Dariusz Tuzimek: Wiatr od morza, czyli Lechia idzie na mistrza

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: radość piłkarzy Lechii Gdańsk
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: radość piłkarzy Lechii Gdańsk

Sławomir Peszko mówi, że jest głodny gry jak pies spuszczony z łańcucha. Piotr Nowak przekonuje, że w końcu trafił do głów piłkarzy, a Lechia wygrywa, umacnia się na prowadzeniu w ekstraklasie i rywalom może już machać białą chusteczką.

O Lechii od dawna mówi się jak o zespole z wielkim potencjałem, ale uśpionym. W drużynę z Gdańska jest od kilku lat pompowana potężna kasa, a wyniki - co tu ukrywać - nie są odzwierciedleniem tych inwestycji. Kolejni trenerzy - nawet z dużymi nazwiskami, nawet z zagranicy - nie potrafili z zawodników wydobyć potencjału, nie umieli przekonać piłkarzy, że najważniejsze jest nie prężenie muskułów przed lustrem, a pokazanie na boisku, że się jest grajcarem.

A przecież Lechia ma naprawdę dobrych piłkarzy - problemem było tylko to, żeby ktoś do nich trafił. Wątpiłem, że to będzie właśnie Piotr Nowak, ale muszę przyznać, że za jego czasów w drużynie w końcu pojawiła się stabilizacja. Gdy zaczynał pracę w Gdańsku, było sporo wątpliwości co do jego trenerskiego warsztatu, bo - choć szkoleniowe doświadczenia i osiągnięcia amerykańskie Nowaka trzeba szanować - do całego futbolu zza Oceanu podchodzi się z dystansem.

Nowak miał w Gdańsku lepsze i gorsze momenty. Przyznaje, że na początku piłkarze mówili mu to, co chciał usłyszeć, a nie to, co ich martwi, trapi czy czego się boją. Zanim nabrali zaufania i zaczęli mówić szczerze, trochę wody z Wisły musiało wpłynąć do morza. Dziś Nowak złapał szatnię, zjednał sobie kibiców i media. Co rano zaczyna dzień od żartów, zaraża piłkarzy optymizmem. Nie lubi tylko jednego: takiego polskiego mendzenia, narzekania pod nosem, niezadowolenia, które płynie z nie wiadomo czego. W Ameryce nauczył się, że jeśli chcesz coś osiągnąć, najpierw musisz wierzyć, że w ogóle jesteś w stanie to zrobić. I taką wiarę stara się zaszczepić swoim piłkarzom.

W wywiadzie dla Futbolfejs,pl Sławomir Peszko mówi: - Potencjał w naszym zespole jest taki, że można się zapisać w historii klubu. Jak jedziemy na dwutygodniowe zgrupowanie, to konkurencja jest taka i tyle się miesza różnych charakterów, że iskry idą nie tylko na boisku, ale poza nim.

ZOBACZ WIDEO Niespodziewana porażka SSC Napoli. Zobacz skrót meczu z Atalantą [ZDJĘCIA ELEVEN]

To chyba dobrze. Można powiedzieć: nareszcie! Bo przecież przez kilka ostatnich lat Lechia bardziej niż z poważnym zespołem kojarzyła się z rampą przeładunkową dla piłkarzy, którzy byli tu przywożeni niemal wagonami. Jakby kupowano ich hurtem i na kilogramy. Ale to przeszłość. Dziś stawia się w klubie na jakość. Co prawda prezes Adam Mandziara twierdzi, że nad morzem nie płacą tyle co w Legii i Lechu, ale wysoki poziom sportowy sprowadzanych ostatnio zawodników trochę temu przeczy. Przecież nie przychodzą do Gdańska grać - jak mówią piłkarze - za frytki.

W Lechii mają wszystko, czego potrzeba do mistrzostwa Polski. Dzisiaj to w Gdańsku są najlepsi bramkarze ekstraklasy. Tylko nie wiadomo, czy lepszy ten pierwszy - Dusan Kuciak, czy - obecnie rezerwowy - Vanja Milinković-Savić, już sprzedany do AC Torino, do którego wyjedzie latem. W obronie pukający do drzwi kadry Rafał Janicki ma wsparcie w doświadczonych Wawrzyniaku i Wojtkowiaku. Zresztą doświadczenia w Lechia nie brakuje: Mila, Krasić, Peszko, Wiśniewski, a przecież Borysiuk i Wolski też już dzieciakami nie są. Do tego jeszcze Marco i Flavio Paixao (o których Kazimierz Węgrzyn potrafi w komentarzu z właściwym sobie urokiem powiedzieć: "bracia Peszko"). A jest jeszcze człowiek-petarda Gino van Kessel, który ponoć biega 30 metrów w cztery sekundy i - jak twierdzą w Gdańsku - jeśli naprawdę odpali, to będzie niespodzianką wiosny w lidze.

To jest ekipa, na którą przyszedł czas, by odnosić sukcesy. Już nie na miejscu są takie banialuki, że "celujemy w puchary". Tu trzeba stawić sprawę jasno: celem jest mistrzostwo i nie jest to cel z kosmosu.

Nowak twierdzi, że wszyscy do pracy przychodzą uśmiechnięci, że udało się zawodnikom trafić do głowy. Peszko, który ma 32 lata, a ciągle - tu jeszcze jeden cytat z wywiadu z Futbolfejs.pl - ma taki głód piłki, że wygląda na boisku jak pies spuszczony z łańcucha.

Czy w Gdańsku jest presja? Mówią, że nie, ale jest gigantyczna. Pamiętam taki obrazek z poprzedniego jeszcze sezonu. Po którymś meczu, w którym losy spotkania ważyły się do ostatnich sekund, ale ostatecznie skończyło się dobrze dla Lechii, Piotr Nowak - z różańcem w ręku - natychmiast po ostatnim gwizdku (ale rzeczywiście natychmiast) zbiegł do klubowej kaplicy, która znajduje się na stadionie i zatrzasnął za sobą drzwi. Nikt nie wie, co się dzieje w sercu i głowie trenera poza nim samym. Pewnie do końca sezonu Nowak w tej kaplicy spędzi jeszcze trochę czasu. Bo jedna rzecz w Lechii nadal niepokoi: dekoncentracja. Powiedział o tym niedawno Marco Paixao pytany o najgroźniejszego rywala: - Niestety, my sami…

Dlatego Nowak nie znosi, gdy piłkarze czują się zbyt pewni siebie: – Nieraz muszę jeszcze uderzyć w stół, żeby przerwać tę biesiadę.

Chyba właśnie na takiego trenera Lechia czekała.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

TU ZNAJDZIESZ POZOSTAŁE ARTYKUŁY AUTORA

Źródło artykułu: