Wojciech Golla: W czerwcu być może zmienię klub

W pierwszym zespole Lecha Poznań byłem półtora roku, a nie dostałem chociaż jednej szansy. Gdybym przedłużył umowę, poszedłbym na wypożyczenie i kto wie, czy bym nie przepadł - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Wojciech Golla z NEC Nijmegen.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Wojciech Golla w reprezentacji Polski Newspix / Michał Stawowiak / Wojciech Golla w reprezentacji Polski

WP SportoweFakty: Tu ciągle tak pada?!

Wojciech Golla: - Może nie ciągle, ale Holandia to rzeczywiście nie jest słoneczna Hiszpania. Deszcz to tutaj normalność, trzeba do niego przywyknąć. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do takiej pogody, może wpaść w depresję. Aż tak?

- Może trochę przesadzam, ale jeśli jakiś piłkarz za jedno z kryterium transferu obrałby pogodę, to Holandia na pewno nie byłaby na pierwszym miejscu. A poza tym to całkiem fajne miejsce do życia, spokojne, ale też specyficzne. Po przyjeździe tutaj trzeba się nastawić na pewne różnice.

Jakiś przykład?

- Dużym problemem było znalezienie mieszkania. Gdy wynajmujesz mieszkanie w Polsce, jest ono zazwyczaj umeblowane. A tutaj? Kierownik drużyny pewnego dnia mówi mi: są cztery mieszkania do wyboru. Jadę więc z nim, żeby zobaczyć co to za cuda, wchodzę do każdego, a tam gołe ściany, brak podłóg, nawet kontaktów i włączników światła nie ma. Musiałem się sporo namęczyć, żeby znaleźć coś odpowiedniego. Poza tym - podatki. Jeśli nie chcesz zbyt dużo oddawać urzędowi, to do Holandii nie masz co przyjeżdżać, bo tutaj kasują prawie 50 procent. Jest też organizacja, która odciąga każdemu piłkarzowi sporą część wypłaty. Kasa ta jest wypłacana w ratach po zakończeniu kariery.

ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
Pana transfer do Holandii był zaskoczeniem dla wszystkich. Pan? Do Holandii? Chyba robiliście wszystko, żeby wiadomość za wcześnie nie ujrzała światła dziennego.

- Dokładnie tak było. Testy medyczne przechodziłem w Nijmegen, gdy do rozegrania w Polsce były jeszcze dwie ligowe kolejki. Miałem kilka ofert, między innymi z Izraela od drużyny, która grała w tym czasie w Lidze Europy. Doszedłem jednak do wniosku, że jeśli pójdę do Izraela, moja kariera od tego momentu prawdopodobnie będzie szła tylko w dół. W tamtym przypadku chodziło tylko o kasę, dostałem dobrą propozycję, można powiedzieć, że finansowo niezwykle korzystną, ale zdecydowałem, że ważniejsze dla mnie są kwestie sportowe i rozwój. I dlatego z Pogoni Szczecin poszedłem do NEC Nijmegen. Holandia znana jest z tego, że dla piłkarzy jest przystankiem w drodze do ligi angielskiej, francuskiej czy niemieckiej.

Ponoć podczas pierwszych treningów po przeprowadzce do Holandii czuł pan sporą różnicę umiejętności dzielącą pana od zawodników NEC.

- Czy sporą, to bym nie powiedział, ale na samym początku rzeczywiście różnica była odczuwalna. Podczas pierwszych treningów byłem w szoku, gdy widziałem na przykład, jak mocno koledzy podawali mi piłkę. To były mega mocne pasy, na pierwszych zajęciach miałem wrażenie, że wszyscy do mnie strzelają. Każdy trener tego w teorii uczy, ale nie każdy wymaga. Tutaj to obowiązek. Poza tym musiałem poprawić się z budowania gry od tyłu. Robiono mi treningi polegające na pressowaniu, agresywnym ataku, z którego jako obrońca musiałem wyjść. W Polsce takiego czegoś wcześniej nie doświadczyłem. Wiele mówi się o znakomitym, holenderskim szkoleniu i coś w tym jest. Jeśli młody piłkarz w Polsce ma szansę debiutu w wieku 17 lat, to na boisko wychodzi zestresowany, przestraszony. A w Holandii tego nie ma: młodzi wychodzą bez obaw, pewni siebie, wożą piłkę z wielkim luzem. Ma się wrażenie, że taki zawodnik zaliczył już 100 meczów w lidze. To nie jest przypadek i jest to odczuwalne dla zawodnika, który trafia tu z polskiej ligi.

Miał pan braki, a i tak z miejsca wskoczył pan do pierwszego składu. Od dwóch lat jest pan podstawowym obrońcą NEC. To nie zdarza się często, piłkarze opuszczający ekstraklasę przeważnie wyjeżdżają, ale do składu przebijają się powoli.

- Niczego nie dostałem za darmo. Zrobiono mi odpowiednie testy, wypadły bardzo dobrze, później dawałem też radę w treningu. Jeśli w zasadzie od razu zacząłem grać, to trenerzy musieli uznać, że prezentuję odpowiednio wysoki poziom. Od momentu wyjazdu poniżej pewnego pułapu nigdy nie zszedłem, to dla mnie ważne. W pierwszym sezonie zaliczyłem ponad 30 meczów, wszystkie od pierwszej minuty, większość po 90 minut. Teraz też nie narzekam, gram wszystko, co jest do zagrania. Wprawdzie nie do końca możemy być zadowoleni z wyników, szczególnie ostatnio, bo kilka meczów z rzędu przegraliśmy, ale robimy wszystko, żeby poprawić pozycję w tabeli.

Nijmegen staje się dla pana zbyt ciasne? Postawił pan sprawę jasno i powiedział klubowym władzom, że chce pan odejść?

- Pewne rozmowy rzeczywiście zostały przeprowadzone, lecz nie padły jeszcze deklaracje, o których pan wspomina. W czerwcu może się tak zdarzyć, że zmienię klub. Mój status nie jest tak oczywisty, bo kontrakt kończy mi się wprawdzie właśnie w czerwcu, ale jest w nim zapis mówiący, że klub w pewnych okolicznościach będzie mógł go jeszcze o rok przedłużyć. Jeśli tak się stanie, głos klubu będzie decydujący. Rozmawiałem już z menedżerem, wiem, że jest zainteresowanie, są zapytania. Nie chcę jednak mówić o konkretach.

Może chociaż kierunki…

- Holandia na razie się nie zgłosiła.

Może to i lepiej, bo kibice zdają sobie sprawę z istnienia kogoś takiego jak Wojciech Golla, ale gdy przychodzi do dyskusji na temat powołań do kadry, nikt nie wie, w jakiej jest pan formie. Trzeba przejść do poważniejszego klubu.

- Zdaję sobie sprawę, że holenderska liga w Polsce nie jest oglądana. Poziom jest jednak tutaj wysoki. Według mnie Eredivisie jest ligą lepszą, niż Ekstraklasa. W Polsce jest więcej walki fizycznej, tutaj trzeba jednak bardziej pograć w piłkę. Poza tym - indywidualności. Gdy grasz z najlepszymi, czyli z kimś z grupy Ajax, PSV, Feyenoord, od razu czujesz mega poziom. Czasem rywal kręci tobą niesamowicie i musisz się mocno sprężyć, żeby nie stracić gola. Poza tym, abstrahując od poziomu piłkarskiego, na meczach pojawia się wielu skautów, wysłanników klubów niemieckich czy angielskich. Można się tu łatwo wypromować. Nie ukrywam, że chciałbym się rozwijać i przejście do silniejszego klubu na pewno by mnie ucieszyło.

Na kolejnej stronie przeczytasz między innymi, jakie słowa Wojciech Golla usłyszał niedawno od Adama Nawałki oraz dlaczego musiał uciekać z Lecha Poznań, mimo że był członkiem pierwszej drużyny Kolejorza przez ponad rok.

Czy Wojciech Golla powinien zostać powołany do reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×