Michał Kołodziejczyk z Cardiff: Twórca i tworzywo

- Jesteśmy tak dobrzy, bo świetnie czujemy się w swoim towarzystwie - powiedział Zinedine Zidane po wygraniu Ligi Mistrzów. Artysta wie, jak postępować z artystami.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Zidane dwa razy wygrał Ligę Mistrzów z Realem jako trener PAP/EPA / PAP/EPA/ANDY RAIN / Zidane dwa razy wygrał Ligę Mistrzów z Realem jako trener

Półtora roku temu wiadomo było, że Zidane blisko jest wzięcia spraw w swoje ręce. Nie dlatego, że widziano go w gabinecie Florentino Pereza, to byłoby zbyt proste. Widziano tam jednak także jego żonę i czwórkę dzieci, a to już oznaczało, że dzieje się coś ważnego - dla Zidane'a zdanie najbliższych było zawsze ważniejsze niż opinia przełożonych. To przecież żona chciała, by po zakończeniu kariery cała rodzina została w Madrycie, a nie wracała do Włoch czy Francji. Być może pod stadionem Santiago Bernabeu powinien stanąć jej pomnik, bo przyczyniła się do napisania nowej historii Realu.

Projekt "Zinedine trenerem" także jej się spodobał. Mąż był przecież świetnym piłkarzem i to prawda - potrafił przez pół roku nie odzywać się do któregoś z zawodników drużyny rezerw, którą do tej pory prowadził - ale przecież nad komunikacją można popracować. Półtora roku później prezydent Perez po triumfie w Cardiff oświadczył, że Zidane właśnie zapewnił sobie dożywotnią pracę. Bo był najlepszym piłkarzem świata, a teraz jest najlepszym trenerem i w Realu chcą go na zawsze.

Zidane nie rysował taktyki, a później nie szukał do niej piłkarzy. Rozróżnił twórców od tworzywa i chyba pierwszy w Europie zrozumiał, że we współczesnym futbolu kadra nie przez przypadek ma 23 nazwiska. Ktoś powie: "Bo miał pieniądze na zawodników" i będzie miał rację. Tyle że posiadanie pieniędzy nie jest grzechem, grzechem jest je głupio wydawać. W ostatnich latach Manchester City i Paris Saint-Germain pięknie tłumaczą nawet najmłodszym kibicom, że za pieniądze nie kupisz wszystkiego, a już na pewno nie sukcesu i miłości.

Real Zidane'a to Real korzystający z własnych zasobów. W zakończonym właśnie sezonie aż dwudziestu piłkarzy rozegrało ponad tysiąc minut, bo trener każdemu chciał pokazać, jak jest ważny i potrzebny. W kadrze nie było miejsca na pląsy i dąsy - nawet Cristiano Ronaldo strzelił tylko 42 gole czyniąc z sezonu, w którym wygrał mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów, jednym z najgorszych dla siebie statystycznie od kiedy trafił do Realu. Bo teraz bardziej pracuje dla drużyny. I jak - mówi Perez - trafia wtedy, kiedy musi, czyli jak w Cardiff - w najważniejszych momentach.

Komunikacja, w której siłę w przypadku Zidane'a tak na początku wątpiono - okazała się jedną z jego najsilniejszych stron. Galaktyczny Real nie dostarcza pożywki dla brukowców. Nie ma kretów w szatni, jak za Mourinho, nie ma syndromu oblężonej twierdzy i poziomu ego, z którego upadek grozi potłuczeniem. Może nie jest to banda kumpli, bo to we współczesnej piłce prawdziwa rzadkość. To banda samców alfa, którzy pogodzili się z tym, że tylko Zidane jest alfą i omegą.

ZOBACZ WIDEO Kosowski nie ma wątpliwości. "Ten mecz przejdzie do historii"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×