- Paszport nie wystarczy. W UEFA jest pan zarejestrowany na dowód osobisty. Zdjęcie możemy zostawić z Euro 2016, bo wiele się pan nie zmienił, a teraz proszę do stanowiska policji - przy fabrycznej taśmie wydawania akredytacji na najważniejszy piłkarski mecz sezonu dołożono jedno stanowisko.
Policjant jest miły. Na wielkiej kartce, na której napisane jest tylko imię i nazwisko dziennikarza, stawia wielką czerwoną pieczęć. Niczego nie sprawdza, pyta tylko, jaką pracę będę wykonywał na stadionie.
- Będę pisał - odpowiadam. - A to w porządku - odpowiada. - Zaraz pana wyczytają i dostanie pan odpowiedni identyfikator. Proszę go nie dawać nikomu innemu, nawet na chwilę. Jeśli się zgubi, duplikatu nie będzie, będą za to problemy - mówi policjant i życzy bezpiecznego meczu. Chyba sam nie za bardzo rozumie swoją rolę, chociaż słowo "bezpieczny" mówi bardzo powoli i wyraźnie, jakby od tego rzeczywiście zależało, czy sobotni mecz przebiegnie w spokojnej atmosferze.
Od kiedy Cardiff przyznano prawo organizacji meczu finałowego Ligi Mistrzów, Europa kilka razy zatrzęsła się w posadach. Ataki terrorystyczne w Paryżu, Berlinie i ostatnio w oddalonym od stolicy Walii raptem o dwieście mil Manchesterze, sprawiły, że najważniejsze piłkarskie spotkanie sezonu odbędzie się przy czerwonym, migającym świetle ostrzegawczym. Bezpieczeństwa kibiców pilnuje na ulicach dwa tysiące policjantów, posiłki sprowadzono z całego kraju.
ZOBACZ WIDEO Czynnik ludzki nie może decydować o stracie milionów Euro. Dyskusja na temat systemu VAR w #dzieńdobryWP
Zabezpieczenie imprezy porównuje się tu ze szczytem NATO, który w 2014 odbył się w pobliskim Newport. Teraz na Cardiff patrzy jednak cały świat, mecz transmitowany będzie do ponad dwustu krajów.
Policjanci na ulicach dzielą się na trzy grupy. Bobbies są jak drogowskazy. Tam jest wejście, tam toaleta, dobra kawa to do 18.30, później trzeba szukać w pubach, ale tańsze będzie piwo. Bobby przed stadionem rysuje wirtualną, nieprzekraczalną linie, bliżej nie można podejść. Policjant ma informować, nie straszyć. Sam zakłada swoją czapkę turystom fotografującym się przed obiektem. Zastępuje selfie-sticka, proponuje pomoc, uśmiecha się i żartuje. Nawet psa pomoże uspokoić. - Pewnie jest za Juventusem - mówi do labradora, któremu nie spodobała się grupa przykryta hiszpańskimi flagami.
Na ulicach pełno jednak także patroli z długą bronią, z palcami na cynglach. Obserwują tłumy kibiców z poważną miną, może nie mają straszyć, ale przynajmniej stwarzać wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą. Wiedzą, że mają wsparcie swoich kolegów w cywilnych ubraniach, którzy wmieszali się w grupy fanów. W piątek wieczorem na mieście nie było awantur, zresztą - mała bijatyka na nikim nie zrobiłaby wrażenia, są poważniejsze sprawy.
Uzbrojonych po zęby policjantów na ulicach Cardiff jest sześciuset, mają prawo do wyrywkowych kontroli pod byle pretekstem. Miejscowe media czekają na każdy szczegół - dzień przed meczem policja wybiła szybę w samochodzie zaparkowanym niedaleko stadionu - tym zaczynały się lokalne informacje w radiu. Auto miało za szybą już trzy mandaty, obserwowane było od tygodnia. Chłodny komentarz mieszkańca: - Może trzeba było je po prostu odholować?
Sobotnie gazety opisują też sposoby, na jakie zdecydowały się władze, by Cardiff wydało się turystom miastem czystym i przyjaznym. Poza powieszeniem kwiatów w wielkich donicach na głównym deptaku, podobizn piłkarzy wszystkich drużyn grających w tym sezonie Ligi Mistrzów (z Legii to Miroslav Radović) na murach zamku, zdecydowano się także usunąć z centrum miasta bezdomnych. Do "WalesOnline" zgłosiło się pięć osób, które to spotkało.
Ratusz zaprzecza, by nakazał działania tego typu policji, policja mówi jednak anonimowo: "Usuwamy tych, którzy zachowują się aspołecznie". Cokolwiek to znaczy. Ratusz chętnie opowiada za to, że Cardiff trafić ma na turystyczne mapy ludzi, którzy zobaczą choćby jedno zdjęcie z miasta w telewizji podczas transmisji meczu. Wyliczono nawet, że dzisiaj o Walii dowie się 1,3 miliarda ludzi. Widocznie dobrze, by dowiedzieli się, że bezdomnych w Walii po prostu nie ma.
W dniu meczu w okolice stadionu dostaną się już tylko kibice posiadający bilety. Na trybuny nie można wnieść nawet plastikowej torby, tak jakby bomby nosiło się w plastikowych torbach. Stadion dachu - po raz pierwszy w historii finału Ligi Mistrzów - zostanie zamknięty, by uniemożliwić atak na boisko dokonany przez drony. Tak jakby dach w czymkolwiek przeszkadzał bombie zrzuconej przez drona.
W prewencji podobno ważne są jednak gesty. Kibice mają mieć poczucie, że policja trzyma rękę na pulsie i można zająć się zabawą i wielkim futbolem.
Finałowy mecz Ligi Mistrzów między Realem Madryt a Juventusem Turyn odbędzie się w sobotę o 20.45 polskiego czasu.
Michał Kołodziejczyk z Cardiff