- Jestem dumny z tej drużyny, z każdego który pracował w sztabie. Na pierwszej odprawie powiedziałem, że mamy mieć zakodowane, że walczymy o mistrzostwo Polski. Mamy myśleć pozytywnie. Ta drużyna miała sporą stratę, kilka drużyn przed sobą. I przegoniła wszystkich. Dlatego jestem z niej dumny - powiedział wzruszony Jacek Magiera po bezbramkowym remisie z Lechią Gdańsk. Remisie, który dał Legii Warszawa tytuł mistrzowski.
Dziennikarze również uderzyli w nieco patetyczny ton. Jeden zapytał nawet: "Czuje się pan jak wygrany, czy bardziej jak geniusz?"
Magiera nie dał się zbić z tropu: - Eugeniusz! - wypalił. Tak chciałem sobie wziąć na bierzmowaniu, ale ostatecznie zdecydowałem się na Marek, ze względu na brata (Marek Magiera, brat Jacka, jest znanym komentatorem siatkówki - red.).
Magiera podkreślił, że kluczowa była gra na wyjazdach. - Ta drużyna ma znakomite statystyki. Na wyjeździe wygraliśmy 10 kolejnych spotkań. Oczywiście można grać lepiej na własnym terenie - zaznaczył.
Co jest jednak istotne, to to, że Legia poradziła sobie nieźle na obu frontach. - Zobaczcie, z kim graliśmy w pucharach. Real Madryt wygrał Ligę Mistrzów, Ajax był w finale Ligi Europy - podkreśla. I dodaje, że dla niego samego był to również szalony czas.
ZOBACZ WIDEO Żewłakow: żyjemy w erze Cristiano Ronaldo
- W 2016 roku przejąłem Zagłębie Sosnowiec, zadebiutowałem w Pucharze Polski na szczeblu centralnym, potem zadebiutowałem w I lidze, potem już w Warszawie zadebiutowałem w Lidze Mistrzów, a kilka dni później w ekstraklasie. Wiosną zadebiutowałem w Lidze Europy - wyliczał. Jako debiutant spisał się na piątkę z plusem. A przecież niewiele brakowało. Legia w pewnym momencie straciła kontrolę nad wydarzeniami. Na trybunie prasowej ktoś nawet padł na kolana i się modlił. Trochę to wszystko było na własne życzenie, bo Legia nie ryzykowała w tym meczu z byt wiele, jakby mając przekonanie, że remis da jej tytuł.
- Nie baliśmy się zaryzykować, ale było nerwowo, gdy się mecz skończył dowiedzieliśmy się, że w Białymstoku zostało jeszcze kilka minut gry. Kilka zdrowasiek trzeba było w tej końcówce odmówić - przyznał Magiera.
Trener rywali, Piotr Nowak, był niepocieszony. - Z jednej strony jest w nas duże rozczarowanie, bo do szczęścia zabrakło nam bardzo niewiele. Z drugiej mogę powiedzieć, że jestem dumny z moich piłkarzy za to, jak zagrali w tych siedmiu meczach grupy mistrzowskiej. Zdobyliśmy w nich 15 punktów, jednak to nie wystarczyło do tego, by zająć miejsce na podium - powiedział.
- Widać było, że w tym spotkaniu żaden z zespołów nie chciał się otworzyć i położyć kart na stół. My i Legia dobrze wiedzieliśmy, że jedna bramka może przesądzić o zwycięstwie, dlatego nikt nie chciał jej stracić. Sprawę pogmatwała nam czerwona kartka dla Sławka Peszki, po której musieliśmy zabezpieczyć tyły. Bez jednego zawodnika trudno nam też było groźniej zaatakować Legię na jej terenie - stwierdził.
Nie ma dyskusji, że dla Lechii czwarte miejsce jest katastrofą, ale z drugiej strony w Gdańsku musieli się z tym liczyć. Wygrana z Legią była mało prawdopodobna.
- Kończymy sezon na czwartym miejscu, co jest dla nas nauczką na przyszłość. Musimy być bardziej konsekwentni i zbierać punkty przez cały sezon. Trudno ukryć rozczarowanie, bo zabrakło nam bardzo niewiele. Mimo bardzo dobrej postawie w grupie mistrzowskiej, jesteśmy bez medalu i bez europejskich pucharów – zakończył szkoleniowiec Lechii.