Mecz odbył się pod koniec maja. Na trybunach obok zwykłych kibiców usiedli bojówkarze. Według Radia Kraków było ich około 400. Mecz nie interesował żadnego. Na boisku lądowały race, w kierunku sektora rodzinnego leciały petardy hukowe. Jedna z nich raniła Wójtowicza.
- W tłum ludzi siedzących na trybunie dla rodziców zostało rzuconych kilkanaście petard. Zaczęła się panika, ludzie zatykali uszy i uciekali. Był płacz dzieci. Jedna petarda spadła na moje kolana. Gdy chciałem ją zrzucić, wybuchła mi w ręce - opowiada sam poszkodowany w rozmowie z Radiem Kraków.
Na stadionie nie było karetki, dotarła dopiero po 15 minutach. Wójtowiczowi amputowano dwa palce: kciuk i wskazujący. A mecz trwał dalej. Po jego zakończeniu policjanci wylegitymowali kilku pseudokibiców, jeden z nich dostał mandat w wysokości 500 zł za wniesienie na obiekt petard i rac.
Trybuna Unii Oświęcim na meczu z Beskidem Andrychów:
Sprawców odpowiedzialnych za wypadek zatrzymać się nie udało. Według policji to wina organizatorów spotkania, bo za porządek na meczu odpowiada ochrona. Ta podczas przeszukań rac ani petard nie znalazła.
ZOBACZ WIDEO Kosowski nie ma wątpliwości. "Ten mecz przejdzie do historii"
W identyfikacji sprawców nie pomoże też raczej monitoring. - W sektorze ogrodzonym siatką była bardzo duża grupa stłoczonych osób. Około 300 w miejscu, gdzie powinno ich być 100. Były identycznie ubrane. Zostały także odpalone flary, przez co było spore zadymienie. Wyodrębnienie sprawcy z nagrania jest bardzo trudne - wyjaśnia rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej policji Sebastian Gleń.
MZPN nałożył na Beskid karę w wysokości 750 złotych (maksymalna, jaką przewiduje taryfikator, to 1000). Kibice Unii dostali zakaz wyjazdu na trzy kolejne mecze.
Wójtowicz zapowiedział już, że skieruje sprawę do sądu. Możliwe, że czekają go kolejne amputacje. 38-latek jest stolarzem i samotnie wychowuje dwie córki.