Dwumecz Realu z Bayernem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów był zapowiadany jako starcie dwóch piłkarzy z innej planety: Cristiano Ronaldo z Robertem Lewandowskim. Bezpośredni pojedynek Portugalczyka z Polakiem rozpalał nie tylko polskie media, ale też prasę w Hiszpanii i Niemczech. Gdy przed pierwszym meczem w Monachium sztab medyczny walczył z czasem, by postawić kontuzjowanego "Lewego" na nogi, zagraniczni dziennikarze prowadzili z tego relację na żywo. Z kolei gdy kapitan reprezentacji Polski wrócił do zdrowia i było pewne, że wystąpi w rewanżu na Bernabeu, Niemcy (poza Pierrem Winklerem z "Focusa") postrzegali go jako męża opatrznościowego Bayernu, a Hiszpanie widzieli w nim największe zagrożenie dla Królewskich.
Dla samego "Lewego" stawką tych pojedynków był nie tylko awans do półfinału Ligi Mistrzów, ale też walka o miano najlepszego piłkarza świata w 2017 roku. Triumf w Champions League i Złota Piłka to bowiem dwa brakujące klejnoty w koronie Lewandowskiego - osiągnięcia, bez których jeden z najlepszych środkowych napastników naszych czasów nigdy nie wyjdzie z cienia Zbigniewa Bońka i Kazimierza Deyny.
Zdobycie medalu mistrzostw świata, które mają w kolekcji Boniek i Deyna, nie zależy tylko od Lewandowskiego - potrzebuje do tego wsparcia kolegów z reprezentacji. Choć kadra Adama Nawałki osiąga najlepsze wyniki od trzech dekad, to mimo wszystko trudno widzieć w niej medalistę MŚ 2018. Łatwiej mu o wyrównanie bądź przebicie osiągnięć Bońka i Deyny w plebiscycie "France Football", którzy są jedynymi w historii Polakami na podium Złotej Piłki (odpowiednio w 1982 i 1978 roku).
Jeśli Lewandowski mógł na poważnie myśleć o przełamaniu trwającego już blisko dekadę duopolu Ronaldo i Lionela Messiego i liczyć się w walce o zdobycie Złotej Piłki albo wygranie plebiscytu FIFA, to właśnie w edycji za 2017 rok, w którym turniej rangi mistrzowskiej nie jest rozgrywany. Kapitan reprezentacji Polski jest skuteczny jak nigdy wcześniej, dotrzymując pod tym względem kroku samemu Messiemu, i z łatwością pokonuje kolejne bariery, ale we wtorek brutalnie ze złudzeń obdarł go Ronaldo.
ZOBACZ WIDEO Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani
Dwumecz Realu z Bayernem był popisem Portugalczyka, który wziął na siebie ciężar odpowiedzialności za wprowadzenie Realu do półfinału Ligi Mistrzów. Ronaldo strzelił aż pięć goli i jego gwiazda znów rozbłysła pełnym blaskiem. Lewandowskiego zabrakło w pierwszym spotkaniu z powodu kontuzji, a w rewanżu nie mógł sobie w żaden sposób poradzić z Nacho i Sergio Ramosem. Co prawda jeszcze raz pokazał, że ma nerwy ze stali i z rzutu karnego dał Bayernowi prowadzenie 1:0, ale potem przyćmił go Ronaldo, który skompletował hat-trick.
Dwie bramki Portugalczyk zdobył po wyraźnych błędach sędziów, ale za siedem miesięcy, gdy oddawane będą głosy w plebiscytach, nikt nie będzie o tym pamiętał - liczyć się będą tylko trofea w gablotach. A Lewandowskiego jako ćwierćfinalisty Champions League nikt nie wyróżni - mistrzostwo Niemiec i tytuły króla strzelców Bundesligi bądź el. MŚ 2018 nie zrobią wrażenia na międzynarodowej kapitule.
Choć prezydent Realu, Florentino Perez ma obsesję na punkcie kapitana reprezentacji Polski i co kilka miesięcy podejmuje próbę ściągnięcia "Lewego" do Królewskich, Polak broni się przed przenosinami na Bernabeu, tłumacząc, że w Bayernie niczego mu nie brakuje. Być może powinien zmienić zdanie, ponieważ - jak widać - z Madrytu na piłkarski szczyt jest znacznie bliżej niż z Monachium.
oh... wait...
Jemu sędzia na to nie pozwoli....