Padła Twierdza Wrocław

Dwa gole dla zespołu z Zabierzowa zdobył Sebastian Kurowski. Jeżeli Śląsk myśli o grze w Orange Ekstraklasie w następnych meczach musi zagrać zdecydowanie lepiej.

Początek meczu był dosyć spokojny. Drużyny badały swoje możliwości. Widać było jednak, że piłkarze Śląska są spięci. Co innego zawodnicy z Zabierzowa w poczynaniach których nie było widać żadnego respektu dla utytułowanego rywala. Już w 7. minucie wśród kibiców znajdujących się na trybunach stadionu pojawił się niepokój. Piłka po strzale jednego z graczy Kmity trafiła w poprzeczkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo strzały w poprzeczkę przecież się zdarzają, gdyby nie fakt, że do bramki strzeżonej przez Andrzeja Olszewskiego było około 40 metrów. Już cztery minuty później wrocławianie nie mieli tyle szczęścia. Fantastyczną akcją popisał Sebastian Kurowski, który w polu karnym wymanewrował obrońców Śląska, po czym posłał piłkę do bramki obok bezradnie interweniującego Olszewskiego. - To tylko wypadek przy pracy, zaraz Śląsk zacznie zdobywać gole - komentowali kibice na zgromadzeni na trybunach stadionu przy ulicy Oporowskiej. Nic bardziej mylnego. Kmita po strzelonej bramce wcale nie cofnął się do głębokiej defensywy. Skazywani przed meczem na porażkę gracze z małej podkrakowskiej miejscowości z jeszcze większym impetem ruszyli do ataku. Wrocławianie zostali zepchnięci do głębokiej defensywy. Ataki Kmity przyniosły efekt w 19. minucie. Wtedy to, na uderzenie z około 30 metrów zdecydował się Dariusz Romuzga. Piłka leciała i leciała, leciała i wpadła do bramki. Fantastyczny gol, ale co na to bramkarz Śląska? Olszewski w tym meczu debiutował przed wrocławską publiką, debiut powinien zapamiętać na długo. - Zrobiłem pół kroku do przodu, on wtedy strzelił. Zawaliłem - mówił po meczu łamiącym się głosem golkiper. Swojego zawodnika starał się bronić trener Śląska Ryszard Tarasiewicz. - Olszewski zagra w następnym meczu od pierwszych minut. Nie obwiniam go za stracone bramki - mówił Tarasiewicz. Na trybunach zapanowała konsternacja. W końcu goście prowadzili już 2:0. Nerwowość kibiców była tym większa, że Śląsk w żaden sposób nie potrafił zagrozić bramce Kmity. Pomijając pierwsze minuty, na boisku dominował tylko jeden zespół - skazywany przed meczem na pożarcie dotychczasowy słabeusz z Zabierzowa. Do 30. minuty stojący w bramce gości Tomasz Laskowski był praktycznie bezrobotny. Później Śląsk przystąpił do ataku, jednak żadnego efektu bramowego on nie przyniósł. A Kmita groźnie kontratakował. Pod koniec pierwszej części gry bramkarz Kmity fantastycznie zdjął piłkę z głowy Benjamina Imeha. Nic więcej w tej części meczu się nie wydarzyło. Kmita prowadził zasłużenie, a Śląsk, no cóż... Fani gospodarzy mieli nadzieję, że w drugiej połowie los może się odwróci.

W przerwie meczu Tarasiewcz dokonał jednej, bardzo istotnej zmiany. Na placu gry, w miejsce słabo grającego Dariusza Sztylki pojawił się Sebastian Dudek. Było to prawdziwe wejście smoka. W 48. minucie Dudek idealnie podał do wychodzącego na czystą pozycję Patryka Klofika. Ten nie miał problemów ze zdobyciem gola. W sercach wrocławian pojawiła się nadzieja. Jeżeli nie zwycięstwo, to może chociaż remis... Niestety nie. Śląsk co prawda rzucił się do ataku, lecz Benjamin Imeh oraz Przemysław Łudziński nie potrafili umieścić piłki siatce rywali. W 57. minucie bramkarz Kmity fantastycznie obronił jeszcze strzał Klofika. To były już ostatnie, naprawdę groźne akcje Śląska. Do głosu znów zaczęli dochodzić gracze z Zabierzowa. I strzelili bramkę. Kmita wyprowadził zabójczą kontrę. Piotr Bagnicki idealnie podał do Kurowskiego, ten przed sobą miał już tylko pustą bramkę. Tak padła trzeci gol. Stało się jasne, że Kmita tego spotkania już nie przegra, a Śląsk go nie wygra. Nie z taką grą. Po strzelonej bramce Kmita umiejętnie kontrolował grę. Goście wykazywali się rozwagą, umiejętnie przetrzymywali piłkę. Gdy było trzeba, kontratakowali. Kandydat do awansu do Orange Ekstraklasy, Śląsk Wrocław nie potrafił wypracować sobie dogodnej sytuacji. Nie tak powinien grać dotychczasowy lider.

Śląsk Wrocław przegrał. Twierdza Wrocław upadła. Takiego rezultatu przed meczem nikt nie przewidział. Będzie to zapewne największa niespodzianka tej kolejki drugiej ligi. Z Kmitą, zespołem dotychczas niedocenianym od teraz będzie sie musiał liczyć każdy. Z taką grą, jaką dziś zaprezentowali zawodnicy tego zespołu mogą oni pokonać każdego potentata ligi. Śląsk, jeżeli chce awansować klasę wyżej, następne mecze musi wygrywać. Ciekawa będzie ta runda w wykonaniu wszystkich drugoligowych drużyn.

Śląsk Wrocław - Kmita Zabierzów 1:3 (0:2)

0:1 - Kurowski 11'

0:2 - Romuzga 19'

1:2 - Klofik 48'

1:3 - Kurowski 57'

Składy:

Śląsk Wrocław: Olszewski - Wołczek, Pokorny, Cap (75' Szewczuk), Marciniak, Kluzek (84' Ulatowski), Sztylka (46' Dudek), Górski, Klofik, Łudziński, Imeh.

Kmita Zabierzów: Laskowski - Borovicanin, Cios, Jędrszczyk, Szałek, Powroźnik, Romuzga, Gawęcki, Bębenek (89' Cebula), Kurowski (90' Makuch), Bagnicki (90' Niane).

Żółte kartki: Cap (Śląsk) oraz Szałek, Powroźnik (Kmita).

Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom).

Widzów: 6 000.

Najlepszy gracz Śląska: -

Najlepszy gracz Kmity: Sebastian Kurowski.

Gracz meczu: Sebastian Kurowski.

Komentarze (0)