Napastnicy Ruchu w formie

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że napastnicy Ruchu Chorzów w pierwszych dwóch wiosennych kolejkach grali bardzo słabo, co spowodowało, że śląska drużyna miała na koncie zero trafień. W ostatnich spotkaniach atakujący zaczęli strzelać, a Niebiescy wygrywać.

W ostatniej ligowej konfrontacji z Polonią Bytom (3:0) chorzowscy napastnicy pokazali się z zupełnie innej strony niż to miało miejsce wcześniej. Remigiusz Jezierski strzelił do siatki i zaliczył asystę, a 21-letni Artur Sobiech również pokonał bramkarza rywali. W środku tygodnia Ruch zagrał równie koncertowo w Pucharze Polski. Drużyna Bogusława Pietrzaka w stosunku 3:0 zwyciężyła nad pierwszoligowym Zagłębiem Lubin. Co prawda żaden z napastników gola nie strzelił, lecz Martin Fabus i Marcin Zając zapisali na swoje konta asysty.

- W pierwszych meczach wcale nie graliśmy słabo. Niestety brakowało nam szczęścia i szwankowała skuteczność. Dopiero odblokowaliśmy się w meczu z Polonią i gole zaczęły się sypać. Zaczęliśmy grać konsekwentniej, szybciej i dokładniej. Dłużej utrzymujemy się przy piłce i wreszcie trafiamy do siatki - wyjaśnia Zając, o którym mówi się, że jest skonfliktowany z władzami klubu i wystąpił po raz pierwszy na wiosnę dopiero w meczu pucharowym.

W czym jeszcze tkwi tajemnica sukcesu? Warto zauważyć, że trener Pietrzak w pierwszych meczach desygnował do gry dwóch napastników, którzy właściwie byli niewidoczni. W spotkaniu z Polonią bramkę rywala atakowała już większa liczba piłkarzy. Szczególnie wyróżnia się kapitan Niebieskich Wojciech Grzyb, który na skrzydle jest niezastąpiony i pracuje od jednego pola karnego do drugiego. - Krytyczne uwagi, jakie skierowano pod naszym adresem po pierwszych wiosennych meczach były dodatkową motywacją. W późniejszych występach udowodniliśmy swoją grą, że nie jesteśmy najnudniejszą drużyną w lidze - tłumaczy 35-letni pomocnik.

Zawodnicy Ruchu w ostatnich konfrontacjach wyróżniali się przede wszystkim agresją i wolą walki. Nawet trener Zagłębia Robert Jończyk mówił po wtorkowym spotkaniu, że to co działo się na bosku, to była istna "rzeźnia". - Szkoleniowiec gości przesadził. Teraz gramy po prostu bardziej zdeterminowani. Jednak największy wpływ na zmianę naszego stylu gry ma to, że odblokowaliśmy się psychicznie. Na początku rundy jakoś nie potrafiliśmy sobie poradzić z presją. Teraz jest już inaczej - stwierdza 33-letni Jezierski.

Teraz podopiecznych Pietrzaka czeka ciężki bój z Odrą Wodzisław. Rywale słabo spisują się na wiosnę, ale będą chcieli poszukać szansy na przełamanie. Jeśli gospodarze zdobędą trzy punkty, powinni utrzymać siódmą lokatę w tabeli. Podobnie jak z Zagłębiem, mecz z Odrą będzie rozgrywany przy pustych trybunach Stadionu Śląskiego. - Szkoda, że fani nie mogli oglądać naszej efektownej wygranej z Zagłębiem, ale mogą mieć pretensje tylko do siebie. Teraz znowu będziemy grali na opustoszałym obiekcie. Jednak na pewno nie wpłynie to na naszą mobilizację. Chcemy podtrzymać naszą dobrą passę - podkreśla doświadczony napastnik chorzowian.

Komentarze (0)