Dariusz Marzec: Bałagan i zmienność stanowisk Zbigniewa Bońka szkodzą polskiej piłce klubowej

Relacje na linii Ekstraklasa SA - PZPN są coraz bardziej napięte. Obie strony mają inne zdanie w wielu tematach. - Nie możemy wszyscy być zakładnikami nastrojów prezesa Bońka - mówi WP SportoweFakty Dariusz Marzec, prezes ekstraklasy.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
PAP / Bartłomiej Zborowski

Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: Co z tą reformą Ekstraklasy?

Dariusz Marzec, prezes Ekstraklasy SA: Reforma miała miejsce cztery lata temu, gdy wprowadzaliśmy nowy system. Dzisiaj można powiedzieć jedynie o korekcie. I to też nie jest przesądzone. System ESA 37 spełnił 11 z 12 postawionych przed nim celów w obszarze sportu i biznesu. Dlatego w grudniu rozpoczęliśmy dyskusję na temat przyszłości z akcjonariuszami i mediami. Przez cztery lata funkcjonowania ESA 37 wpływy do klubów wzrosły ze 100 do 150 milionów. Cały przychód klubów i Ekstraklasy SA skoczył z 400 do 600 milionów w tym sezonie. System podoba się kibicom, bo są emocje, frekwencja wzrosła z dwóch milionów do prawie trzech. I dlatego sugerujemy, żeby nie było żadnych zmian, bo nie są one potrzebne. Rekomendujemy, aby system został na kolejne lata. Jesteśmy jednak tylko częścią tego środowiska. Jeśli Rada Nadzorcza, kluby, PZPN będą miały inne zdanie, to być może zakończy się to inaczej. Tym bardziej, że Prezes Zbigniew Boniek zmienia zdanie co kilka tygodni. 7 czerwca dojdzie do spotkania wszystkich zainteresowanych stron, wtedy wiele się wyjaśni.

Dla jasności: decyzję w sprawie zniesienia dzielenia punktów oraz innych rekomendowanych zmian w regulaminie podjęła Rada Nadzorcza. Zarząd spółki Ekstraklasa SA, czyli w dużym uproszczeniu pan, był tu jedynie listonoszem, który dostarczył rekomendację do PZPN. Zarząd był przeciwko zmianom.

W skrócie można tak powiedzieć, pamiętając jednak, że zarząd składa się z trzech osób. Z powodów, o których powiedziałem przed momentem, byliśmy przeciwko zmianom. Ekstraklasa się rozwija, wszystko idzie dobrze, więc po co wprowadzać zmiany? Pojawiały się zarzuty, że system przeszkadza polskim klubom grać w europejskich rozgrywkach. Prawda jest taka: nasze miejsce w europejskim szeregu odpowiada naszej sile biznesowej. A zarządzanie klubem, to zarządzanie biznesem obciążonym ryzykiem, ryzykiem wyniku sportowego. W dzisiejszym futbolu rządzi pieniądz. Pięć największych lig ma ogromne przychody z tytułu praw mediowych i marketingowych oraz z europejskich pucharów. My funkcjonujemy w innej rzeczywistości, w futbolowej ekonomii nasza liga jest na 20. miejscu. Wychodzimy w ekstraklasie z założenia, że aby iść do góry, musimy się rozwijać w sferze biznesowej, ściągać jak najwięcej ludzi na stadiony, co przyciągnie więcej sponsorów, pojawi się więcej środków, które pozwolą na podniesienie poziomu sportowego. Krótkoterminowo środki będzie można inwestować w lepszych zawodników, długoterminowo - budowę akademii. Dzięki temu pojawią się lepsze wyniki, te ściągną jeszcze więcej ludzi... To jest nakręcająca się spirala. Musimy przejść z poziomu 125 milionów euro, na którym dziś jesteśmy jeśli chodzi o wszystkie kluby w ESA, do 250 milionów. To daje na dziś pierwszą "10" w rankingu sportowym.

ZOBACZ WIDEO Ibrahimović to medyczny fenomen. Jest na to dowód

Byliście zszokowani w ekstraklasie, gdy zarząd PZPN nie przyjął rekomendacji w sprawie zmian w regulaminie?

Byliśmy zaskoczeni z prostego powodu - przecież prezes Boniek podczas konferencji prasowej w kwietniu na Stadionie Narodowym mówił, że jest absolutnie za tym, aby znieść dzielenie punktów. Przecież w tej sprawie rozesłał nawet do klubów ekstraklasy specjalne pismo. Dodawał, że jeśli taka będzie wola klubów, to on nie będzie się sprzeciwiał. Co więcej, w Radzie Nadzorczej, która podjęła taką decyzję, PZPN ma swojego przedstawiciela. A gdy dostał to rozwiązanie na stół, waha się i jest przeciwny. Taka zmienność stanowiska jest poważnym uderzeniem w nasz wizerunek i powoduje bałagan, który nie służy spółce.

To normalna sytuacja, że jeden z akcjonariuszy krytykuje spółkę w mediach?

Nie, nawet w statucie jest jasno określone, że nie powinno być takich sytuacji. Liczę, że stanowisko się ustabilizuje, a związek będzie podchodził ze zrozumieniem do tego, co staramy się budować. Przecież prezes Boniek pięć lat temu był częścią dyskusji o reformie ligi, rekomendował dokładnie taki system, jaki dziś obowiązuje, czyli z podziałem punktów. Nie rozumiem, dlaczego dziś stanowisko jest zmieniane. Nie możemy wszyscy być zakładnikami nastrojów prezesa Bońka. To niepoważne.

Co dokładnie zostało przekazane do PZPN? Zarząd po zapoznaniu się z dokumentami poinformował, że nie wie, jaka jest długofalowa strategia ekstraklasy.

Na pewno nie były to "kwitki z pralni", jak łaskaw był prezes Boniek nazwać dokumentację spółki, w której jest akcjonariuszem. Swoją drogą to też pokazuje poziom merytoryczny dyskusji, jaką prowadzi. Dla mnie nieakceptowalny. Przed każdą Radą Nadzorczą, w której PZPN ma przecież swojego przedstawiciela, wysyłamy do jej członków odpowiedni materiał, który jest później prezentowany. Materiały wysłaliśmy w trybie standardowym. To, że prezes ich nie dostał, jest tylko kwestią wewnętrznego przepływu informacji między członkiem Rady z ramienia PZPN a prezesem Bońkiem. Tam proszę szukać odpowiedzi na pytanie, skąd się wziął taki bałagan.

A długofalowy plan działania?

Co do zarzutów o brak strategii, to paradoksalnie właśnie na tej Radzie Nadzorczej prezentowaliśmy strategię ekstraklasy do 2025 roku. Zajęło nam to 2,5 godziny. Strategia została jednogłośnie przyjęta przez Radę, bez zastrzeżeń. Prezes Boniek trafił więc kulą w płot. Już pomijam fakt, że może gdyby rok temu prezes ostentacyjnie nie wypisywał się z Rady Nadzorczej ekstraklasy, wiedziałby więcej. Takie wypowiedzi uderzają w pracowników spółek Ekstraklasa SA i Ekstraklasa Live Park, którzy w ostatnich latach wykonali ogromną pracę. Mówienie, że nie mamy strategii, szczególnie przy realizacji tak wielu celów i przy wzrostach, jest krzywdzące i jest oznaką braku szacunku.

Jak w takim razie będzie wyglądała liga w momencie przetargu na prawa telewizyjne?

To są rozmowy, które toczą się poza mediami. Ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta.

Czyli nie wiecie.

Nie musimy jeszcze podejmować takich decyzji ani wykonywać szybkich ruchów. Jako zarządzający spółką jestem zwolennikiem długofalowego planowania i przewidywalności. I chciałbym, żeby system rozgrywek był z góry ustalany na minimum 4-5 sezonów. Wszelkie uwagi klubów także uwzględniamy, jak choćby wpisanie do regulaminu poniedziałkowych meczów zespołów walczących w europejskich pucharach. Ten zapis zresztą też znalazł się w regulaminach, których PZPN nie przyjął. Realizujemy także prośbę o odrobinę wcześniejsze skończenie ligi, w okolicy połowy maja, aby drużyny miały więcej czasu na odpoczynek. Tak będzie w dwóch kolejnych sezonach.

Jaka jest szansa na to, że w Polsce wróci się do zwykłego systemu - bez podziału na grupy, dzielenia punktów?

Gdy wprowadzaliśmy ESA 37, byliśmy jedną z nielicznych lig, które grają w ten sposób. Dzisiaj takich lig jest 19... Taki jest trend w Europie.

Żadna czołowa liga tak nie gra.

Bo czołowe ligi mają pieniądze, choćby z praw mediowych i europejskich pucharów, ściągają największe gwiazdy. Im taki system jak u nas nie jest potrzebny, tak czy siak zapełniają stadiony dzięki wielkim zawodnikom. Wszystkie ligi - zaczynając zaraz za pierwszą dziesiątką, włączając Belgię i Holandię - szukają sposobów na uatrakcyjnienie rozgrywek, zakładając przy tym, że nie stać ich na największe gwiazdy. Dzisiaj wracając do sytuacji sprzed czterech sezonów, zaczęlibyśmy się cofać. Takie rozgrywki jak dziś - świadczą o tym twarde dane, wzrost frekwencji - podobają się kibicom. I to jest największy plus systemu, a nie podział punktów.

Ale likwidując dzielenie punktów, system będzie pozbawiony sensu. To się broniło właśnie dzięki dzieleniu.

Przede wszystkim w tym miejscu warto powiedzieć, że zarzuty o niesprawiedliwości systemu są nietrafione. Na przykład w teorii o wiele bardziej niesprawiedliwe są klasyczne play-offy, gdzie zabiera się zespołom cały dorobek uzbierany we wcześniejszej fazie. Żeby daleko nie szukać, cała Liga Mistrzów się na tym opiera. U nas zostawia się połowę dorobku, zostawia się handicap własnego boiska, czołowe zespoły cztery mecze grają u siebie i trzy na wyjeździe. Do tego drużyny, które w grupach zajmą pierwsze miejsce, z największymi rywalami grają u siebie. Można więc sobie wypracować w fazie zasadniczej coś, czego nie zabiera się w fazie finałowej. Jest sporo elementów świadczących o tym, że system jest sprawiedliwy, jak tylko się da przy jednoczesnym utrzymaniu emocji do samego końca sezonu.

Naszą rolą było pokazanie wszelkich analiz na temat ewentualnych zmian, przedstawiliśmy nasze raporty na forum Rady Nadzorczej czy podczas spotkania z akcjonariuszami. Pokazaliśmy wszystkie inne warianty gry - 12, 14, 16 zespołów... W zasadzie odrzuciliśmy w pełni ESA 34 (liga 18-zespołowa bez podziału na grupy - przyp.red.). Głównie finansowo, ale i organizacyjnie, na dziś nie ma środków, przynajmniej PZPN ich nie potwierdził, które uzupełniłyby lukę po dodaniu dwóch zespołów. To jest około 22 miliony za sezon, jeśli patrzymy na perspektywy dwu albo czteroletnie, mówimy o kwocie ponad 80 milionów. To trzeba będzie zabrać obecnym klubom ekstraklasy. Do tego dochodzą dodatkowe koszty produkcji telewizyjnej. Nikt nam nie zagwarantował takich pieniędzy. Bez spełnienia tego warunku dodanie dwóch zespołów obniży nam jakość sportową. Absolutnie tego nie chcemy i rekomendujemy jako rozwiązanie, którego nie powinniśmy przyjąć. Poza tym, PZPN zarządzający 1. ligą, musi ją dobrze przygotować. 1. liga nie jest na ten wariant gotowa. Nie ma odpowiedniej infrastruktury, stadionów, musi także wejść na wyższy poziom zarządzania. To da się osiągnąć, ale potrzeba współpracy i kilku lat przygotowań.

Czyli nie ma możliwości, żebyście powiększyli ligę.

Na dzisiaj, krótkofalowo - nie. Odeszliśmy od tego pięć sezonów temu, byłoby ogromnym błędem strategicznym wrócenie do starego systemu.

A ESA 30?

Mówiłem panu o pozytywnej spirali, a przy powrocie do ESA 30 trzeba by było mówić o spirali negatywnej. Mniej meczów, około 600 tysięcy mniej kibiców tylko w jednym sezonie, średnio 20 złotych za bilet to kilkanaście milionów mniejsze przychody dla klubów, to dalej mniej transmisji, mniejsza oglądalność, więc przy przetargu telewizja mniej będzie chciała za to zapłacić. Do tego zbyt długie przerwy, kluby muszą grać mecze towarzyskie i płacić piłkarzom za nic.

Piłkarze też muszą kiedyś odpocząć. Teraz grają praktycznie non-stop.

Oczywiście, dlatego kolejne sezony będą kończyć się w połowie maja. Być może trzeba się także zastanowić, czy nie powinien być zmodyfikowany system rozgrywania Pucharu Polski. Istnieją przecież systemy, w których nie gra się rewanżów. To pierwszy z brzegu element, który mógłby ulżyć klubom grającym w ekstraklasie. Być może należy porozmawiać o tym z PZPN.

Jak się panu współpracuje ze Zbigniewem Bońkiem? W 2013 roku mówił, że jeśli reforma ligi, to tylko z dzieleniem punktów. W kwietniu 2017 nawoływał już o zniesienie dzielenia. Tydzień temu - zaciągnął hamulec w sprawie zniesienia dzielenia. Tak samo było z VAR - w marcu mówił o wprowadzeniu powtórek, że to idiotyzm totalny i nie ma pozwolenia UEFA, a po dwóch miesiącach PZPN wprowadza system. Trudno za prezesem nadążyć.

Dodam do pana listy jeszcze jedną sytuację. Pewnej soboty byliśmy z prezesem Bońkiem w programie u Krzysztofa Stanowskiego. Prezes był przeciwko VAR, ale dzień później, po intensywnej dyskusji twitterowej widziałem, że VAR zaczął być już rozważany. Zbigniew Boniek to legenda polskiej piłki - ma tak wielkie zasługi dla naszego futbolu, że może się wypowiadać na każdy temat, ale niech to robi z głową. Prezes zawsze podkreśla, że jest człowiekiem sportu. Ja z kolei - mimo że sport rozumiem bardzo dobrze, bo sam profesjonalnie go uprawiałem i występowałem, co prawda w innej dyscyplinie, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej, to jednak większość mojego życia zawodowego to biznes. I tego się ode mnie oczekuje, jako od prezesa spółki. Żebym prowadził biznes w sposób stabilny, przewidywalny, długofalowy. Jeśli pyta mnie pan, jak się nam współpracuje - normalnie rozmawiamy. Mamy rozmowy telefoniczne, czasem się spotykamy przy różnych okazjach, ale zmienność nastrojów i permanentny bałagan stanowisk u lidera polskiej piłki niewątpliwie przeszkadzają. Taka zmienność decyzji jest z dużą szkodą dla polskiej piłki klubowej. Prezesa Bońka wychowywał nie będę, to nie moja rola. Realizuję dla klubów pewną strategię, do której zostałem powołany z innymi członkami zarządu. Liczby, które prezentujemy, poprawa płynności finansowej klubów, wiedza przekazywana klubom - to wszystko jest efektem naszej pracy. Byłoby więc o wiele łatwiej, gdybyśmy takich kłód pod nogi nie dostawali. Tym bardziej, że kiedy zapytałem prezesa Bońka o jego strategię budowania polskiej piłki, milczał. Po 5 latach na urzędzie…

Czuje pan zwykłą niechęć Zbigniewa Bońka do pana i ludzi z ekstraklasy? Bo gdy czytałem ostatni wywiad z prezesem PZPN, miłości do ESA w nim nie widziałem.

Nie wiem z czego to wynika. Gdy czasem zdarza nam się rozmawiać, są to merytoryczne dyskusje, w których często dochodzimy do wspólnych wniosków, czasem do przeciwnych, ale nie we wszystkim musimy się zgadzać. Jako osoby, które stoją na czele poważnych organizacji, musimy prezentować spójność, długofalowość. Tego dzisiaj brakuje. I tego problemu na pewno nie powoduje liga, bo wielokrotnie staraliśmy się inicjować spotkania. Na poziomie operacyjnym współpraca ekstraklasy z PZPN wygląda bardzo dobrze, problem mamy z dłuższą perspektywą.

Kiedy się to wszystko popsuło? Gdy ekstraklasa zablokowała zmianę statutu PZPN?

Nie zostałem powołany na swoje stanowisko, żeby robić politykę. Jestem tu od biznesu, nie chcę zabierać głosu w tematach politycznych.

Na temat plotek, że prezes Zbigniew Boniek rozpoczął grę, w której stawką jest przejęcie kontroli nad ekstraklasą, też nie chce się pan wypowiadać?

PZPN to jeden z akcjonariuszy, ma takie same prawa jak 16 zespołów ekstraklasy. I musi to zrozumieć. Może dyskutować z klubami, Radą Nadzorczą o kształcie rozgrywek, piłki klubowej. Jeśli ma lepszą wizję, może się nią dzielić, nie będę tego przecież w żaden sposób blokował. Prezes Boniek może działać w kierunku, by spółka funkcjonowała po jego myśli. Ale na dzisiaj, gdyby spółka była prowadzona przez prezesa Bońka, co tydzień mielibyśmy zmiany decyzji w kluczowych kwestiach. To nie wpływałoby na poprawę wartości ani spółki, ani praw mediowych i marketingowych, które sprzedajemy.

Jaka jest teraz rola Macieja Wandzla w ekstraklasie? Odkąd zniknął z Legii, zniknął także z mediów, a rolę chyba wciąż odgrywa dość ważną.

Maciej jest wciąż przewodniczącym Rady Nadzorczej, taki stan rzeczy ma trwać do września. Wtedy zawsze Rada Nadzorcza się zmienia. To wynik ustaleń między właścicielami klubów. Od tamtej pory były dwie Rady Nadzorcze, którym Maciej przewodniczył. A co będzie później…

No właśnie, szykuje się trzęsienie ziemi?

Co będzie później, zobaczymy. To decyzja klubów. Jako zarząd jesteśmy zależni od akcjonariuszy. Na co dzień my zarządzamy spółką i tutaj mamy w wielu obszarach swobodę działania. Zaufanie do zarządu powinno być duże, bo wszystkie wskaźniki idą do góry.

Gdy patrzy się teraz na medialne doniesienia można odnieść wrażenie, że system VAR wprowadzany jest tylko przez PZPN, a od was zupełnie nic nie zależy. Gdy patrzy pan na ten przekaz, co pan sobie myśli?

Powiem tak: cieszę się, że prezes Boniek dał się przekonać do VAR. Jeśli chce to traktować jako swój sukces, to bardzo proszę. To dobre dla ligi, więc nie będę się spierał. Nie chcemy sobie przypisywać zasług. Nie chcę być w każdym aspekcie polskiej piłki cytowany. Robimy wiele rzeczy po cichu i nie mam z tym żadnego problemu. Kwestia sędziów w lidze jest tak zorganizowana, że to PZPN za nich odpowiada, a my płacimy kilka milionów złotych za ich pracę. Naturalne jest, że PZPN zgłosił się do naszej spółki Ekstraklasa Live Park, bo to oni odpowiadają za pokazywanie meczów i technologię. A to, że prezes chce wszystkie zasługi wziąć na siebie - super. Jeśli jest liderem polskiej piłki nożnej, niech bierze. Moje ego to przeżyje.

Czyli chce pan powiedzieć, że - mówiąc ogólnie - to, jak teraz wygląda kwestia wdrożenia VAR, to efekt wspólnych ustaleń PZPN i Ekstraklasy?

Jest kilka osób z ramienia PZPN, które są zaangażowane w kwestię VAR, jest kilka osób ze spółek Ekstraklasa SA i Ekstraklasa Live Park. Jak ostatecznie VAR będzie wyglądał, wciąż nie można powiedzieć. Opcje wciąż są dwie - albo podłączenie się światłowodem do wszystkich stadionów i zorganizowanie jednego centrum z powtórkami - to wersja droższa. Druga wersja to mini vany. Ma swoje korzyści, jak choćby mobilność, czyli można by było obsługiwać inne rozgrywki, jak na przykład Puchar Polski. Decyzje jeszcze nie zapadły. Aby to dobrze wprowadzić, na pewno nie można mówić, że już od lipca VAR będzie powszechnie dostępny w ekstraklasie.

Ligi, które od sezonu 2017-18 uruchamiają VAR, testowały system przez ponad rok. U nas chce się to wdrożyć w dwa miesiące. Nie uważa pan, że pośpiech w tym temacie nie jest wskazany?

Oczywiście, że nie jest. Zmiana nie może prowadzić do zaszkodzenia wizerunkowi. Wydaje mi się, że prezes Boniek nie patrzy na dobro spółki, mimo że jest jej udziałowcem i często to podkreśla. Z jednej strony cieszę się, że prace ruszyły, z drugiej będziemy to śledzić i rekomendować najlepsze rozwiązania. Nasi eksperci z Ekstraklasa Live Park są cały czas do dyspozycji, ale odpowiedzialność jest po stronie PZPN. Liczę, że nie będziemy tego wprowadzać na szybko.

Kontrowersje budzi pomysł wysyłania systemu na tylko trzy mecze w kolejce.

Bo jak wybrać mecze, w których ma być obecny VAR? Liczymy na stabilne stanowisko PZPN i rozwiązanie, w którym technologię będzie można wprowadzić we wszystkich meczach. Na dziś takie podejście to tematu wydaje się sensowne. To trzeba jednak dokładnie przeliczyć, nie jest to moje oficjalne stanowisko, bo wciąż nie otrzymałem dokładnych analiz. Nie chciałbym się wypowiadać, a jutro zmieniać zdanie. Mówię tylko, co wydaje mi się logiczne. Nie umiem panu powiedzieć, kiedy i na jakich zasadach technologia zacznie być stosowana. Być może będzie to już w 10 kolejce, a być może dopiero w rundzie finałowej.

Wiadomo już, kto i w jakim stopniu zapłaci za tę technologię?

Nie. Ale współfinansowanie, jako że PZPN odpowiada za sędziów i jakość ich pracy, to absolutne minimum.

Czytaj inne teksty autora

Czy dzielenie punktów w Ekstraklasie po fazie zasadniczej powinno zostać zlikwidowane?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×