Początek pracy Franciszka Smudy w drużynie z Lubelszczyzny nie był udany. W debiucie byłego selekcjonera reprezentacji Polski Górnik Łęczna przegrał 0:5 z Legią Warszawa, a na rozpoczęcie bieżącego roku w identycznym rozmiarze uległ Jagiellonii Białystok. Przełamanie przyszło w niedzielę, gdy zielono-czarni odprawili z kwitkiem Piasta Gliwice, choć sukces rodził się w bólach. - Ja tutaj przyszedłem nie do Realu Madryt. Zdawałem sobie sprawę, co mnie czeka - w swoim stylu przyznaje Smuda.
Chociaż Górnik jesienią nie prezentował się najlepiej, to podczas zimowych przygotowań 68-letni trener dał szansę przede wszystkim piłkarzom, którzy już byli w kadrze łęczyńskiej drużyny, by ci przekonali go do swoich umiejętności. - Jestem bardzo zadowolony z tych chłopaków. Naprawdę przyjemnie pracowało się z nimi przez te dwa miesiące. Żyję z nimi jak ojciec. Nie tak jak w innych klubach, gdzie 50 procent było u mnie dyktatury. Tu jest totalna demokracja - wyjaśnia Smuda.
Pomimo zajmowania ostatniego miejsca w tabeli Lotto Ekstraklasy doświadczony szkoleniowiec nie traci wiary w swoich podopiecznych i jest przekonany, że Górnik po raz trzeci z kolei uniknie spadku. - Ja z nimi żyję, ja chcę z nimi wygrywać i przegrywać. Po prostu mamy jeden cel - utrzymanie Górnika Łęczna w ekstraklasie - podkreśla były selekcjoner.
ZOBACZ WIDEO Fantastyczny powrót Realu Madryt! Królewscy uratowali pozycję lidera [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]