiu prywatnym niż zawodowym. To pozycja zdecydowanie bardziej gorzka niż słodka...

Zbigniew Mucha

Źródło artykułu: